Francuzi mają wybitnych piłkarzy ręcznych, bardzo zdolnych futbolistów i kilku dobrych tenisistów. Na rodaka, który wygra Rolanda Garrosa, czekają jednak aż od 1983 roku. Wielu trójkolorowych kibiców uważało, że jeśli ktoś przerwie tę fatalną serię, będzie to Jo-Wilfried Tsonga. Ciemnoskóry zawodnik dwukrotnie dochodził w Paryżu do półfinałów (2013,15) pozostawiając po sobie bardzo przyzwoite wrażenie. W tym roku liczył zapewne na to, że zakręci się wokół podobnego wyniku. Miał ku temu powody, przecież w 2017 radził sobie dobrze (bilans 22-5), ostatnio wygrał nawet rozgrywany w Lyonie turniej na mączce. I co? I Tsongi po 1. rundzie nie ma już we French Open…
Żeby jeszcze Jo-Wilfried uległ jakiemuś staremu mistrzowi, przebijającemu się przez kwalifikacje, po których wrócił w filmowym stylu do wysokiej formy, kibice byliby w stanie przełknąć gorycz takiej porażki. Ale nie, ich ulubieniec został stłamszony (5:7, 4:6, 7:6 (8-6), 4:6) przez Renzo Olivo, czyli Argentyńczyka, który z wielkim sportem miał dotychczas tyle wspólnego, że urodził się w Rosario, a więc w tym samym mieście co Leo Messi.
Popatrzmy na liczby: chłopak ma 25 lat, w rankingu ATP zajmuje 91. pozycję, nigdy nie był w nim wyżej niż na 78. miejscu. Przed starciem z Tsongą miał w tym roku bilans 4-11, w karierze nie wygrał ani jednego poważnego singlowego turnieju. Sami przyznacie: delikatnie rzecz biorąc CV Olivo nie powala. Czujemy, że gdyby jeszcze dwa dni temu stał na największym skrzyżowaniu w swoim rodzinnym mieście przez pół dnia, ani jedna osoba nie poprosiłaby go o autograf.
Po arcywpadce Tsongi najwyżej sklasyfikowanym francuskim zawodnikiem, który pozostał w turnieju (16. pozycja na liście ATP), jest… – tak, tak, zgadliście – Gael Monfils. Porozciągany niczym moskiewski baletmistrz tenisista wygrał wczoraj swój 400. mecz w karierze. Potrzebował zaledwie 89. minut, aby odrzeć z marzeń i złudzeń Dustina Browna, który uległ przedstawicielowi gospodarzy 4:6, 5:7, 0:6.
Kibice 31-latka odetchnęli widząc go w wysokiej formie – ostatnimi czasy skoczny Gael miał problemy z lewym kolanem. W efekcie nie wziął udziału w turniejach w Monte Carlo i Rzymie.
– Czułem się w miarę OK. W minionych tygodniach z moim ciałem działo się wiele złego, dlatego powrót do gry nie był dla mnie łatwy – stwierdził po wygranej Monfils.
Naturalnie pod nieobecność Tsongi to właśnie w jego kierunku będą posyłane wymagające spojrzenia paryżan. Fani chcieliby, żeby Gael przynajmniej powtórzył swój największy sukces z RG, którym – podobnie jak w przypadku Jo-Wilfrieda – był występ w półfinale. Tyle że Monfils znalazł się w nim naprawdę dawno temu, dokładnie wtedy kiedy za najlepszego piłkarza polskiej reprezentacji uznawano Rogera, a więc w 2008 roku…