Ekstraklasa. Poniedziałek. Mecz, którego stawką jest pietruszka. Siadać do meczu z takim combo, to trochę jak odpakowywać we wrześniu kanapkę, którą zostawiło się w plecaku w czerwcu. Kojarzycie scenę u dentysty z kultowego „Nic śmiesznego”, gdy Cezary Pazura już ma wchodzić do gabinetu, a zrozpaczona kobieta krzyczy do niego „Niech pan tam nie idzie!!!”? No to podobne reakcje swoich partnerek oglądali dziś w domach Polacy, gdy chcieli złapać za pilot. Lepiej nie włączaj tej padliny!!!
I trochę racji w tych ostrzeżeniach było, bo nie zapamiętamy tego popołudnia na lata, ale z drugiej strony wielkiego dramatu też nie oglądaliśmy. O nasze nastroje dbała przede wszystkim Korona Kielce, gdyż Bruk-Bet postanowił kontynuować swoją niecodzienną strategię „damy dupy każdemu, kto się o to postara”. Kornel Osyra sugerował w przerwie, że pisanie o Bruk-Becie jako o drużynie grającej o nic jest bardzo krzywdzące, więc poczuliśmy się zobowiązani do zmiany retoryki. Kornelu, to nie jest tak, że wy gracie o nic. Wy gracie po prostu jedno wielkie nic.
Najlepszym symbolem wiosennego Bruk-Betu był dzisiejszy hitowy popis Guby (chyba ani jednej udanej akcji w meczu). Słowak w sumie wyszedł w tempo do podania, potrafił okiwać Borjana, który wyszedł do niego nie wiadomo po co, ale gdy trzeba było już tylko wpakować piłkę do pustaka zrobił to, w czym w tej lidze specjalizują się Merebaszwili i Przybecki. Uderzył tak, że piłka prawdopodobnie nawet nie doturlałaby się do bramki (obrońcy zdążyli wrócić ze trzy razy). Swoją drogą ciekawym wizjonerstwem uraczył nas trener Węglewski, który stwierdził, że warto w tym meczu na szpicy postawić właśnie Gubę (skrzydłowego), a w jego miejsce posłać do boju Gutkovskisa (typową dziewiątkę). W gorszej formie był także Bjelica polskich komentatorów, Tomasz Lach, któremu tak pogoda nie pozwalała pracować, że aż zaliczył o tym chyba z pięć wstawek. Lachowi słoneczko tego dnia ewidentnie przygrzało – chwalił na przykład wizjonerskie podania Jakuba Żubrowskiego, który spędził ten mecz na trybunach.
Brylowała za to Korona i po raz kolejny było widać, że wszystko w tej ekipie funkcjonuje jak należy. Oglądaliśmy dziś nawet kilka obrazków lekko niewiarygodnych:
a) Możdżeń strzelił gola z dystansu,
b) Grzelak wykonał rabonę (i się nie połamał),
c) Rymaniak strzelił gola w okienko.
Wszystkie trzy wydarzenia zakrawają na pozór o science-fiction, ale jednak wydarzyły się naprawdę. Warto docenić przede wszystkim gola Możdżenia – wprawdzie uderzał ze stojącej piłki, ale wykonanie tego wolnego to jak na warunki Ekstraklasy cudeńko z gatunku 11 na 10.
Korona może żałować, że nie dało się rozgrywać wszystkich meczów wyjazdowych na stadionie Niecieczy. W delegacjach kielczanie wygrali tylko trzy razy, z czego dwa z nich (66% procent!) właśnie na obiekcie Bruk-Betu. Napisalibyśmy, że ekipa z Niecieczy wyjątkowo leży Koronie, ale ostatnio to leży ona w sumie wszystkim. Albo inaczej – przed wszystkimi.
Fot. FotoPyK