– Piłka to wielki show, w którym uczestniczą szkoleniowcy, ale nie podoba mi się, gdy zaczynają pajacować (…). Niektórym trenerom wydaje się, że muszą skakać przy linii bocznej i nieustannie krzyczeć. W Europie pajacowanie przestaje być jednak modne. Gdy grałem w piłkę, na mnie to nigdy nie działało. Robiłem swoje. Pamiętam taki mecz w Bundeslidze: trener drużyny przeciwnej cały czas do mnie wykrzykiwał, miał o coś ogromne pretensje. Robił tak do czasu, aż mu wrzasnąłem prosto w twarz, żeby się zamknął i wypier… na ławkę – opowiada w dzisiejszym “Fakcie” Tomasz Hajto.
FAKT
Tomasz Hajto krytykuje trenerów za… pajacowanie.
Wyścig wielkiej czwórki o mistrzostwo Polski to już nie tylko walka na boisku, ale również gra psychologiczna z udziałem trenerów. – Piłka to wielki show, w którym uczestniczą szkoleniowcy, ale nie podoba mi się, gdy zaczynają pajacować – mówi Tomasz Hajto (45 l.). Były reprezentant Polski, który sam potrafił wybuchnąć niczym wulkan, stara się być wyrozumiały, ale tylko do pewnego stopnia. – Niektórym trenerom wydaje się, że muszą skakać przy linii bocznej i nieustannie krzyczeć. W Europie pajacowanie przestaje być jednak modne. Gdy grałem w piłkę, na mnie to nigdy nie działało. Robiłem swoje. Pamiętam taki mecz w Bundeslidze: trener drużyny przeciwnej cały czas do mnie wykrzykiwał, miał o coś ogromne pretensje. Robił tak do czasu, aż mu wrzasnąłem prosto w twarz, żeby się zamknął i wypier… na ławkę – opowiada Hajto.
Kowal typuje mistrza Polski. Nietrudno się domyślić, kogo wskazał.
Mistrzem Polski zostanie…
Legia. Nie wierzę, że wypuści tytuł z rąk. Chociaż Korona, najbliższy przeciwnik legionistów, niewalcząca już o nic w grupie mistrzowskiej, ma jeszcze ochotę do gry i zapewne nie położy się jak Pogoń i Termalica, które odstawiają kabaret w rundzie finałowej. Dlaczego Legia? Nie przypominam sobie, by w poprzednich sezonach na dwie kolejki przed zakończeniem rozrywek lider dał się przegonić. Fajnie by było, gdyby na drugim miejscu finiszowała Jagiellonia.
Dlaczego?
Bo trener Probierz w dwóch z trzech mijających sezonów wykonał świetną robotę i na zakończenie pracy w Białymstoku mógłby postawić ładny stempel. (…) Probierz podjął rękawicę, dokonując mało możliwej rzeczy – do końca sezonu iść łeb w łeb z nieporównywalnie bogatszymi, czyli z Legią i Lechem.
GAZETA WYBORCZA
Najpierw słówko o finale LE…
– Występy w Lidze Europy są dla mnie krępujące. Albo Liga Mistrzów, albo nic, tak to czuję – wypalił przed pięcioma laty Patrice Evra, zasuwający wówczas na lewej obronie MU. Drużyna z Old Trafford zetknęła się wówczas z mniej prestiżowymi rozgrywkami kontynentalnymi po raz pierwszy. Została do nich relegowana, ponieważ jesienią fatalnie wypadła w rozgrywkach bardziej prestiżowych. W grupie Champions League zajęła trzecie miejsce, ustępując m.in. szwajcarskiemu Basel. Zrozpaczony francuski piłkarz oddał stosunek do LE wielu klubów z najsilniejszych futbolowo państw, które często opędzały ją – zwłaszcza Anglicy i Włosi – głębokimi rezerwami, w skrajnych przypadkach debiutującymi w seniorach juniorami. Evra reprezentował jednak wówczas zupełnie inny Manchester United. Obłędnie bogaty, potwornie silny sportowo, doskonale pamiętający jeszcze występ w finale Ligi Mistrzów sprzed pół roku. Niepamiętający za to sezonu bez udziału w tych rozgrywkach. Bo nie doświadczył go od połowy lat 90.
A później o przyjściu Skorży do Szczecina.
– Nie planowałem tak długiej przerwy – mówi Skorża. – Ale w moim życiu na pewien czas zmieniły się priorytety i musiałem zapomnieć o sprawach zawodowych. Teraz wszystko wróciło na właściwe tory. Czasu nie zmarnowałem. Byłem na wielu szkoleniach, meczach, nie siedziałem w domu. To będzie lepsza wersja Macieja Skorży. Mam nadzieję, że to zaprocentuje. Skorża to na trenerskiej karuzeli nazwisko bardzo znane i bardzo drogie. Dlatego pojawiły się spekulacje, że za jego pozyskaniem stoi któryś z możnych sponsorów klubu. – Nie ma o tym mowy – zapewnia prezes Mroczek. – Ani Grupa Azoty, ani miasto Szczecin nie mogą bezpośrednio finansować kontraktu trenera. To niezgodne z przepisami. Będę to podkreślał, ponieważ to ważne z prawnego punktu widzenia.
SUPER EXPRESS
Superak atakuje bywalców loży VIP, którzy na zbiórce kasy podczas meczu z Lechem wrzucili nieco ponad 4 tys. złotych.
Kibice z grupy Dobrzy Ludzie na zbiórkę nieprzypadkowo wybrali mecz Legia – Lech, który zgromadził na trybunach 30 tys. widzów. W sektorze chytrych VIP-ów dostrzegliśmy m.in. byłego prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego (63 l.), byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego (66 l.), byłego senatora Andrzeja Persona (66 l.), selekcjonera reprezentacji Polski Adama Nawałkę (60 l.) i dyrektora kadry Tomasza Iwana (45 l.). Nie zabrakło też znanych artystów: Wojciecha Gąssowskiego (73 l.), Olafa Lubaszenki (49 l.) i Krzysztofa Materny (69 l.). Był też ksiądz biznesmen Kazimierz Sowa oraz prezes Legii Dariusz Mioduski (53 l.) ze świtą współpracowników. Ci finansowi krezusi okazali się sknerusami. Biorąc pod uwagę, że w sektorze zachodnim (VIP, Silver, loże biznesowe) są 7742 miejsca, to na jednego ofiarodawcę wychodzi po 1 złoty 85 groszy.
Trochę się przy tym chyba Superak walnął w rachunkach, ale to już nie nasza sprawa. Mamy jeszcze informację niepiłkarską, ale ważną: Tomasz Gollob odzyskuje czucie.
Wczoraj minął równo miesiąc od strasznego wypadku Tomasza Golloba (46 l.) na crossie, w wyniku którego uszkodzeniu uległ rdzeń kręgowy żużlowca. Ze szpitala w Bydgoszczy docierają coraz lepsze informacje. Gollob centymetr po centymetrze odzyskuje czucie w korpusie aż do pasa. To świetna wiadomość, bo po wypadku Gollob był sparaliżowany od pach w dół. Teraz, jak się dowiedział “Super Express”, Tomaszowi wróciło czucie na odcinku od piersi do pasa. Wciąż nie ma władzy tylko w nogach, bez pomocy (innej osoby bądź własnych rąk) nie jest w stanie się utrzymać w pozycji pionowej. Co ważne – ręce mistrza są w stu procentach sprawne.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Na start zapowiedź dzisiejszego finału LE.
Niestety finał odbędzie się w cieniu strachu. Wszystko z powodu kwietniowych wydarzeń w Sztokholmie, kiedy szaleniec ukradł ciężarówkę i śmiertelnie potrącił pięcioro ludzi, a także poniedziałkowego zamachu w Manchesterze, w którym zginęły 22 osoby, a ponad 50 zostało rannych. UEFA i szwedzka policja są czujne, zapowiadają wzmożone kontrole w okolicach stadionu oraz przy wejściach. Poniedziałkowa feta miejscowych hokeistów, którzy świętowali mistrzostwo świata, przebiegła spokojnie. Niezależnie od wyniku meczu, Czerwone Diabły opuszczą Szwecję błyskawicznie. Po ewentualnej wygranej nie będzie wielkiego, całonocnego świętowania w modnych sztokholmskich klubach. Względy bezpieczeństwa… Odwołano nawet przedmeczową konferencję prasową z udziałem menedżera MU Jose Mourinho i dwóch piłkarzy. Anglicy we wtorek rano trenowali w swoim ośrodku. Zajęcia poprzedziła minuta ciszy, a wcześniej samochody piłkarzy były sprawdzane pod kątem obecności ładunków wybuchowych. Po przylocie do Szwecji Anglicy tylko przespacerowali się po murawie. Dziś „chodzonego” w Sztokholmie na pewno jednak nie będzie.
Jose Mourinho od pierwszego triumfu w LM przeszedł wielką metamorfozę.
Sukcesy z Porto i Interem wydają się dzisiaj wyblakłą pocztówką z przeszłości. Wchodzenie w buty sir Aleksa Fergusona boli, okrutnie, do tego stopnia, że nawet twardy emocjonalnie Mourinho przyznał niedawno, iż najbliższe lata dla United nie muszą być tak wspaniałe, jak myślą kibice. Manchester United nigdy nie zdobył tego trofeum – to jedyne, czego brakuje w gablotach na Old Trafford. Któż jednak mógłby być lepszym kandydatem do przełamania klątwy, niż bezczelny Portugalczyk, który swoją obecność na mapie wielkiej piłki zaznaczył triumfem w Pucharze UEFA w 2003 roku, gdy jego Porto pokonało Celtic w Sevilli. Od tamtej pory już nic nie było takie samo, a kiedy Mourinho sięgnął ze Smokami po Ligę Mistrzów, stał się najgorętszym “towarem” na rynku trenerskim. Ajax nie wywołuje u niego dreszczy, wszak w przeszłości aż sześć razy grał przeciwko młodzieży z Amsterdamu i za każdym razem to były dla holenderskiego zespołu doznania bolesne. Sześć zwycięstw, bramki 20:2. Historia wskazuje na Mourinho, ale to tylko jeden mecz, w którym może się wydarzyć wszystko.
W najbliższy weekend zamiast Artura Jędrzejczyka wystąpi Łukasz Broź. PS spekuluje, że będzie to jego pożegnanie z Legią.
Być może będzie to pożegnanie zawodnika z klubem z Łazienkowskiej. W grudniu 2014 roku działacze Legii podpisali z nim umowę do czerwca 2018 roku. U trenera Jacka Magiery grał niewiele – wystąpił przeciwko Wiśle Płock (2:2) i Piastowi (5:1). W pierwszym z tych spotkań zaliczył asystę, ale też popełnił kilka błędów w defensywie. W trakcie kampanii w Champions League był jedynym zawodnikiem z kadry pierwszej drużyny, który nie wystąpił w fazie grupowej. Okazję do pokazania się w prestiżowych rozgrywkach dostali od trenera np. rezerwowy bramkarz Radosław Cierzniak czy młody obrońca Mateusz Wieteska. Były gracz Widzewa wszystkie sześć spotkań przesiedział na ławce rezerwowych. W lutym zagrał przeciwko Ajaksowi Amsterdam w Lidze Europy, ale wyłącznie dlatego, że Jędrzejczyk był nieuprawniony do gry w europejskich pucharach, a Bartosz Bereszyński został sprzedany do ligi włoskiej.
Gazeta rozmawia o lidze z Wojciechem Kowalczykiem.
A jeśli Jagiellonia skończy ten sezon na czwartym miejscu, pańska ocena ulegnie zmianie?
Nie, bo w przypadku Jagi trzeba mierzyć siły na zamiary. Powtórzę, dużą rzeczą jest miejsce, w którym już znalazła sie Jagiellonia. Prowadziła w tabeli niemal cały sezon, jako jedyna od pierwszej kolejki nie wypadnie poza czołową ósemkę. Zrobiła kilka ciekawych transferów, na których może zarobić. Nawet kupienie w ofercie “last minute” Ciliana Sheridana też było celnym strzałem. Do tego wykreowała piłkarzy, na których są chętni. A czy puchary to takie szczęście? Polecisz do Azerbejdżanu, wykosztujesz się, zapewne dostaniesz w trąbę, a potem w lidze będziesz przechodził męczarnie. Przed sezonem, mając na uwadze poprzedni kiepski rok, nikt nie przypuszczał, że jagiellończycy będą się bić o podium. Piłkarze Jagi powinni być bardzo wdzięczni trenerowi…
Za co?
Że załatwił im dwie premie. Przecież po rundzie zasadniczej pogratulował swoim piłkarzom tytułu mistrzowskiego. A teraz przecież może im wpaść jeszcze drugi bonus, jeśli sezon rzeczywiście skończą na pudle (śmiech).
Fot. FotoPyK