Reklama

Blog #6: boskie ciało, boski umysł

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

18 czerwca 2017, 21:26 • 4 min czytania 6 komentarzy

Co trzeba zrobić, by mieć siły na ekspresowe wejście na ośmiotysięcznik, by potem zjechać z niego na nartach? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo oprócz właściwego przygotowania organizmu i głowy, jeszcze kilka kwestii musi odpowiednio się zazębić.

Blog #6: boskie ciało, boski umysł

Tak mnie naszło kiedy jechałem przez Pomorze mijając procesje z okazji Bożego Ciała. Szukając odpowiedzi na to pytanie przechodzą mi przez głowę myśli, jak ludzkie pojęcie. Po pierwsze bowiem trzeba się urodzić z „tym czymś”. Czy to talent, czy dar boży. Jak zwał, tak zwał. Geny? Jędrek ma dziesięcioro rodzeństwa, a dokonuje wyczynów, na jakie stać jednostki w skali światowej. Urodził się w Łętowni, a do Zakopanego trafił za starszym bratem. Mimo że Grzegorz pracuje w górach – jest TOPR-owcem, przewodnikiem górskim o międzynarodowych uprawnieniach – tak wybitnego organizmu jak „młody” nie ma. Bo mało kto ma, o ile w ogóle. Organizm to jedno, ale skąd wiedzieć, że właśnie do danej aktywności mamy ciało stworzone idealnie, na obraz i podobieństwo? W przypadku Andrzeja zazębiło się wiele kwestii, ale kluczowe były przenosiny w Tatry. To mu otworzyło drogę w góry. Na sukcesy w skialpinizmie długo nie czekał, choć ciężko pracował. I tak mu to zostało.

Trening i starty w zawodach to doskonalenie ciała, co w górach musi iść w parze z budowaniem mocy głowy, czyli zbieraniem doświadczenia, poznawaniem gór, umiejętności rozpoznawania śniegu, zagrożeń, techniki jazdy, wspinania, chodzenia, biegania, testowania i stosowania sprzętu… Niekończąca się historia. Trening tytaniczny. Godziny spędzone w górach, dzień w dzień. Często można spotkać Jędrka w Tatrach. Kiedy my wracamy po całym dniu spędzonym na nartach czy jakiejś pieszej/narciarskiej wycieczce, on dopiero rusza kiedy zaczyna powoli zapadać zmrok. Musi znać góry nie tylko za pięknej, słonecznej pogody, ale także w najgorszą śnieżycę, mgłę i zagrożenie lawinowe. Do tego wszystkiego dochodzi znajomość własnego organizmu. Dieta to jedno, ale jego zachowanie na wysokości to zupełnie inna bajka. W Chamonix codziennie pokonywał trasę góra-dół, w stronę Mont Blanc. Im więcej metrów w górę, tym lepiej. Tu wciąż trwało szykowanie kondycyjne organizmu. Do budowania aklimatyzacji dodatkowo służyły namioty tlenowe, które symulują wysokogórskie warunki. Ograniczają zawartość tlenu w powietrzu do żądanej wysokości. Na tym etapie wciąż nie musiał drastycznie żyłować wyników. Będzie miał czas zbudować aklimatyzację podczas wielodniowego trekkingu do bazy pod K2.

Spędziłem kilka dni w bazie treningowej w Les Houches koło Chamonix. Niesamowite miejsce. Outdoorowy raj. Byłem już tu kiedyś, bodaj 12 lat temu na mistrzostwach świata w adventure racingu. Asystowałem polskiemu zespołowi Speleo jako wysłannik Przeglądu Sportowego. Pamiętałem, że to genialne miejsce, ale nie miałem okazji zażyć wówczas ruchu, gdyż miałem zgoła inne obowiązki. Tym razem moje zadanie to maksymalnie przygotować się do pobytu w bazie pod K2. W Chamonix dzień zaczynał się od rozruchu na balkonie. Taśmy TRX, ekspandory do judo (z chwytami imitującymi rękawy judogi), karimaty, rolki do masażu, skakanka. A po śniadaniu co nam do głowy przyszło. Wspinanie? Proszę bardzo. W promieniu kilku kilometrów dwa świetne spoty do wspinaczki skałkowej. Wyższe góry? Proszę! Albo spod domu w górę w stronę Mont Blanc, albo kolejka na Aquille du Midi. Wariantów innych wiele, nieskończenie wiele. Do tego właściwie codziennie jeździliśmy na rowerach szosowych. Jędrek robił swoje kilometry i przewyższenia, a my skromnie „rozkręcaliśmy nogę”. 30, 40 km, kilkaset metrów przewyższeń i… chce się żyć! Jeździliśmy ponad Chamonix – w stronę przełęczy nad Argentiere, lub w dół doliny. Z pogodą trafiło nam się jak ślepej kurze ziarno. Sucho, ciepło, słonecznie i długi dzień. Taka robota to przyjemność! Ostatni trening należał do Bogusława Leśnodorskiego. Zawziął się w treningu, co wiąże się ze sporą stratą tkanki tłuszczowej, której dochrapał się za prezesury w Legii. A teraz dodatkowo zaczęła mu łydka podawać. Szedł jak zły! Ciężko było nadążyć! Mam nadzieję, że na Baltoro nie będzie nam tak uciekał ;).

Zdrowia i Przygód
DARIUSZ URBANOWICZ

Reklama

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

6 komentarzy

Loading...