Co ma malutka Łotwa wspólnego z wielkim sportem? Zdecydowanie niewiele. Polscy kibice kojarzą głównie Artjoma Rudnevsa, który kiedyś w barwach Lecha wbił trzy gole Juventusowi oraz wpadkę kadry prowadzonej przez Zbigniewa Bońka w eliminacjach do Euro 2004 (0:1 z Łotwą w Warszawie). Występ na mistrzostwach Europy w Portugalii to zresztą jeden z większych sukcesów łotewskiego sportu. Aż do dzisiaj… Jelena Ostapenko sprawiła gigantyczną sensację i wygrała Roland Garros!
Kiedy piłkarze z Łotwy awansowali na Euro, Jelena miała siedem lat. Pewnie nie widziała, jak jej rodacy zdołali wyszarpać remis z Niemcami. Na pewno nie myślała wtedy, że kilkanaście lat później to ona będzie największą gwiazdą łotewskiego sportu. Prawdę mówiąc, niewiele na to wskazywało jeszcze dwa tygodnie temu.
Ostapenko zaczynała Roland Garros pod koniec piątej dziesiątki światowego rankingu. W Paryżu nigdy wcześniej nie wygrała nawet meczu – rok temu odpadła w pierwszej rundzie turnieju głównego, dwa lata temu – w pierwszej rundzie eliminacji. Oczywiście, wszyscy wiedzieli, że ma potencjał, w końcu miała na koncie choćby zwycięstwo w juniorskim Wimbledonie. Ale coś takiego? Przed startem Roland Garros większe szanse na wygraną bukmacherzy dawali nawet wracającej po kontuzji Agnieszce Radwańskiej, która paryski turniej traktuje jak zło konieczne i nigdy nie przeszła ćwierćfinału.
Ostapenko od samego początku turnieju biła wyżej notowane rywalki, między innymi mistrzynię olimpijską Monicę Puig, zwyciężczynię US Open Samanthę Stosur, byłą liderkę rankingu Karolinę Woźniacką, . „Biła” to dobre słowo, bo kluczem do sukcesu 20-latki z Łotwy była ogromna siła. Jak duża? Dość powiedzieć, że średnia prędkość jej uderzeń z forhendu w całym turnieju była większa niż Andy’ego Murraya, numeru jeden rankingu mężczyzn!
A propos numerów jeden – wygrywając dziś z Simoną Halep powstrzymała Rumunkę przed wskoczeniem na pierwszą pozycję listy WTA. Dodajmy tylko, że bukmacherzy nie dawali jej żadnych szans…
Zwycięstwo Ostapenko to jedna z największych sensacji światowego sportu ostatnich lat. Szok takiej rangi, jak wygrana Grecji na wspomnianym Euro 2004, czy porażka Mika Tysona z Douglasem Busterem. Dość powiedzieć, że od ponad 30 lat w finale Roland Garros nie było żadnej nierozstawionej tenisistki, a na takim Wimbledonie na przykład najniżej notowana mistrzyni była rozstawiona z numerem 23 (Venus Williams). Różnica jest taka, że Mima Jausovec finał w 1983 roku przegrała z Chris Evert, zaś Łotyszka zdołała pokonać także ostatnią przeszkodę. Inna sprawa, że chyba była skazana na sukces w Paryżu, bo urodziła się w dniu, w którym legendarny Gustavo Kuerten, jeden z najbardziej charyzmatycznych mistrzów Roland Garros, zdobywał swój pierwszy tytuł na paryskich kortach.
– Nie mogę uwierzyć w to, że jestem mistrzynią Roland Garros, i to zaledwie w wieku 20 lat. To coś niesamowitego. Nie wiem, co powiedzieć, jestem niezwykle szczęśliwa – mówiła odbierając puchar Ostapenko, której droga do wygranej nie była łatwa. Przegrała pierwszego seta 4:6, a w drugim było już 3:0 dla Halep. Łotyszka zdołała jednak odwrócić losy meczu, głównie dzięki bardzo agresywnej grze. – Przegrywałam, ale wciąż wierzyłam i walczyłam. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało.
What a way to win it!
Take a bow, Jelena Ostapenko 🙌 #RG17 pic.twitter.com/1HzT15wKlF
— Eurosport UK (@Eurosport_UK) June 10, 2017
A stało się tyle, że 47. rakieta świata, której szczytem osiągnięć w turniejach wielkoszlemowych była 3. runda, właśnie wygrała jedną z najważniejszych imprez sezonu. Dodajmy, że to pierwszy wygrany przez nią turniej w dorosłej karierze. Co jeszcze? Do tej pory zarobiła nieco ponad 1,2 mln dolarów, a tylko w Paryżu zgarnęła 2 mln euro. 47. miejsce to także przeszłość – Jelena miała 1,165 punktów, a w ciągu ostatnich dwóch tygodni dołożyła do tego następne 2 tysiące – w poniedziałek powinna znaleźć się w okolicach 15. miejsca w rankingu.
A teraz, z ręką na sercu – kto jeszcze dwa tygodnie w ogóle kojarzył nazwisko Ostapenko?