– W tamtej sytuacji byliśmy czujni, uważnie obserwowaliśmy, co dzieje się przy rzucie wolnym dla Austriaków. Sebastian Prodl był tak mocno pociągany, że jego koszulka mogła za chwilę być w kilku częściach. Rozumiem kontrowersje po tej decyzji. To był ważny moment, Polacy już czuli się zwycięzcami i nagle to wszystko im się wymknęło. Pamiętam, jak później włączyłem telefon i miałem wiadomość od oficera policji: „Słuchaj, mamy duży problem. Dostajesz pogróżki. Ludzie grożą ci śmiercią” – wspomina Euro 2008, mecz Polska – Austria i jego konsekwencje w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Howard Webb.
FAKT
Łazienkowska gotowa na super mecz. Bo o mistrzostwo znów grają wielcy ligi.
Stadion przy ulicy Łazienkowskiej będzie pękał w szwach, kibice szykują specjalną oprawę, trybuny mają być wypełnione przynajmniej godzinę przed meczem. Legia jest niepokonana w lidze od 26 lutego. W tym czasie wygrała osiem meczów, w tym w Poznaniu 2:1, a trzy zremisowała. W dwóch ostatnich nie straciła gola. Termalice wbiła sześć goli – w XXI wieku w ekstraklasie wygrywała tak wysoko tylko trzy razy.
– Oglądam się za siebie tylko w aucie, kiedy patrzę w lusterko wsteczne. Interesuje mnie wyłącznie przyszłość. Gonimy liderów, odkąd tu pracuję, ale wreszcie ich dopadniemy i na końcu to my będziemy się cieszyć – powiedział trener Legii Jacek Magiera (40 l.).
Kamil Glik już świętuje mistrzostwo Francji z AS Monaco. A „Fakt” wystawia mu w pełni zasłużoną laurkę za ten sezon.
Polski obrońca rozegrał szaloną liczbę spotkań. W samej Ligue 1 – 35 meczów, opuścił tylko spotkanie z Nancy (był zawieszony za kartki). W drużynie z księstwa zapracował sobie na szacunek za niezłomny charakter – w trakcie sezonu miał kilka dość poważnych urazów (mocno zbite biodro, rozwalony piszczel, skręcona kostka, rozbita głowa), które większość piłkarzy wykluczyłyby z kilku kolejek. Ale nie Glika. Zaciskał zęby i grał. Oprócz dużej odpowiedzialności i solidności w obronie dołożył kilka ważnych goli, jak choćby jego ostatni, z Tuluzą na 1:1 (mecz zakończył się zwycięstwem ASM 3:1). Osiem bramek stawia go w czołówce najskuteczniejszych obrońców w Europie i choć to nie najważniejsze kryterium oceny jego pozycji, dawało mu świetne recenzje nad Sekwaną. Kamil obok Thiago Silvy (32 l.) z PSG został wybrany na najlepszego środkowego obrońcę Ligue 1.
GAZETA WYBORCZA
O finiszu ligi Dariusz Wołowski porozmawiał z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem.
Tak na serio nikomu nie mieści się w głowie, żeby tytuł pojechał do Białegostoku. Wnioskując ze słów trenera Michała Probierza, nie mieści się to w głowie nawet jemu. Ma to jednak tę zaletę, że presja w Jagiellonii jest nieporównywalnie mniejsza niż w Warszawie i Poznaniu.
W Białymstoku nie ma presji? To niech pan tam pojedzie, zaczepi jakiegokolwiek kibica i spyta, o czym marzy. Zespół Probierza gra o tytuł od dawna, tylko zręcznie unika wielkich deklaracji. Drużyna piłkarska przemawia nie w strefie wywiadów czy na konferencjach prasowych, ale na boisku. A z tego, co tam pokazuje Jagiellonia, łatwo wyciągnąć wniosek, jakie są jej aspiracje.
Kiedyś Probierz ogłosił, że awans do europejskich pucharów jest dla polskiego klubu pocałunkiem śmierci. Mając na myśli, że za wysiłek w rozgrywkach międzynarodowych zespół zapłaci potem w lidze.
Probierz jest jednym z moich ulubionych trenerów, jako pierwszy dałem mu pracę w ekstraklasie – w Widzewie. Ale to nie znaczy, że zawsze ma rację. Bo tu akurat nie ma. Wszyscy chcielibyśmy budować lepszą przyszłość ekstraklasy, podwyższać jej międzynarodową pozycję. A można to zrobić wyłącznie przez puchary. Jeśli polskie kluby będą odpadały w eliminacjach Ligi Europy z byle kim, to opowieści o tym, że nasza liga idzie do przodu, będzie można włożyć między bajki. Możemy się emocjonować ciekawym finiszem ekstraklasy, ale weryfikacja Jagiellonii, Lechii, Lecha i Legii odbędzie się w Europie. Jeśli polegną szybko ze słabeuszami, to będzie znaczyło, że są wyłącznie królami własnego podwórka. A tego byśmy przecież nie chcieli.
SUPER EXPRESS
Kasper Hamalainen deklaruje: mogę zacząć mecz na ławce, jeżeli znów strzelę gola Lechowi.
Po niespodziewanej porażce Lecha z Arką Gdynia w finale Pucharu Polski i waszym efektownym zwycięstwie nad Niecieczą macie chyba przewagę psychologiczną nad rywalami…
Nie sądzę. Lech przyjedzie do Warszawy głodny rewanżu. Ostatnio wygrali z Pogonią i pokazali, że są mocni. Dla obu zespołów to niezwykle ważny mecz, trzeba się spodziewać fizycznej walki, a nie technicznych popisów.
W meczu przeciwko Termalice, po raz pierwszy odkąd jesteś w Legii, strzeliłeś dwa gole w jednym spotkaniu. Lech powinien się bać?
Dwie bramki bardzo cieszą, ale robiłem wszystko, by strzelić jeszcze trzecią. Nie jest łatwo po trzech meczach na ławce wyjść na boisko i pokazać się z jak najlepszej strony. Trener stawiał na innych zawodników. Ale myślę, że występem przeciwko Termalice dałem mu do myślenia.
Mając wybór: miejsce w pierwszym składzie na mecz z Lechem albo kolejny gol strzelony Kolejorzowi, co wybierasz?
Jeśli znów zdobyłbym bramkę, to mogę zacząć spotkanie na ławce.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Fragment zapowiedzi meczowej cytowaliśmy przy okazji „Faktu”, „PS” swoją „przedmeczówkę” uzupełnia jeszcze o wywiad z Thibaultem Moulinem.
Zdaje pan sobie sprawę, że dla fanów Legii to najistotniejsze starcie w tym sezonie?
Wiem o tym. Nic nam nie da zwycięstwo nad Lechem, jeśli nie będziemy potem mistrzem. Musimy wygrywać też z innymi zespołami.
Zespół z Poznania będzie najgroźniejszym rywalem w walce o prymat w ekstraklasie?
Może ktoś tak sądzi, ale moim zdaniem drugą pod względem siły drużyną w lidze wcale nie jest Lech. Bardziej podoba mi się gra Lechii, ale to tylko moje zdanie.
Gra pan tak dużo mimo kłopotów ze zdrowiem. Jesienią narzekał pan na przywodziciele.
Miałem trochę problemów mięśniowych, dużo pracuję z fizjoterapeutą. Wszystko jest już na szczęście w porządku. Do końca sezonu wytrzymam.
Lekarz mówił, że jest pan zawodnikiem wrażliwym.
Potrzebuję regularnej fizjoterapii. Może to kwestia zmęczenia? Od pięciu lat gram regularnie, ale w tym sezonie rozegrałem najwięcej spotkań.
Lechia koszmarem Jagiellonii. Czy białostoczanie przełamią złą passę w najważniejszym momencie sezonu?
Od kiedy jagiellończycy na mecze wyjazdowe regularnie wybierają się pociągiem – nie przegrywają. Zostały im jeszcze dwie kolejowe wyprawy. Przedostatnią rozpoczęli wczoraj nad ranem, celem stolica Trójmiasta, czyli Gdańsk. A to miejsce dla białostoczan niespecjalnie przyjemne. Z czterech ostatnich podróży na Pomorze jagiellończycy przywieźli zaledwie punkcik. 0:3, 1:5, 1:1, 0:2 – takimi wynikami kończyli poprzednie spotkania z Lechią. Jeśli więc dzisiaj późnym popołudniem zespół Michała Probierza osiągnie korzystny wynik, Polskie Koleje Państwowe i pociąg na długo będą dobrze kojarzyć się białostoczanom mającym ogromny… pociąg do wygrania ligi.
Michał Mak tajną bronią w arsenale Piotra Nowaka?
Wobec słabszej formy Flavio Paixao oraz ostatnich problemów gdańszczan w ataku, niewykluczone, że jeszcze w tym sezonie Mak powiększy liczbę minut na boiskach ekstraklasy. To piłkarz wszechstronny, co nie jest u Nowaka bez znaczenia. W końcu szkoleniowiec biało-zielonych może ustawić Maka zarówno na obu skrzydłach, jak i w ataku. Dodatkowym atutem jest jego szybkość. Przy kontrach mógłby być niezbędny.
– Każdy piłkarze jest dla mnie ważny. Michał musi sobie zdać z tego sprawę. I starać się przekonać mnie, że podjąłem słuszną decyzję, wprowadzając na boisko. Od kilku tygodni bardzo dobrze pracuje na treningach. Udowadnia, że miejsce choćby na 10-15 minut mu się należy. Tak samo jest z Piotrem Wiśniewskim. Dzięki pracowitości dostaje szansę. Z Koroną chcieliśmy coś zmienić w ustawieniu. Postawiłem na Michała, który musi być gotowy i wierzyć, że jest nam w stanie pomóc – zaznacza Nowak.
Jakub Bartosz coraz odważniej dobija się do składu Białej Gwiazdy. Jego historię przybliża Mateusz Miga.
Do Wisły trafił po testach, a już w wieku 15 lat dostał premierowe zaproszenie na trening pierwszego zespołu. Trenerem był wtedy Michał Probierz.
– Siedziałem z kolegami na podwórku i dostałem telefon od trenera Macieja Musiała. Powiedział, żebym na drugi dzień stawił się na treningu. Na początku myślałem, że ktoś robi sobie jaja. Do szatni przyszedłem jako pierwszy, dużo wcześniej niż reszta zespołu. Stałem w pustej szatni i zastanawiałem się, gdzie mogę usiąść. Byłem mocno speszony, ale gdy rozpoczął się trening, stres minął – wspomina Bartosz.
Howard Webb w rozmowie z „PS” wspomina spotkanie Polska – Austria z 2008 roku i dwie najsłynniejsze, pamiętane do dziś kontrowersje.
W końcówce ostrzegał pan Mariusza Lewandowskiego, by nie trzymał rywala. Później on to zrobił, a pan podyktował rzut karny.
Przed turniejem mieliśmy nakaz, by szczególnie uważać na tego typu trzymanie. W tamtej sytuacji byliśmy czujni, uważnie obserwowaliśmy, co dzieje się przy rzucie wolnym dla Austriaków. Sebastian Prodl był tak mocno pociągany, że jego koszulka mogła za chwilę być w kilku częściach. Rozumiem kontrowersje po tej decyzji. To był ważny moment, Polacy już czuli się zwycięzcami i nagle to wszystko im się wymknęło. Pamiętam, jak później włączyłem telefon i miałem wiadomość od oficera policji: „Słuchaj, mamy duży problem. Dostajesz pogróżki. Ludzie grożą ci śmiercią”.
Wcześniejszy gol dla Polaków, którego pan uznał, padł ze spalonego.
To była trudna sytuacja. Mike, mój asystent, nie był najlepiej ustawiony. Już po chwili powiedział mi przez słuchawki: „Howard, nie jestem pewny, czy nie popełniłem błędu”. Nie chcę, by ludzie myśleli, że my w końcówce tamtego meczu szukaliśmy balansu. Że rozumowaliśmy na zasadzie: „Wiemy, że popełniliśmy błąd, to teraz pomożemy drugiej drużynie”. Nigdy tak nie rozumowałem jako arbiter. W sytuacji z golem Rogera na pewno pomogłyby nam powtórki wideo. Asystent oglądający mecz powiedziałby: „spalony” i sędzia główny nie uznałby gola. Z rzutem karnym byłoby inaczej, bo ta sytuacja była bardziej subiektywna.
fot. FotoPyK