Prawdziwa piłkarska marka może spaść z ligi, może przegrać ważny mecz, może mieć mnóstwo rozlicznych kłopotów. Ale prawdziwej piłkarskiej marki nie da się zabić. Kolejny dowód daje Parma, która dwa lata po bankructwie już zdążyła wrócić do Serie B.
Wyjście z Serie D w pierwszym sezonie było bezproblemowe. Przedarli się bez choćby jednej porażki. Serie C to już jednak inna para kaloszy. W sezonie zasadniczym przegrali osiem razy i musieli uznać wyższość innej ciekawej firmy – Venezii. Drugie miejsce dawało awans do baraży. Są to baraże, z których ucieszyłby się Dariusz Szpakowski: repasaże pełną gębą, 28 drużyn w stawce. Pierwsza runda, druga runda, potem “final eight”.
Parma pokonała Piacenzę, Lucchese, Pordenone, a w finale Alessandrię. Łącznie grubo ponad czterdzieści meczów, ale zakończonych happy endem. Finałowy mecz z trybun ogląda m.in. Hernan Crespo.
Szybki powrót takiej firmy w zasadzie nie powinien dziwić. Z miejsca Parmą zajęli się poważni ludzie: prezydentem klubu w pierwszej fazie odbudowy był Nevio Scala, który prowadził Parmę do Coppa Italia, Pucharu Zdobywców Pucharów, Superpucharu Europy, Pucharu UEFA, a także brązowego medalu w Serie A. Nie mogli mieć lepszego człowieka na to miejsce. Sama jego obecność w Parmie wzbudzała zaufanie dla nowego projektu.
Do tego jest też morze kibiców. Parma z frekwencją 10.230 przebijała grające w Serie A Empoli i Crotone. W Serie B lepsze było w sezonie 16/17 tylko Bari, Hellas Verona, Cesena i Salernitana.
W składzie nie brakuje uznanych weteranów jak Emanuele Calaio, najlepszy snajper drużyny. Legendarny status pieczętuje Alessandro Lucarelli, który jako jedyny nie odszedł z klubu nawet po bankructwie. Na karku zaraz czwarty krzyżyk, ale butów na kołku wieszać nie zamierza. Za rok stuknie mu dekada w klubie. Z całym szacunkiem dla wszystkich gwiazd Parmy sprzed lat, to Lucarelli w oczach fanów już ich przerósł.
Choć oczywiście te zdjęcia wciąż wiszą nad łóżkami najzagorzalszych kibiców:
Nie mamy wątpliwości: kwestią czasu jest, gdy Parma wróci do Serie A. To wciąż magnes zarówno dla piłkarzy, jak i dla sponsorów. Serie B łatwą ligą nie jest, trzeba mieć sporo charakteru, żeby się z niej wygrzebać, ale skoro przetrwali piekło Serie C, to są zaprawieni w bojach. Zresztą, na dobrą sprawę przeżyli własną śmierć. Czy mogą się ugiąć przed dowolnym wyzwaniem piłkarskim?