Historia głosi, że jedną z najmocniejszych tortur było niedopuszczanie torturowanego do ani chwili snu. Pierwsza doba – każda próba zmrużenia oczu kończy się podszczypywaniem. Druga – w ruch idzie oblewanie zimną wodą. Trzecia – wszystko na raz plus łaskotki. Organizm cierpi i dla chwili wytchnienia jest w stanie zrobić wszystko. Mniej więcej wtedy przychodzi moment przełomowy – nawet najmocniejsi są w stanie wyśpiewać czego tylko zapragniesz.
Gdyby mecz Wisły Płock z Cracovią był torturą, najwięksi twardziele łamaliby się już koło 60. minuty.
O rany, chyba za chwilę wręczymy sobie medal za to, że wytrwaliśmy do ostatniego gwizdka i nie przysnęliśmy ani razu. Ekipa Weszło zagrała dziś sparing z reprezentacją Polski w amp futbol i tempo tego meczu było tak na oko ze 113x szybsze, a jakość piłkarska pewnie z 23x większa. Gdy już dziś przykładowo Merebaszwili brał się za wzięcie gry na siebie, swoje akcje kończył strzałami w chorągiewkę (serio, dwa razy w nią pocelował). Gdy Jendrisek uznawał, że warto podryblować, przeszkodą nie do przejścia okazywał się pierwszy z napotkanych rywali. W zasadzie podczas całego meczu – poza golami – jedyny smród pod bramką czuliśmy w momencie, gdy piłkę w pole karne wrzucał Furman. No, ale właśnie – ktoś jeszcze musiałby strzelić, przyjąć, zgrać, stworzyć jakiekolwiek zagrożenie. Takich ludzi dziś w Płocku nie było.
Dlatego w takich momentach wypada docenić bramkarzy, którzy postarali się, byśmy zobaczyli w ogóle jakieś bramki.
Grzegorz Sandomierski – no cóż, była to jedna z bardziej kuriozalnych interwencji rundy. Piotr Wlazło wbił się na przebój pomiędzy Diego i Malarczyka, dziubnął piłkę obok Sandomierskiego, ale wyrzucił się już tak daleko, że ta prawdopodobnie opuściłaby plac gry. Wtedy do akcji wszedł bramkarz Cracovii – złapał swojego rywala w pół, powalił go na ziemię, a piłka interesowała go w tej akcji mniej więcej tak, jak nas okres wegetacji kaktusów. Karnego na gola zamienił poszkodowany. Absurdalna interwencja.
Mateusz Kryczka – facet musi zainwestować chyba w jakiś lepszy klej, bo dziś wypluwał dosłownie wszystko, co szło w jego stronę. O ile pierwsze kilka prostych “interwencji” zakończyło się bez konsekwencji, o tyle na wypiąstkowaniu wrzutki pod nogi Stebleckiego limit szczęścia się wyczerpał. Skrzydłowy “Pasów” bez problemu umieścił piłkę w siatce.
Panowie, dziękujemy. Gdyby nie wy, ludzie mogliby przez ten mecz wykitować, oprócz wymienionych sytuacji nie oglądaliśmy już praktycznie żadnej, w której poczuliśmy, że coś może wpaść. No bo chyba nie wtedy, gdy przypadkowo piłkę główką zgarnął Kante? No i nie wtedy, gdy Jendrisek zupełnie niezaskakująco uderzał z ostrego kąta? Była to Ekstraklasa w najgorszym możliwym wydaniu. Apelujemy do C+ – dla dobra wszystkich lepiej tego meczu nie powtarzać. Lepsze będzie już nawet 90 minut ciszy i czarnego tła.
Fot. FotoPyK