Reklama

Czy to już czas na zmianę w polskiej bramce?

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2017, 12:04 • 5 min czytania 48 komentarzy

Mecz polskiej młodzieżówki ze Słowacją odsłonił szereg problemów w naszej drużynie. Jednym z nich był Jakub Wrąbel, który – delikatnie rzecz ujmując – nie sprawiał, że nasi obrońcy czuli się na boisku pewniej. Przeciwnie, był cholernie niepewny, w ogóle nie radził sobie z dośrodkowaniami, a i był bardzo bliski podarowania rywalom gola, kiedy to stosunkowo łatwy strzał wypluł wprost pod nogi napastnika. Nie mamy też poczucia, że wypożyczony ze Śląska golkiper zrobił absolutnie wszystko przy pierwszym golu dla rywali. Przeciwnie, każdy strzał, który mógł się skończyć golem, przy naszym bramkarzu lądował w siatce.

Czy to już czas na zmianę w polskiej bramce?

Wrąbel jako podstawowy bramkarz młodzieżówki Dorny to swoisty przykład tego, jak futbol bywa przewrotny. Bo przecież na ławce naszej drużyny siedzi Bartłomiej Drągowski, czyli golkiper, który osiągnął nieporównywalnie więcej, i który – nie mamy co do tego wątpliwości – na tę chwilę jest nieporównywalnie lepszym zawodnikiem. Różnica pomiędzy Wrąblem i Drągowskim jest jednak taka, że jeden regularnie gra w pierwszej drużynie swojego klubu, a drugi nie. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy doszukiwać się w zeszłorocznym okienku transferowym. Latem 2016 było tak:

– Drągowski za 3,2 miliona euro (najwyższy transfer w historii Jagiellonii) przeszedł do 5. drużyny Serie A.
– Wrąbel na zasadzie wypożyczenia (po przegraniu rywalizacji z Pawełkiem) przeszedł do 13. drużyny I ligi.

Rzecz jasna już wtedy można było przewidzieć, że jeden z nich na jakiś czas przestanie grać, a drugi zacznie. Różnicy poziomów nie ma jednak nawet co porównywać. Przypomnijmy, że w barwach Fiorentiny od razu nie grał nawet Artur Boruc, który siedział na ławce do listopada. Drągowski miał swoją szansę dostać w styczniu, ale w kluczowym momencie przytrafiła mu się kontuzja kolana. Po wyleczeniu ogrywał się więc w Primaverze (gdzie m.in. trafił mu się poważny babol), a na koniec sezonu wreszcie zadebiutował w Serie A. I naprawdę ciężko zakładać, że był to dla niego zupełnie stracony czas. Przeciwnie, jego przypadek trochę przypomina początki Łukasza Skorupskiego we Włoszech, który nawet przez dwa sezony głównie się przyglądał, ale pomimo to zanotował postęp i po wskoczeniu między słupki Empoli błyskawicznie dobił do czołówki bramkarzy w Serie A.

Drągowski zagrał więc tylko w jednym meczu w pierwszej drużynie Fiorentiny, ale też w ostatnim czasie zaliczył nawet więcej minut w Primaverze, niż Wrąbel w I lidze (czy to naprawdę aż taka wielka różnica poziomów?). Na treningach współpracował z czołowymi specjalistami, podpatrywał Tatarusanu i bronił uderzenia Kalinicia czy Bernardeschiego. A gdzieś w tym samym czasie Wrąbel rywalizował o miejsce w bramce z Patrykiem Królczykiem, a na treningach łapał strzały Daniela Ferugi i Karola Angielskiego.

Reklama

Inna sprawa, że Dorna z wyborem pierwszego bramkarza nie czekał do momentu, aż debiutancki sezon Drągowskiego we Florencji okaże się klapą. Do lata 2016, kiedy obaj bramkarze zmienili kluby, selekcjoner wszystkim dawał szanse niemal po równo. Na siedem spotkań tej młodzieżówki Drągowski bronił w dwóch, Wrąbel w dwóch, a Podleśny w trzech (dziś nie ma go w kadrze). Natomiast później pozycja pierwszego bramkarza wyraźnie się wyklarowała, bo w sześciu kolejnych meczach Drągowski bronił tylko raz (częściej jeździł na U-19), a Wrąbel aż pięć. Dodajmy też, że były golkiper Jagi ani razu nie zawiódł, bo w swoich trzech meczach u Dorny nie puścił ani jednego gola. Ale też i Wrąbel prezentował się bardzo dobrze, zwłaszcza w pamiętnym starciu z Niemcami.

Być może więc nie ma co szukać tu dziury w całym, bo forma Wrąbla mogła być po prostu wyższa. Ale też trudno w tym wszystkim pominąć fakt, że z tej dwójki jeden już zdążył udowodnić, że jest dobrym bramkarzem, a o drugim jedynie mówi się, że może nim zostać. Drągowski rozegrał dwa pełne sezony w ekstraklasie, a w rozgrywkach 2014/15 był najlepszym piłkarzem całej ligi, a w bramce dokonywał cudów. Wie jak to jest zagrać 64 mecze w ekstraklasie. Wie jak smakują mecze o najwyższą stawkę, w których jego drużyna gra o tytuł, a stadiony są wypełnione po brzegi. Wie jak to jest być odpowiedzialnym za wynik, jak to jest dostać w kluczowym meczu karnego w ostatnich sekundach, jak to jest nie wytrzymać presji i jak smakuje krytyka. Jak na swój wiek doświadczenia ma naprawdę mnóstwo.

Natomiast Wrąbel jest tutaj zupełnie zielony. Dwukrotnie dostał szansę w Śląsku (raz na 7 meczów, raz na 4) i za każdym razem sam sadzał się na ławce koszmarnymi babolami. Wydawałoby się, że Mariusz Pawełek to idealny konkurent do miejsca w składzie, i że przy nim Wrąblowi uda się płynnie wejść do grania. A okazało się, że ten sam, popełniający błąd za błędem Pawełek wypchnął go z klubu na wypożyczenie. Wrąbel dwukrotnie udowodnił, że ekstraklasa to dla niego wciąż za wysokie progi, a i w pierwszej lidze jakąś wielką gwiazdą się nie stał. Przeciwnie, raporty InStat obnażają to, co widzieliśmy chociażby przedwczoraj – ogromne problemy przy dośrodkowaniach. Wrąbel legitymuje się fatalną skutecznością interwencji na przedpolu, zaledwie na poziomie 88 procent. Tylko 4 z 32 bramkarzy, którzy w tym sezonie grywali na zapleczu, miało tu gorszy wynik. Z kolei sumaryczny współczynnik InStat Index umieszcza Wrąbla dopiero na 13. miejscu wśród pierwszoligowych golkiperów. Czyli szału nie ma.

I, niestety, te problemy Wrąbla doskonale było widać też w meczu ze Słowacją. Przede wszystkim można było odnieść wrażenie, że nie do końca udźwignął presję. Rzecz jasna nie da się dziś przewidzieć, czy lepiej udałoby się to Drągowskiemu, ale też nasi rywale pokazali nam, że to możliwe. U nich między słupkami stał bramkarz, który także nie gra w swoim klubie, co jednak nie przeszkodziło mu m.in. w cudowny sposób obronić strzał Dawidowicza. Innymi słowy, regularność występów w ostatnich miesiącach wcale nie musi być tutaj kluczowa, a wszystko inne przemawia już za Drągowskim. Czy zatem to już czas na zmianę w naszej bramce?

[yop_poll id=”28″]

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

48 komentarzy

Loading...