Carlo Ancelotti jest trenerem bardzo specyficznym, co czyni go bardzo dobrym w swoim fachu. Na konferencjach zachowuje się trochę jak Jose Mourinho, chociaż nie aż tak arogancko, próbując zdejmować ze swoich podopiecznych presję. Jednak i tak najlepszy jest poza światłem fleszy czy kamer, gdy może pogadać o wszystkim ze swoimi zawodnikami. Zresztą wystarczy przeczytać wypowiedzi jego byłych piłkarzy i wnioski nasuwają się same. Okazja, by napisać o charakterze, sukcesach i innych rzeczach należących do Carlo jest wręcz idealna – Ancelotti obchodzi dzisiaj 58. urodziny.
Zanim przejdziemy do jego trenerskiej kariery, trzeba przypomnieć o Ancelottim piłkarzu. A był świetnym. Nie każdy aspirujący grajek po zawieszeniu butów na kołku będzie mógł stwierdzić, że grał w dwóch wybitnych włoskich ekipach. A „Carletto”, mimo że nie lubi się chwalić, może. Przywdziewał trykoty zarówno AS Romy, jak i Milanu. A to już samo w sobie jest wielkim osiągnięciem. Warte odnotowania jest również to, że z Ancelottim w składzie rzymianie sięgnęli po jeden z trzech w historii triumf w lidze włoskiej.
Jednak jeszcze większe sukcesy Carlo osiągał jako trener. Co prawda w Juventusie nie zrobił demostracji, ale niejako dobrze poukładał zespół po odejściu Marcello Lippiego. Po tym, jak z Mediolanu wróciła legenda Sampdorii, Ancelotti pożegnał się z posadą. Postanowił wrócić do Parmy, ale tak na dobra sprawę jak królik z kapelusza z ofertą wyskoczył Milan i „Carletto” obrał ze swoją łajbą inny kierunek.
W stolicy Lombardii zrobił fantastyczną robotę, a ona mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby nie kompromitacja (przepraszamy wyznawców kościoła Ancelottiego, ale inaczej nie potrafimy tego ująć) w pamiętnym meczu przeciwko Liverpoolowi w Stambule. Mógłby zapewnić gablocie na San Siro trzy trofea za triumf w Lidze Mistrzów, a nie „jedynie” dwa (najpierw w 2003 roku odegrał się na Juve w finale, a w 2007 w Atenach Milan był lepszy od „The Reds”). Jego pobyt w Mediolanie przyniósł nam jeszcze więcej idealnie opisujących charakter Włocha anegdot. Chociażby ta o starciu słownym z kibicem „Rossonerich”:
„Pewnego wieczoru na San Siro nie chciałem zdjąć z boiska Clarence’a Seedorfa. Część kibiców na trybunach wyrażała swoje niezadowolenie z tej decyzji. Pewien dżentelmen krzyczał głośniej od pozostałych:
– Wracaj do Parmy i żryj swoje tortellini jak świnia.
– A ty się pier…
Krzyczał do mnie po włosku, ja natomiast odpowiedziałem mu czystą łaciną. W żadnym razie nie zamierzałem bronić Seedorfa. Po prostu nie znoszę, gdy ktoś obraża tortellini”.
Gdy ktoś mu coś wytknął, to on to tak ripostował, że wszystko obracał w śmiech. Ta sytuacja z tortellini nie jest jedyna. Przed tytułowym cytatem, powiedział, że “nie lubi braku szacunku dla świń”. Mistrz ciętej riposty, wybitny trener, ze świetnymi relacjami ze swoimi podopieczymi. Ideał.