Starcie Manchesteru United z Milanem było dwumeczem niezwykle jednostronnym, jakiego nie spodziewalibyśmy się po tych dwóch ekipach. 7:2 mogłyby Czerwone Diabły wygrać, ale z przeciwnikiem mniej poważnym, na pewno nie z Pirlo, Ronaldinho, Beckhamem, Nestą czy choćby Silvą… A jednak.
Choć to też nie było tak, że Rossoneri nie mieli swoich szans, po prostu nie do końca z nich korzystali. Choć na San Siro nawet prowadzili po trafieniu Ronaldinho, to przed przerwą wyrównał Scholes. W drugiej odsłonie Rooney dał gościom prowadzenie, a za chwilę wbił gwoździa do trumny gospodarzy. Fletcher idealnie zagrał w pole karne, a tam niespodziewanie wyskoczył Wazza i w zasadzie było po meczu. Trafił co prawda jeszcze Seedorf, ale 2:3 u siebie to żaden wynik – w rewanżu obserwowaliśmy już całkowity popis drużyny z Manchesteru, która wygrała 4:0.
[ od 0:15]