Lech Poznań nie potrafi grać meczów o stawkę, o czym świadczą wyniki w finałach PP, w eliminacjach pucharów czy w ważnych ligowych starciach. Lech Poznań nie potrafi grać meczów z głównymi rywalami do mistrzostwa, bo w łącznie ośmiu spotkaniach z Legią, Lechią i Jagą ugrał w tym sezonie tylko cztery punkty. Już mieliśmy pisać, że piłkarze Nenada Bjelicy pewnym ruchem wzięli do rąk kartkę z powyższymi stwierdzeniami, zgnietli ją i wrzucili do kosza, trafiając z gracją Michaela Jordana. A potem była druga połowa meczu z Jagiellonią, w której wszystko potwierdziło się co do joty.
Naprawdę byliśmy pod wrażeniem zespołu gości. Lech nie triumfował, bo Jagiellonii wychodziło tak mało, że balibyśmy się powierzyć jej piłkarzom podlewanie kwiatków. Lech triumfował pomimo tego, że rywal starał się zostać mistrzem Polski i dość wysoko zawiesił poprzeczkę.
Radosław Majewski potrafił w ważnym momencie strzelić bramkę, z czym miewał przecież ogromne problemy.
Maciej Makuszewski podnosił głowę przed dograniem, z czym miewał przecież ogromne problemy.
Duet Trałka-Tetteh nie stanowił hamulca ofensywnych poczynań Kolejorza i umiejętnie dzielił się robotą, z czym miewał przecież ogromne problemy.
Jeśli dodamy, że reszta lechitów po prostu zagrała swoje, to byliśmy już o krok od stwierdzenia, że to najlepszy mecz Kolejorza w tym sezonie. Początek był jednak trochę podobny do wczorajszego finału LM, w którym najpierw Juve zaatakowało jakby jutra miało nie być, a Real strzelił bramkę. Tutaj Jagiellonia zaczęła lepiej, agresywniej, ale w 11. minucie to Majewski otworzył wynik. A dalej mieliśmy wymianę ciosów. W niezłej sytuacji przestrzelił Wilusz. Strzał Romanczuka obronił Putnocky. Robak zmarnował wyśmienite podanie Majewskiego. Nieznacznie pomylił się Tomasik. Bomba Vassiljeva minimalnie minęła bramkę. No i w końcu kapitalne podanie Jevticia na gola w 39. minucie zamienił Trałka.
2-0 i świetna gra. Wydawało się, że tego spieprzyć już nie można.
W 54. minucie Michał Probierz ściągnął z boiska Konstantina Vassiljeva, później ten sam los spotkał Fedor Cernycha. No umówmy się – w meczu o mistrzostwo Polski obecność na boisku liderów byłaby jednak wskazana. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce wprowadzenie Novikovasa, no i też Świderskiego okazało się strzałem w sam środek tarczy.
Lech z drużyny pazernej i pewnej swoich umiejętności stał się ekipą grająca w trybie: poczekajmy i zobaczmy, co się wydarzy. Łącznie dwa strzały w ciągu drugiej połowy – to mówi wszystko. A Jaga chciała bardzo. Nie wychodziło stoperom, bo w dobrych okazjach przestrzelił i Runje, i Guti, ale wyszło Górlaskiemu, który zamienił na bramkę podanie Novikovasa i samemu Litwinowi, który w 87. minucie wyrównał po ładnej akcji całego zespołu. I pozostawało 13 minut nadziei, bo sędzia musiał doliczyć sporo czasu. Chwilę później z boiska wyleciał Jevtić po tym, jak odcięło mu prąd, jednak do ważniejszej sytuacji z jego udziałem doszło wcześniej – po jego zagraniu ręką w polu karnym goniącej Jagiellonii należał się rzut karny. Trudna sytuacja do oceny, ale jednak. To mogło tak wiele zmienić. Był jeszcze strzał Tomasika, który nieznacznie minął bramkę, ale na więcej Jagiellonii nie było już stać.
Ale to był i tak piękny powrót z dalekiej podroży. Gdyby skończył się mistrzostwem, opowiadalibyśmy o nim latami. Teraz po prostu bijemy brawo. Lechowi też, bo koniec końców – mimo dzisiejszego, hm…, minimalizmu – zagra w pucharach.
Jagiellonia Białystok – Lech Poznań 2:2
Bramki: Majewski 11′, Trałka 39′ – Góralski 77′, Novikovas 87′
Składy:
Jagiellonia: Kelemen 5 – Burliga 5 (Chomczenowskyj 4), Runje 4, Guti 5, Tomasik 3 – Góralski 7, Romanczuk 6 – Frankowski 6, Vassiljev 4 (Novikovas 8), Cernych 3 (Świderski 6) – Sheridan 6
Lech: Putnocky 5 – Kędziora 7, Bednarek 5, Wilusz 4, Kostewycz 4 – Trałka 7 (Radut 5), Tetteh 4 – Makuszewski 6 (Pawłowski -), Majewski 7, Jevtić 4 – Robak 4 (Bille Nielsen -)
Fot. FotoPyK