Reklama

Ten tytuł wyślizgnął się z rąk Chelsea. Tragiczny bohater Terry

redakcja

Autor:redakcja

21 maja 2017, 09:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Było w historii kilku takich zawodników, którzy przez jeden błąd lub wybryk tracili niemal wszystko, co sobie wypracowali przez lata. Kilkadziesiąt lat później nikogo nie obchodzi bowiem, że dany napastnik strzelił miliony goli, ale jedynie istotne jest to, że spudłował karnego w finale mundialu. To właśnie takie negatywy lepiej zapadają w pamięć. Coś podobnego możemy powiedzieć o Johnie Terry’m. Dzisiaj przypada 9. rocznica finału Ligi Mistrzów z 2008 roku, kiedy to spotkały się ekipy Chelsea oraz Manchesteru United. W głównej mierze przez wspomnianego stopera „The Blues” londyńczycy wyjeżdżali z Moskwy z pustymi rękoma.

Ten tytuł wyślizgnął się z rąk Chelsea. Tragiczny bohater Terry

Sezon 07/08 zdecydowanie należał do obu ekip, z jedną różnicą – ekipa z Old Trafford była lepsza. W lidze drużyna z Manchesteru zajęła pierwsze miejsce, dwa oczka nad stołecznym zespołem. W FA Cup, oba teamy odpadły na tym samym etapie, przegrały tą samą różnicą bramek. Puchar Ligi Angielskiej – „Czerwone Diabły” się skompromitowały, ale czy kogoś obchodzą te niezbyt prestiżowe rozgrywki? Została jeszcze Liga Mistrzów, gdzie Chelsea miała szansę się zemścić za przegraną ligę, ale – jak się okazało – tu także górą byli podopieczni Fergusona.

Po tym, jak wszyscy zobaczyli końcową tabelę Premier League, było wiadomo, że w finale Ligi Mistrzów londyńczycy rzucą się na odwiecznego rywala jak wygłodniały tygrys na bezbronną gazelę, by tylko wyrównać rachunki. Z kolei United chcieli dobić najgroźniejszego rywala. Ci, którzy pofatygowali się na arenę w Łużnikach, nie mogli czuć się zawiedzeni. Mimo że oglądaliśmy jedynie dwie bramki w 120 minutach, to i tak było to nieprawdopodobnie emocjonujące widowisko, które będziemy wspominali przez długi czas, głównie ze względu na serię jedenastek.

Początek meczu był szarpany. Chelsea na rosyjskim boisku nie mogła się totalnie odnaleźć – notowali masę strat, ślizgali się (ta czynność zadecyduje o tym, w czyje ręce powędruje trofeum). Manchester to samo: dużo niedokładności, piłka niemal w ogóle nie trafiała na skrzydło do Ronaldo, który był totalnie odcięty od gry. Jednak po kilku minutach United przejęło inicjatywę, między innymi dzięki Scholesowi i Carrickowi, którzy panowali i rozdzielali futbolówki ze środka. Punktem kulminacyjnym, który spowodował, że spotkanie się nam rozkręciło, była sytuacja z Claudem Makelele w 17. minucie. Francuz został sfaulowany pod własną szesnastką, a że poddał się prowokacjom, to i zaczęły się przepychanki na boisku. Chwilę później, Scholes jeszcze raz pokazał czarnoskóremu pomocnikowi Chelsea, kto rządzi i go powalił na ziemię. Anglik sam poniósł większe szkody niż jego przeciwnik, albowiem boisko opuszczał ze strugami krwi. Sześć minut po tym starciu, Cristiano po wrzutce Wesa Browna dał prowadzenie drużynie z Old Trafford. Tuż przed przerwą wyrównał jednak Frank Lampard i po burzliwej pierwszej odsłonie kibice w Rosji byli świadkami remisu 1-1.

W drugiej połowie oglądaliśmy praktycznie tylko faule, ostre wejścia, mikro-urazy itd. Co prawda Cristiano przeprowadził kilka solowych akcji, ale nie na wiele się to zdało. W dogrywce to samo. Mnóstwo przewinień, trzy żółte kartki plus jedna czerwona, dla Drogby. W skrócie: nerwy, nerwy i jeszcze więcej nerwów.

Reklama

Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były więc karne. Do piątej rundy, wszyscy trafili z jedenastego metra, oprócz Ronaldo, u którego emocje wzięły górę. Po golu Naniego, przyszedł czas na Terry’ego. Anglik wziął rozbieg i przy oddawaniu uderzenia… poślizgnął się, a piłka minęła szerokim łukiem słupek bramki Van Der Sara. Po kapitanie „The Blues” nie trafił jeszcze Anelka i mimo pudła Ronaldo, to Sir Alex Ferguson wzniósł puchar ze srebra. Kto wie, gdyby nie czerwień Iworyjczyka w dogrywce, to może John w ogóle nie byłby wyznaczony do karnych?

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...