Ostatnie miesiące, a nawet i lata, to okres niezwykle obfity w sukcesy polskich zawodników na arenie klubowej. Wielomilionowe transfery do topowych zespołów, mecze na najwyższym poziomie, możliwość oglądania praktycznie każdej czołowej ligi Starego Kontynentu z dodatkiem w postaci rodaka na placu. I choć piłkarz znad Wisły to dziś nierzadko towar ekskluzywny, to gdyby się bliżej przyjrzeć – w XXI wieku wciąż tak wielu sukcesów nie opiewaliśmy. A nawet, gdy już to się działo, to albo na mimo wszystko piłkarskiej prowincji, albo w dużej mierze rykoszetem.
Cholernie lubimy rozpływać się w tym temacie. Uświadamiać sobie, że dopiero co z wypiekami na twarzy podziwialiśmy popisy Macieja Żurawskiego w barwach Celtiku, a dziś ten sam Żurawski, choć wciąż pozostawałby dla nas interesujący, to już nie w takim stopniu jak jego koledzy po fachu. Wskoczyliśmy na wyższy poziom i Polacy rozsiani po ligach drugiego sortu nie stanowią dla nas już tak mocnego magnesu, który weekendami przyciągałby nas przed telewizory. Dziś chcemy rozkoszować się tym, jak Robert, Kamil czy ktokolwiek inny paraduje ze złotym medalem na szyi chwilę po tym, jak odstawił w lidze zespoły znacznie bardziej renomowane. A że okazji jest coraz więcej…
Kamil Glik zdobywający mistrzostwo Francji z AS Monaco to ogromna sensacja. Jeszcze latem znalazłoby się pewnie niewielu śmiałków, którzy wskazywaliby klub z Księstwa jako ten, który właśnie teraz przerwie czteroletnią hegemonię paryskiego mocarstwa. Tymczasem Glik i koledzy we wspaniałym stylu wygrali wyścig po krajowe trofeum, a przecież na rynku transferowym byli znacznie mniej aktywni od PSG. Tylko zestawiając wydaną kasę okazuje się, że ich portfele stały się uboższe aż o blisko 100 milionów euro, a i przecież na próżno szukać było w zespole gwiazd. Jasne, wszyscy doskonale znaliśmy nieco zakurzonego Falcao, ale gdyby chcieć bawić się w porównania… Glik a Thiago Silva. Bakayoko a Verratti. Thomas Lemar a Di Maria. Mbappe a Cavani. Trudno było upatrywać faworytów wśród tych pierwszych, a pamiętajmy przecież, że Monaco w międzyczasie doczołgało się też do półfinału Ligi Mistrzów, półfinału Pucharu Francji i finału Pucharu Ligi.
Swoje piąte już mistrzostwo Niemiec świętował Robert Lewandowski, choć to, że i w tym, i w poprzednim, i jeszcze wcześniejszym sezonie Bayern zgarnie “paterę” było praktycznie pewne. Znacznie bardziej zaskakujące było to, co polskie trio z Dortmundu – w osobach “Lewego”, Piszczka i Błaszczykowskiego – osiągnęło przed kilkoma laty. Na Borussię wówczas też, jak dziś na Monaco, stawiało niewielu, a przecież BVB zdobywało tytuł dwukrotnie z rzędu, w międzyczasie dorzuciło też finał Ligi Mistrzów, Puchar Niemiec i Superpuchar Niemiec. A my mogliśmy podziwiać choćby takie piękne chwile.
Przed rokiem natomiast Marcin Wasilewski mógł świętować z kolegami z Leicester mistrzostwo Anglii. I choć na boisku wielkiego wkładu w ten sukces nie miał (ledwo 302 minuty spędzone na placu), to nikt nie miał wątpliwości co do tego, że “Wasyl” jest zwyczajnie dobrym duchem szatni i na taki sukces w CV jak najbardziej zasłużył.
Żeby jednak odkopać kolejne mistrzostwa zdobywane przez Polaków, trzeba już poszperać w pamięci nieco dokładniej. Wspomniany Maciej Żurawski trzykrotnie stawał na najwyższym stopniu podium w lidze szkockiej. Podobnie zresztą Artur Boruc, a obaj panowie dołożyli też po Pucharze Szkocji i Ligi Szkockiej. Oj, kawał historii te popisy “Magica” i Boruca w barwach klubu z Glasgow…
W poszukiwaniu innych mistrzów krajowych w klubach zagranicznych wciąż musimy przeczesywać prowincję. Michał Żewłakow dwa razy zarzucał na szyję złoty medal za mistrzostwo Belgii w barwach Anderlechtu i trzy razy za mistrzostwo Grecji, gdy był już piłkarzem Olympiakosu Pireus.
Mariusz Lewandowski zaś po kilka razy wygrał wszystko, co było możliwe do wygrania na Ukrainie, a do pięciu mistrzostw krajowych i trzech pucharów dorzucił też zwycięstwo w ówczesnym Pucharze UEFA z 2009 roku. Teoretycznie w CV mistrza Francji ma też Jacek Bąk, choć w sezonie 2001/2002 zagrał w barwach Lyonu tylko jedną rundę, a dokładniej… 77 minut, po czym przeniósł się do Lens. Dwa trofea z PSV wywalczył zaś w tej dekadzie Przemysław Tytoń, ale ani razu nie udało mu się zająć pierwszego miejsca w lidze – tym sposobem jego gablotę zapełnia jedynie Puchar i Superpuchar Holandii. To natomiast udało się osiągnąć Tomaszowi Iwanowi, który ma na koncie to trofeum, bo jesienią sezonu 00/01… rozegrał siedem minut w barwach PSV. Zimą przeniósł się zaś do RBC Roosendaal, które nota bene z ligi zleciało i tym sposobem na przestrzeni kilku miesięcy zaliczył epizod i w najlepszej, i w najgorszej ekipie Eredivisie. Podobnie rzecz ma się z Jackiem Krzynówkiem – on z kolei jesienią sezonu 08/09 w koszulce Wolfsburga zameldował się ledwo czterokrotnie, a w trakcie okienka prysnął do Hannoveru. A “Wilki” mistrza zdobyły… Na złoty medal za pokonanie konkurencji w wyścigu o miano najlepszej ekipy w Portugalii załapał się też Przemysław Kaźmierczak, choć jego wkład w ten sukces był, łagodne mówiąc, nikły (368 minut na boisku w sezonie 2007/2008). Na podobnych zasadach zresztą najwyższe laury w Hiszpanii zgarnął ten, któremu zgotowano tak sympatyczne pożegnanie (90 minut w sezonie mistrzowskim).
A przecież w barwach Manchesteru United, choć również z pozycji rezerwowej, aż czterokrotnie mistrzem Anglii został Tomasz Kuszczak, który zdołał też dorzucić do swojej gabloty kilka innych trofeów (choćby Ligę Mistrzów czy Klubowe Mistrzostwo Świata).
Generalnie widać więc, że przed laty Polak z mistrzostwem kraju był zazwyczaj piłkarzem klubu ze znacznie słabszej ligi niż Ligue 1 czy Bundesliga, a nierzadko też do sukcesu dochodził kuchennymi drzwiami, mimo niewielkiego udziału w końcowym zwycięstwie. Dziś taki Lewandowski jest dla nas normą, a przecież za nim czai się też stado innych pretendentów – Glik już swoje marzenie spełnił, ale choćby Milik, Zieliński czy Szczęsny do końca walczą o to, kto zostanie wicemistrzem kraju, a Piszczek najprawdopodobniej też skończy na pudle (choć na jego najniższym stopniu). Trend jest więc niezwykle pozytywny i pozwalający na to, by z optymizmem spoglądać w tę najbliższą przyszłość.
fot. FotoPyk