Dzisiaj zaczynamy Euro U21, czyli od jakiegoś czasu stężenie talentów na metr kwadratowy poszło w Polsce sporo do góry. Może nawet więcej – przecież nie jest wykluczone, że po którymś z naszych miast przechadza się właśnie przyszła legenda futbolu, przyszły najlepszy piłkarz w historii tej dyscypliny. Tego nie wiemy, ale postanowiliśmy sprawdzić czy zawodnicy, którzy zostawali w przeszłości najlepszymi graczami tych zawodów, porobili potem konkretne kariery.
Problem z młodzieżowymi turniejami jest taki, że czasami bywają niemiarodajne – poziom jest niższy niż w zmaganiach seniorów i ci młodzi goście często gdzieś gubią się po drodze. Dobrym przykładem będą mistrzostwa świata U20 – choćby koronę króla strzelców potrafili wziąć kozacy – Messi czy Aguero – ale częściej trafiała ona do osób anonimowych. No bo kto dziś kojarzy Dominica Adiyiaha, Ebenezera Assifuaha, czy, zostawiając już temat przebitych blach, Wiktora Kowalenko i Bence Mervo (gdyby nie przeleciał przez ekstraklasę).
Albo inny argument, bardziej nam bliższy. Polacy niejednokrotnie potrafili sięgnąć po krążek na turnieju młodzieżowym, a później, w polu piłkarskiej dorosłości, wiele z tego nie było. Naczelnym dowodem są mistrzostwa U18 z 2001 w Finlandii. Który z naszych zrobił wówczas karierę o jakiej myślał wtedy, gdy czuł się królem życia ze złotym medalem na szyi? Pewnie nawet Kuszczak chciał jeszcze więcej niż ławka w United, solidne kariery porobili Golański, Mila, Brożek, Kaźmierczak, może Madej, ale to raczej tyle. A Nawotczyński, Sierant, Radler, Zawadzki, kilku kolejnych? To utracone pokolenie.
Sławomir Wojciechowski, przy okazji ostatniej rozmowy na Weszło, był w stanie sobie przypomnieć trzech piłkarzy, z którymi zdobył brąz mistrzostw U16 i którzy zrobili jakąkolwiek karierę. Onyszko, Sazanowicz, Biskup.
Mistrzostwa U21 są inne, głównie dlatego, że często grają w nich piłkarze już ukształtowani, mający po 22 czy nawet 23 lata. Wczoraj przedstawiliśmy wam ranking najlepszych, którzy zjechali do Polski i naprawdę niektóre nazwiska robią kolosalne wrażenie. Saul Niguez, Asensio, Sanches, Donnarumma, Deulofeu… To już są właściwie seniorzy, ostatni raz przebrani za juniorów.
Dlatego wybór przez UEFA najlepszego piłkarza tego turnieju jest ważny, ponieważ Golden Boy – jak określa się zwycięzcę – bardzo często był rzeczywiście złoty, choć oczywiście zdarzały się wyjątki. Wygranych jest dwudziestu i żeby pokazać, jak pozytywnie rozkłada się stosunek dobrych piłkarzy do tych słabszych, podzieliliśmy ich na cztery kategorie. Zawodnicy, którzy zrobili:
– zajebistą karierę
– dobrą karierę
– solidną karierę
– przeciętną karierę.
Zajebista kariera: Rudi Voeller, Manuel Sanchis, Laurent Blanc, Davor Suker, Luis Figo, Fabio Cannavaro, Andrea Pirlo, Petr Cech
Kapitalna ósemka, goście, których tak naprawdę nie trzeba przedstawiać. Zróbmy więc inaczej – wyobraźcie sobie, że wyżej wymienieni panowie organizują wyprzedaż garażową i przynoszą ze sobą trofea zdobyte w czasie kariery. Wśród najważniejszych byłyby cztery złote krążki mistrzostw świata, złoto mistrzostw Europy, osiem medali za wygranie Ligi Mistrzów, dwie Złote Piłki, statuetkę za króla strzelców mundialu i masa innych pucharów, medali i tak dalej. Innymi słowy, błyśnięcie na turnieju do lat 21 było dla tych gości tylko początkiem, w swojej galerii sukcesów tytuł Golden Boya nie ma dla nich pewnie większego znaczenia, poza tym sentymentalnym.
Dobra kariera: Anatoliy Demyanenko, Juan Mata, Klaas-Jan Huntelaar
Żeby było jasne, cała trójka to świetni piłkarze, ale jednak chcieliśmy rozgraniczyć ich, a Figo czy Pirlo to mimo wszystko inna półka. Ktoś powie – taki Mata przecież wygrywał mundial, mistrzostwo Europy i Ligę Mistrzów. Pewnie, ale choćby w reprezentacji nie odgrywał większej roli, na mundialu w Brazylii zagrał przez 20 minut, na polskim Euro 180 sekund i strzelił gola, ale już na 4:0 przeciwko Włochom w finale, gdy mieliśmy po zabawie. To wciąż dobry, bardzo dobry piłkarz, lecz grający piętro niżej niż tamta ósemka.
Demyanenko to z kolei drugi zwycięzca nagrody Golden Boya – triumfował w 1980 roku. Jest absolutną legendą Dynama Kijów, pięciokrotnie wygrywał mistrzostwo ZSRR, sięgnął po Puchar Zdobywców Pucharów, zagrał w barwach kijowian ponad 300 meczów. Z kadrą była na trzech mundialach, natomiast w 1988 roku grał w finale Euro, kiedy ZSRR przegrało 2:0 z Holendrami. W 2000 został wybrany jako trzeci najlepszy ukraiński piłkarz w historii – po Szewczence i Błochinie. Co ciekawe, w 1991 roku zahaczył o Widzew Łódź, ale polski klub nie miał z niego wiele pożytku, 13 meczów i tyle go widziano. Natomiast Huntelaar, choć wyhamował, nastukał goli nieprzyzwoicie dużo, bo grubo ponad 300. Poza tym, ma dwa krążki mundialu – srebro w RPA i brąz w Brazylii.
Solidna kariera: Vahid Halilhodzić, Alberto Gilardino, Mark Hateley
Gilardino ma mistrzostwo świata i wygrał Ligę Mistrzów, ale znów – jak w przypadku Maty – nie był główną postacią reprezentacji i Milanu. Gdy Rossoneri ogrywali Liverpool dostał w finale dwie minuty, gdy Włosi byli górą nad Francuzami w ogóle nie wybiegł na boisko. Choć swój większy moment ma, to on podawał do Del Piero przy bramce na 2:0 w półfinale.
Zapowiadał się jednak trochę lepiej, strzelał regularnie, ale nigdy nie był choćby królem strzelców Serie A – nawet gdy dwukrotnie miał 23 bramki w sezonie. Też stąd, przez spore oczekiwanie, jego kariera była „tylko” solidna.
Halilhodzić to również przykład porządnego snajpera, walnął ponad 200 bramek przez całą karierę, zdobył tytuł mistrza Francji, dwa tytuły króla strzelców Ligue 1. Solidnym piłkarzem był również Hateley – blisko 200 goli na poziomie klubowym, mistrzostwo Francji, sześć mistrzostw Szkocji, ale jest z kolei niespełnionym w kadrze. 32 mecze i dziewięć bramek to wynik tylko przeciętny.
Przeciętna kariera: Renato Buso, Francesc Arnau, Royston Drenthe, Marcus Berg
Różne historie. Drenthe sam rozmienił się na drobne, wejście do Realu miał przecież kozackie, tak wyglądała jego pierwsza bramka w bramkach Królewskich:
No, ale zamiast wielkiej kariery wybrał imprezy, kobiety, alkohol, wszystko co wiąże się z szeroko pojętym nocnym życiem. Zresztą – przypadek Holendra opisaliśmy TUTAJ. Dodajmy tylko, że Drenthe już w piłkę nie gra, skończył karierę.
Berg? Chyba brakowało mu jednak talentu, ot, solidny piłkarz i tyle. W Bundeslidze się nie przebił, jeśli strzelał, to na średnich boiskach, greckich i holenderskich, być może to był kres jego możliwości. Buso i Arnau przepadli, bo jechali na turniej jako piłkarze Sampdorii (w 1992 roku to była konkretna ekipa) i Barcelony, a potem wiodło się im już tylko gorzej. Hiszpan przez pięć lat uzbierał 24 spotkania w barwach Blaugrany, następnie dekadę spędził w Maladze, z którą zdobył… Puchar Intertoto. Włoch wytrzymał w Genui jeszcze rok, następnie kręcił się w Napoli, Lazio, Piacenzie i Cagliari. Po turnieju zapisał na swoim koncie tylko Puchar Włoch, na pewno gdy kończyło się Euro liczył na więcej.
*
Jeśli ktoś szybko liczy to zauważył, że nie wymieniliśmy dwóch piłkarzy – czyli Thiago Alcantary i Williama Carvalho, a więc ostatnich zwycięzców. Jest po prostu zdecydowanie za wcześnie, by umieszczać ich w jednej bądź drugiej kategorii, mają przed sobą wiele lat grania i mogą skończyć równie dobrze obok Gilardino, co i tak będzie sukcesem, jak i koło Figo, co będzie przejściem do historii.
W każdym razie – wśród zwycięzców przykładów pozytywnych jest zdecydowanie więcej, toteż ten turniej naprawdę trzeba śledzić uważnie. Tutaj jak najbardziej może pokazać się legenda futbolu.