Reklama

Jakość Zagłębia przygniotła ekipę Smudy – walka o spadek coraz bliżej skutecznego finiszu

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2017, 20:40 • 3 min czytania 11 komentarzy

Jeśli walczysz o życie, tak jak robi to teraz Górnik Łęczna, można wyobrazić sobie lepszego rywala niż Zagłębie Lubin do wyrwania mu z rąk pełnej puli. Jasne, Miedziowi mieli swoje problemy – przecież inaczej obracaliby się w ciekawszym towarzystwie – ale od pewnego czasu wygląda, że najgorsze za nimi, ekipa Stokowca pewnie ubrała nieco wyblakłą, lecz jednak żółtą koszulkę lidera w grupie spadkowej. Smuda i jego ludzie potrzebowali dziś więc co najmniej dwóch czynników: szczęścia i dobrej postawy ze swojej strony. Niestety, choć to pierwsze potrafiło posłać gospodarzom promienny uśmiech, ci właśnie swoją postawą nie zasłużyli nawet na jedno oczko.

Jakość Zagłębia przygniotła ekipę Smudy – walka o spadek coraz bliżej skutecznego finiszu

By dostać tego dowód wystarczy obejrzeć tylko bramkę na 2:1. Karnego Woźniaka wyjął Małecki, ale jego koledzy zamiast mu pomóc i wybić tę piłkę byle dalej, bardziej zastanawiali się chyba nad doborem kiełbasy na jutrzejszego grilla. Tak grać zwyczajnie nie wolno – bramkarz zrobił więcej niż 3/4 roboty, a gol ostatecznie i tak padł, bowiem dobitkę wykorzystał Buksa. Była masa czasu, by napastnika przed tym powstrzymać, ale do tego trzeba było mieć wiarę i chęci. Łęcznianie odpuścili, więc słusznie zostali skarceni.

Choć trzeba dodać, że wątpliwe, by ten karny w ogóle powinien zostać podyktowany – jasne, Dźwigała dotknął piłkę ręką, ale z kolei trudno powiedzieć „zagrał piłkę ręką”. Dostał ją rykoszetem od własnego uda, raczej nie było w tym wszystkim intencji.

Lecz to nie tak, że sędziujący Kwiatkowski wręczył gościom wygraną na srebrnej tacy. Nie, ci grali od Łęcznej przez większość czasu dużo lepiej, widać było, kto jest w lepszych relacjach z piłką, kogo ta słucha chętniej, a z kim jej nie po drodze. Brakowało Zagłębiu tylko (i aż) skuteczności – strzały choćby Woźniaka i Janusa bronił Małecki, który był dzisiaj w świetnej formie. Trójkę jednak przyjął, ponieważ poza Buksą strzelali mu Tosik i Kubicki. Pierwszy po świetnej akcji Todorovskiego i Starzyńskiego, drugi po soczystym strzale z dystansu.

Łęczna odstawała więc od rywala, ale „momenty były”. Ekipa Smudy starała się tak grać jak on lubi, atakować przeciwnika wysoko, szybko odebrać piłkę i od razu jechać z akcją. Parę razy to wyszło, parę razy Łęczna pokusiła się o efektowność (!). Hernandez strzelił w poprzeczkę, a Śpiączka z przewrotki trafił do siatki – lecz gol nie został uznany przez spalonego Leandro. Ostatecznie gospodarze zapisali na swoim koncie jedną bramkę, kiedy ładnie z piętki przymierzył Gerson.

Reklama

No i właśnie – zbyt gra gospodarzy opierała się na zrywach, a zbyt często przypominali sobie, że nie są Widzewem z sezonu 95/96, tylko Łęczną 16/17. Pojawiały się błędy – strata Dźwigały, kiedy Mazek poszedł sam na sam, niedokładności – proste pudło Tymińskiego. Tak z Zagłębiem wygrać nie można, pytanie czy w ten sposób da się ostatecznie utrzymać. Na dziś odpowiedź jest negatywna: Arka zrzuciła łęcznian do strefy spadkowej.

XbdVqLj (1)

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...