Jimmy Johnstone był istną legendą Celticu. Może i 80 goli w blisko 380 spotkaniach, to przy dzisiejszych realiach statystyki, cytując klasyka, niezbyt ekskluzywne, jednak trzeba pamiętać, że mówimy o nieco innych czasach. Czasach, w których skrzydłowy miał przede wszystkim asystować i kreować sytuacje, a nie je wykorzystywać. Co również było znakiem czasów tamtego okresu, piłkarze po godzinach (a czasami nawet w przerwie starcia) lubili sobie popiwkować czy zapalić fajkę. Nikt nie ukrywał tego, co było traktowane na porządku dziennym. Jednak niektóre sytuacje i tak nie pozwalają przejść obok obojętnie bez uśmiechu na twarzy.
15 maja 1974 roku bowiem odbył się chyba najmniej przewidziany rejs łódką w historii morskich podróży, którego pomysłodawcą został wspomniany Johnstone. Po wygranej nad Walią, trener Szkotów dał swoim podopiecznym kilka godzin luzu, by mogli się ze sobą dobrze „zintegrować”. Ci ruszyli więc całą ekipą na miasto, wlali w siebie trochę piwa, a później, gdy zabawa dobiegła końca – zawinęli się z powrotem do hotelu. A przynajmniej tak było w planach.
Te zmieniły się jednak diametralnie, gdy podczas powrotnego spacerku skrzydłowy Celtiku zauważył opuszczoną łódkę, która wydawała się być przypięta do brzegu. „Jinky” wskoczył na pokład, chwilę się pobujał, ale gdy już miał zejść na suchy ląd, jego kolega z reprezentacji, Sandy Jardine, dla żartu łódkę odepchnął. Chciał maksymalnie utrudnić kompletnie pijanej legendzie Celtiku wejście na bezpieczny grunt. Wtedy też okazało się, że łódź wcale przywiązana nie była. Jimmy więc po chwili znalazł się ładny kawałek od brzegu, na otwartym morzu. Inni kadrowicze rzucili się do wody, by popłynąć za swoim kolegą, ale Johnstone “wypracował” taką przewagę, że dogonienie go okazało się niewykonalne. Zawodnicy wrócili więc do hotelu, wcześniej zawiadamiając policję, że ich kolega dryfuje gdzieś na otwartym morzu. Dzięki ich pomocy po trzech i pół godzinach skrzydłowy zakończył swój krótki rejs.
Warto przypomnieć też sylwetkę „Jinky’ego”, bo jeśli nie śledzicie z nieustającym zapałem szkockiej ligi, jego nazwisko raczej nie będzie wiele wam mówić. A to koniec końców prawdziwa legenda, wybrana najlepszym grajkiem w historii Celtiku Glasgow. Mająca w swojej kolekcji multum lokalnych mistrzostw, pucharów, ale także, a raczej przede wszystkim, złoty i srebrny medal Pucharu Europy. Kibice Celtiku wymyślili nawet specjalną przyśpiewkę na jego cześć. Nazwali ją „Jimmy Johnstone – Lord of the Wing”, nawiązując do dzieła Tolkiena. Pomysłowości odmówić im nie sposób.