– W Norwegii, Szwecji czy Danii podobnie jak u nas zachłysnęli się sztucznymi boiskami, tylko że tam przerabiali to dwadzieścia lat temu. Liczba urazów i zespołów przeciążeniowych, jaka się u nich pojawiła, była jednak alarmująca. Mówią: „Fajnie, macie w Polsce takie murawy. Teraz zobaczymy, ilu wygenerujecie piłkarzy z przewlekłymi kontuzjami”. Z problemami, o jakich opowiadają, możemy się zmagać w przyszłości – mówi w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” lekarz Jagiellonii Krzysztof Koryszewski.
FAKT
Dziś w „Fakcie” z tekstów piłkarskich – przede wszystkim ligowe pomeczówki. A także piętnowanie oszustwa Rafała Siemaszki, które spuściło z ligi Ruch Chorzów.
– Zamierzamy wysłać pismo do PZPN z żądaniem powtórki spotkania. Jeśli będzie to konieczne, wyślemy także pismo do UEFA. Cała Polska widziała, jak Siemaszko wpakował piłkę ręką do naszej bramki. Niestety trzech sędziów tego nie zauważyło. Piłkarz Arki po meczu przyznał się, główny arbiter Tomasz Musiał także mówił, że popełnił pomyłkę. Dlatego są argumenty za tym, aby mecz został powtórzony – przekonuje prezes Ruchu Janusz Paterman.
– Nie będę oszukiwał. Piłka obiła się mi od ręki i wpadła do bramki. Jestem lekko zawstydzony – przyznał Siemaszko.
GAZETA WYBORCZA
W swoim felietonie Rafał Stec pisze o pożegnaniu Francesco Tottiego.
Futbol na najwyższym poziomie zaludniają globtroterzy, którzy lecą do dalekiego kraju; zamieszkują w ekskluzywnej dzielnicy, gdzie odgradzają się od plebsu w rezydencjach droższych niż kosmodrom; nigdy nie poznają miasta ani niczego się o nim nie dowiadują; nie mają pojęcia, dla kogo grają, kto siada na trybunach, jaka kultura ich otacza. A kiedy się nasycą, sportowo lub finansowo, przeskakują do następnej siedmiogwiazdkowej enklawy.
Totti to przypadek z drugiego końca skali. Samiuteńkiego końca. Rzymianin w siódmym pokoleniu, czasami wykpiwany za naleciałości z lokalnego dialektu, o którym dowiesz się w rodzinnej dzielnicy wszystkiego, wystarczy aktywny spacer. Możesz wdepnąć do knajpki, w której za szkraba – wołali na niego „Gnom” – bił rekordy na flipperach. Albo do restauracji, go której chodził z babcią i mamą, do której zabiera żonę i dzieci, w której zawsze czeka na niego ulubiona pizza z ziemniakami.
SUPER EXPRESS
Tutaj także dostaje się Siemaszce. „Oszust pogrążył Ruch”.
Siemaszko w tym sezonie był stawiany za wzór. W pojedynkę ciągnął słabiutką Arkę, udowadniając, że skromny chłopak z Rumi przez lata błąkający się po niższych ligach, dzięki pracy nawet po „30” może spełnić marzenia o zaistnieniu w Ekstraklasie. W meczu z Ruchem napastnik mocno pobrudził swój wizerunek. W 23. minucie wepchnął ręką piłkę do siatki chorzowian. Trafił na 1:1, bo od 4. minuty dzięki Łukaszowi Monecie prowadzili Ślązacy. Równie winny jak Siemaszko jest sędzia Tomasz Musiał (36 l.), który uznał zdobytego w siatkarskim stylu gola. Wynik nie zmienił się już do końca i Ruch na kolejkę przed końcem rozgrywek stracił szanse na utrzymania. Arka wszystko ma w swoich rękach. Jeśli za tydzień wygra z Zagłębiem, zostanie w lidze.
„SE” rozpisuje scenariusze walki o tytuł.
Legia będzie mistrzem, gdy
– wygra z Lechią
– zremisuje a Jagiellonia nie wygra z Lechem
Jagiellonia będzie mistrzem, gdy
– wygra z Lechem a Legia nie wygra z Lechią
Lech będzie mistrzem, gdy
– wygra z Jagiellonią a Legia przegra z Lechią
Lechia będzie mistrzem, gdy
– wygra z Legią a w meczu Jagiellonii z Lechem będzie remis
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „PS” oszust Siemaszko ląduje nawet na okładce.
„Przegląd” jak co poniedziałek na start serwuje nam pomeczówki. Pod hasłem „ostatnia niedziela znów będzie hitem”. Zatrzymamy się na moment przy tej Jagiellonii, która wczoraj uciekła spod topora.
Gdy jednak poprzednio drużyna Michała Probierza przyjeżdżała do Niecieczy, nie miała w składzie Ciliana Sheridana. Rosły Irlandczyk niesie od kilku miesięcy na swych barkach nadzieje całego Białegostoku. Choć w ostatnich miesiącach dał się poznać jako bardzo pożyteczny napastnik, harujący dla drużyny, przepychający się z obrońcami i biorący udział w rozgrywaniu akcji, w niedzielę pokazał przede wszystkim umiejętności czysto snajperskie. Jego instynkt strzelecki pozwolił strzelić dwa gole już przed przerwą. Po przerwie musiał jednak zejść z boiska z powodu kontuzji. – Uraz nie pozwolił mu kontynuować gry. Nawet gdybym wiedział, coś więcej, czy to coś poważnego, to i tak bym nie powiedział – komentował tuż po spotkaniu Probierz. Jagiellonia później zaczęła czekać na końcowy gwizdek, co rozochociło gospodarzy. O ile cudowne trafienie Vlastimira Jovanovicia niewiele zmieniło, o tyle podyktowany chwilę później rzut karny mógł pogrzebać marzenia o mistrzostwie Polski. Koledzy są dłużni Marianowi Kelemenowi spore piwo za wyłapanie jedenastki.
A przy Bułgarskiej – dzień prezentów.
Lech się jednak obronił, w czym wielka zasługa mocnego początku i szybko objętego prowadzenia. Choć trzeba od razu dodać, że przy Bułgarskiej piłkarze obu zespołów wzięli w niedzielne popołudnie udział w konkursie, kto zrobi większy błąd pod własną bramką. Już po pierwszej połowie były mocne kandydatury do zwycięstwa. W fatalny i niewytłumaczalny sposób zachowali się bowiem Arkadiusz Głowacki, Matus Putnocky, a także Jan Bednarek. Tylko temu ostatniemu się upiekło.
Najbardziej doświadczony z wiślaków zachował się niczym junior, albo po prostu nie docenił umiejętności sprinterskich Macieja Makuszewskiego. „Głowa” wycofywał piłkę do bramkarza, ale zrobił to bardzo lekko, skrzydłowy Kolejorza wystartował, uprzedził golkipera i kopnął do pustej bramki. Najłatwiejsza bramka, jaką zdobył w tym sezonie „Maki” i pierwsza na Inea Stadionie odkąd został wypożyczony z Lechii. Wtedy było 2:0 i można było uznać, że Lech ma spokój i może skupić się na śledzeniu wyników z innych stadionów. Jedna zła decyzja golkipera niebiesko-białych wprowadziła jednak nerwowość. Putnocky niepotrzebnie wyszedł poza pole karne, staranował kolegę, a z zamieszana skorzystał Rafał Boguski i dopełnił formalności.
O ręce Siemaszki „Przegląd” pisze wprost – takiego przekrętu w tym sezonie ekstraklasy jeszcze nie było.
Rafał Siemaszko do tej pory był synonimem pozbawionego kompleksów piłkarza, który po trzydziestce zuchwale przepycha się na piłkarskie salony. W sobotę dobrze rozumianą zuchwałość zamienił na karygodną bezczelność. W meczu z Ruchem Chorzów (1:1) piłkę do bramki, wręcz ostentacyjnie, wepchnął ręką i był zachwycony, że pogubiony sędzia uznał kuriozalnego gola.
– Nie usprawiedliwiam Tomasza Musiała, który zamiast gola powinien pokazać Siemaszce żółtą kartkę. Ale wszystko zaczęło się od oszustwa zawodnika. Zastanawiam się, czy w regulaminie nie powinno być jasnego zapisu, że za takie zachowanie piłkarzowi należy się kara odsunięcia od udziału w kilku meczach – komentuje szef polskich sędziów Zbigniew Przesmycki.
„PS” rozkłada na czynniki pierwsze upadek Ruchu Chorzów.
Tonący statek przejął Krzysztof Warzycha, mający w trenerce bardzo małe doświadczenie. Drużyna pod jego wodzą nie wygrała ani jednego meczu. Mimo to były napastnik w przyszłym sezonie nadal ma prowadzić zespół. Ruch spadł z ligi po skandalu w Gdyni. Rafał Siemaszko ręką strzelił gola, czego nie zauważyli sędziowie.
Kibice Ruchu mają nadzieję, że drużyna wystartuje w pierwszej lidze. Komisja licencyjna w piątek ma podjąć decyzję między innymi w sprawie zaległych premii, które podobno mają być przez działaczy wypłacone. Niebieskim, którzy mają duże długi, bardzo trudno będzie przeżyć na zapleczu ekstraklasy bez 8 mln złotych otrzymywanych w ekstraklasie z kontraktu telewizyjnego. Jeśli Ruch ma przetrwa w I lidze konieczna jest pomoc miasta. A o to może być trudno.
Łukasz Olkowicz odwiedził i przepytał między innymi na temat sztucznych muraw i ich wpływu na zdrowie Krzysztofa Koryszewskiego, lekarza Jagiellonii Białystok, najmłodszego tego typu specjalistę w ekstraklasie.
Na sztucznych murawach grają w Polsce wszyscy. Dzieci, młodzież, seniorzy, oldboje. Co wiemy o zagrożeniach wynikających z biegania po syntetycznych boiskach?
To podróż w nieznane. Nie wiemy, co będzie z kilka lat. Na kongresach rozmawiam z lekarzami ze Skandynawii. W Norwegii, Szwecji czy Danii podobnie jak u nas zachłysnęli się sztucznymi boiskami, tylko że tam przerabiali to dwadzieścia lat temu. Liczba urazów i zespołów przeciążeniowych, jaka się u nich pojawiła, była jednak alarmująca. Mówią: „Fajnie, macie w Polsce takie murawy. Teraz zobaczymy, ilu wygenerujecie piłkarzy z przewlekłymi kontuzjami”. Z problemami, o jakich opowiadają, możemy się zmagać w przyszłości.
Jakie to problemy?
Zacząłbym od bardzo kontrowersyjnych doniesień, że mogą szkodzić zdrowiu. Z USA czy Holandii płynęły informacje o rakotwórczych właściwościach. Używane granulaty miały zawierać metale ciężkie pochodzące z recyklingu opon, co wywoływało choroby – od reakcji alergicznej, takie już się zdarzały w Polsce, po nowotwory, szczególnie białaczki.
W Holandii nawet odwoływano mecze lig amatorskich, gdy okazało się, że mogą powodować raka.
Najwięcej kontaktu z granulatem mają bramkarze i to oni są najbardziej narażeni. Pojawiały się doniesienia o zwiększonych wśród nich zachorowaniach na ziarnicę złośliwą. Klucz leży w doborze odpowiedniego granulatu. Jeżeli będzie oczyszczony, to ryzyko zachorowań jest mniejsze.
Arsene Wenger – specjalista od pucharów.
Wenger nie lubi kolekcjonować ani medali, ani pucharów. Francuz do tej pory wszystkie – czy to za zdobycie pucharów, czy mistrzostw kraju – rozdawał. Ale dla tegorocznego krążka zrobił wyjątek. Nie zdradził dlaczego, ale można się domyślać: bo pokonał nowego mistrza Anglii, na dodatek będącego odwiecznym rywalem; bo dokonał tego po swoim najgorszym sezonie na Emirates, podstemplowanym wypadnięciem poza strefę Ligi Mistrzów po raz pierwszy od 20 lat; bo w tym sezonie głośno jak nigdy kibice krzyczeli, by przestał ich wreszcie męczyć i odszedł na zawsze; i wreszcie bo został rekordzistą pod względem liczby zdobytych Pucharów Anglii. Od dziś, parafrazując Jose Mourinho, nazywającego Wengera specjalistą od porażek, Francuz jest specjalistą od zdobywania Pucharów Anglii. Na koncie ma ich siedem, o jeden więcej niż George Ramsay, były szkoleniowiec Aston Villi. Ale Szkot swoje ostatnie trofeum wygrał w 1920 roku, więc kto by to pamiętał?
fot. FotoPyK