Chociaż ligę NFL oglądaliśmy do tej pory mniej więcej z taką częstotliwością jak Grzegorza Krychowiaka na boisku w barwach PSG, to trzeba przyznać, że doszło tam właśnie do bardzo ciekawego transferu. Ekipa Washington Redskins zakontraktowała Nico Marleya, wnuka jednego z najsłynniejszy muzyków w dziejach, Boba Marleya. Nico odziedziczył najwyraźniej sportowe DNA po dziadku, bo ten za życia jarał się (cóż, to sformułowanie samo się nasuwa…) nie tylko muzyką, ale też sportem. Przede wszystkim piłką nożną. Zdaniem niektórych, miał nawet papiery na całkiem niezłego grajka. Skoro potomek króla reggae wkracza właśnie do świata wielkiego sportu, warto nieco przypomnieć piłkarską pasję dziadka. Pasję, która jednak nie miała happy endu.
Washington Redskins to trzykrotni zdobywcy Super Bowl, chociaż po raz ostatni zgarnęli trofeum dawno temu, bo w 1992 r. Kto wie, może w nowym sezonie drużyna znów będzie grała jak z nut i pomoże im w tym właśnie Nico Marley? 22-latek trafił do NFL z Tulane University, gdzie występował w drużynie akademickiej Tulane Green Wave. Na razie jednak bardziej niż o jego rzeczywistych szansach na podbicie ligi mówi się o jego rodzinnych korzeniach. W końcu niecodzienne do tak eksponowanej i nieprzyzwoicie bogatej ligi jak NFL, dostaje się wnuczek Boba Marleya. Jedno jest jednak pewne, klubowi PR-owcy mogą zacierać rączki.
To dobry moment, żeby powspominać też sportową część życia Boba Marleya. Tym bardziej, że oprócz muzyki, sport był jedną z jego największych pasji.
W archiwalnych materiałach trudno wygrzebać jakie miał zdanie o futbolu amerykańskim, wiadomo za to, że wprost kochał futbol. W dzieciństwie był bardzo aktywny, lubił naparzać z kolegami m.in. w ping-ponga, ale przede wszystkim właśnie kopać piłkę. Chociaż początkowo jej rolę pełnił zgnieciony karton oklejony taśmą. Najbardziej kibicował Santosowi i Tottenhamowi. Sympatia do klubu z Londynu była uzasadniona, bo Bob Marley miał angielskie korzenie. Trzymał też kciuku za lokalny klub Boy’s Town z Kingston. – Pozwoliliśmy mu spełnić jedno z jego największych marzeń. Zaprosiliśmy go kiedyś do udziału w meczu rozgrywanym na Stadionie Narodowy w Kingston. Był podekscytowany. Nigdy nie widziałem go szczęśliwszego – opowiadał dla „Bob Marley Magazine” Carl Brown, wieloletni trener Boy’s Town.
– Pokochałem muzykę, zanim pokochałem futbol. Gdybym pokochał piłkę pierwszą, mogło być to niebezpieczne, bo futbol potrafi gwałtownie wciągnąć – mówił muzyk. Lubił też powtarzać, że „piłka to wolność”.
Ci, którzy z nim grali wspominają, że miał dobre przyspieszenie i potrafił mocno uderzać piłkę obiema nogami.
Jednym z najbliższych przyjaciół, a przez pewien czas również menadżerem jego i jego zespołu The Wailers, był Allan Cole. Ten były jamajski piłkarz miał za sobą grę m.in. w amerykańskiej lidze NASL. Mówi się, że piłka towarzyszyła Marleyowi praktycznie przy każdej trasie koncertowej. Wraz z kumplami grywał za sceną, czasami nawet odbijał ją w garderobie. Kiedy podróżował autobusem, prosił, żeby był w nim telewizor, bo chciał oglądać sport. Lubił też rozgrywać mecze towarzyskie, co w pewnym momencie było jedną z tradycji przy okazji jego koncertów. Najwyraźniej gra w piłkę pozwalała mu się odstresować, bo tylko szukał okazji, żeby zagrać. – Jeśli chcecie mnie poznać, najpierw zagrajcie w piłkę przeciwko mnie i The Wailers – powiedział kiedyś do dziennikarzy, którzy jak zwykle prosili go o wywiad.
Z piłką jest też w pewnym sensie związana jego tragiczna śmierć. W 1977 r. – przy okazji trasy koncertowej w Europie – Marley wziął udział w Londynie w meczu towarzyskim. W czasie gry doznał kontuzji palca u nogi. Ten wyglądał na tyle paskudnie, że w końcu musieli go obejrzeć lekarze. U muzyka zdiagnozowano wtedy nowotwór – czerniaka złośliwego. Gdyby nie tamten mecz, długo nawet nie wiedziałby, że jest ciężko chory. Ratunkiem miała być amputacja palca, ale muzyk, powołując się na swoje wierzenia, nie wyraził jednak na to zgody. Mimo choroby, wciąż koncertował.
Jego stan zdrowia znacznie pogorszył się w 1980 r., kiedy miał już przerzuty choroby nowotworowej do płuc i mózgu. W tamtym roku po raz ostatni wyszedł też na scenę. Mimo licznych kuracji i chwytania się również kontrowersyjnych metod leczenia, zmarł 11 maja 1981 r. w szpitalu w Miami. Część ceremonii pogrzebowej odbyła się na Stadionie Narodowym w Kingston.
Fot. bobmarley.com