– Hej, Frank, o co tu chodzi?
– No?
– Dlaczego na lotnisku nazwanym moim nazwiskiem stoi popiersie jakiegoś typa? Kto to w ogóle jest?
– Nie wiem. Ej, Cris! Ale tu jest napisane, że to jesteś ty!
Jeszcze niedawno taki dialog z którymś ze swoim kumpli mógł przeprowadzić Cristiano Ronaldo oglądając rzeźbę ze swoją podobizną. Na pewno doskonale pamiętacie tę historię – władze lotniska na Maderze chciały zrobić Portugalczykowi miły gest, a zamiast tego wprawiły w totalną konsternację, bo osoba na popiersiu, które miało być fajną formą docenienia, podobna jest zupełnie do nikogo. Szczerze powiedziawszy już prędzej powiedzielibyśmy, że to podobizna Ryśka Petru, ale cóż – zdarza się. “Artysta” spartolił robotę, kasa zapłacona, trzeba było dać jak jest. Bywa i tak.
I teraz złapcie się mocno czegoś stabilnego. Piłkarze Realu jeszcze nie przestali kręcić beczki z Ronaldo, a tu… kolejnym piłkarzem “Królewskich” zajął się ten sam artysta!
Gareth Bale jak malowany. Dwie krople wody
Jak dla nas to raczej jakiś weteran z filmów wojennych albo członek kolumbijskiego kartelu z Narcos, ale co tam – sztuka jest sztuka. Popiersie niestety nie zostanie umieszczone w jednym z trzech nadających się do tego miejsc (piwnica “artysty”, salon “artysty” i strych “artysty”) tylko… w okolicach stadionu w Cardiff podczas sobotniego finału Ligi Mistrzów. Mistrza dłuta wynajął tym razem brytyjski buk Paddy Power, który od lat uchodzi za mistrza prowokacji. Oczywiście wyłącznie po to, by zyskać rozgłos, ale nie lekceważylibyśmy też wersji, w której ktoś decyzyjny we władzach buka jako kibic Juve liczy na to, że Bale w sobotę bujnie się pod stadion, by na własnej skórze doświadczyć, czy w rzeczywistości dzieło wygląda równie fatalnie co na zdjęciach. A wtedy wiadomo – trauma, załamanie psychiczne, pierwsze oznaki depresji. No i zupełnie bezbarwny mecz.
To oczywiście nie pierwsza głośna akcja speców od Paddy Power.
Na pewno nie jest to reklama, zupełnie przypadkowo Bendtner założył gacie akurat z logiem buka i opuścił spodenki po bramce.
Motywacja Anglików przed mundialem w Brazylii. Sprawą zajęli się nawet ekolodzy, ale koniec końców był to tylko sprawny Photoshop.
Buk reklamował się wówczas też w taki sposób…
…a świeżo po pierwszych wpadkach Moyesa w Manchesterze dał kibicom alternatywę – w razie niebezpieczeństwa mogli zbić szybkę.
Będziemy obserwować, jak potoczy się spektakularna kariera Emmanuela Santosa (autora dzieła), bo skoro zabiera się wyłącznie za postaci z najwyższej półki, kwestią czasu wydaje się, aż weźmie pod swoje dłuto Grześka Bonina. Edyta Górniak może jednocześnie żałować, że trafiła na złe czasy. Gdyby popis w Korei miał miejsce dziś, nazajutrz miałaby na stole milionowe oferty na zostanie głosem brytyjskiego sportu.