W kinie zazwyczaj jest tak, że jeśli film zostaje przez producenta nazwany nową wersją klasyka, to nic z tego nie wychodzi – trudno przecież budować własną legendę, jeśli już na początku zapożycza się tożsamość od produkcji kultowej. Podobnie jest w piłce, z tą różnicą, że to świat futbolu mianuje następców, a ci najzwyczajniej w świecie nie są w stanie temu sprostać. Gdyby zebrać tych wszystkich nowych Ronaldo, Bońków, Ronaldinho, to nie ma siły, nie zmieściliby się do jednego autobusu, trzeba by podstawić całą linie. Oczywiście, nowy Zidane też był – konkretnie Yoann Gourcuff. I spokojnie może zbijać piątki z tymi, którzy podobnie jak on nie dali rady.
Ktoś może stwierdzić, że robimy tym chłopakom krzywdę, na dzień dobry przedstawiając ich nazwiskiem, które zupełnie im nie przystoi, ale to chyba nie do końca tak. Futbol jest niekończącym się festiwalem presji, tu zagląda ona z lodówki, telewizora i zza każdego rogu, więc jeśli już pierwsze porównanie danego piłkarza do kogoś sławniejszego wyrasta dla niego na przeszkodę nie do przeskoczenia, to znaczy, że poległby prędzej czy później. A tak przynajmniej miał swoje pięć minut sławy.
Gourcuff je otrzymał, bo rzeczywiście nietrudno było znaleźć cechy wspólne jego i wielkiego Zizou. Obaj zaczynali błyszczeć w Bordeaux – to znaczy klasyk zaczął, a pretendent zaczął i właściwie skończył – obaj występowali na tej samej pozycji, mierzyli nawet tyle samo, jednogłośnie odrastając od ziemi na 185 centymetrów. Poza tym, życie nie znosi próżni – Francuzi musieli się pogodzić, że Zidane miał dość wyczynowego grania w piłkę i pożegnał się z nią efektownie w 2006 roku. Z kolei Gourcuff zaczął brylować dwa lata później, w roku 2008, kiedy właśnie w barwach Bordeaux zaliczył double-double, mając w jednym sezonie dwucyfrową liczbę asyst i goli (odpowiednio 13 i 12 trafień w rubrykach). Musiał być następcą i wyciszyć tęsknotę za legendarnym geniuszem.
Co więcej, Yoann nie skończył z Bordeaux jedynie na indywidualnych popisach, razem z kolegami sięgnął po mistrzostwo Francji, a przecież dla Żyrondystów nie jest to chleb powszedni. Wtedy na tytuł czekali 10 lat i dzisiaj znów go wypatrują, nie mając na koronę większych szans. Od czasu udanej kampanii z Gourcuffem zajmowali co najwyżej piąte miejsce.
Yoann grał świetnie i poza tym, że ładował sporo bramek, robił to z wielką klasą. Chyba już do kanonów piękna przeszła jego akcja z 2009 roku, kiedy w cudowny sposób rozprawił się z obroną PSG – rzućcie tylko okiem na tę elegancję i niebywałą kontrolę nad piłką.
– Ta bramka to nie przypadek. Pokazał, że jest w nim coś magicznego. Czułem się źle, gdy Zidane przeszedł na emeryturę, ale oglądanie Gourcuffa mnie wyleczyło. Kiedy widzę graczy takich jak on, czuję się znów jak mały chłopiec – cmokał z zachwytu Christophe Dugarry, czyli nie pierwszy lepszy kibic.
A to nie koniec popisów, tego gola też warto zobaczyć:
Zdecydowanie sezon 08/09 był dla Gourcuffa wyjątkowy. Błyszczał, został wybrany najlepszym francuskim piłkarzem (miał dwa razy więcej głosów niż drugi Anelka), najlepszym zawodnikiem ligi, oczywiście trafił równocześnie do jedenastki sezonu i dał się zauważyć publiczności globalnej, bo zajął 20. miejsce w głosowaniu na Złotą Piłkę. Pewnie, taka lokata z sześcioma punktami na koncie jeszcze nie przenosi zawodnika do zasłużonego miejsca w historii, ale przecież to miał być dopiero początek drogi do wielkości. Francuzi mocno wierzyli w Gourcuffa, nastroje musiał tonować sam Zidane. – Nie obciążajcie go zbyt wielką presją, nie proście go, by był kimkolwiek nowym. Wszyscy przecież widzimy, że jest bardzo utalentowany – apelował Francuz.
Warto pamiętać, że Gourcuff był wówczas do Bordeaux tylko wypożyczony z Milanu. We Włoszech grał mało, ale też rywala do składu miał wtedy piekielnie mocnego – chodzi oczywiście o Kakę, który w 2007 roku zdobył Złotą Piłkę. Yoann co prawda wygrał z Milanem Ligę Mistrzów, ale jego udział w tym wszystkim był mały – od ćwierćfinałów zagrał przez ledwie 21 minut, nie załapał się nawet do kadry na finał. Został więc wypożyczony. Do Rossonerich oczywiście dochodziły głosy o jego wyczynach we Francji, Carlo Ancelotti zapowiadał nawet, że jak tak dalej pójdzie to Gourcuff zostanie ściągnięty z powrotem, lecz… nic takiego się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie, Bordeaux i Milan doszli do porozumienia, Francuzi wyciągnęli go za 13,5 bańki. Na tamten moment nie był to ruch ze strony machiny Berlusconiego specjalnie zrozumiały.
W każdym razie w kolejnym sezonie Gourcuff nie był już tak błyskotliwy. Ale i bez przesady – miał 23 lata, wahania formy w jego wieku jeszcze są dozwolone, przydarzyła się kontuzja, a i tak potrafił dać drużynie sporo, mianowicie dziewięć bramek i jedenaście asyst we wszystkich rogrywkach. Razem z Bordeaux zaszedł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, zaliczając w europejskiej elicie dwa gole, strzelał choćby na boisku w Monachium, przeciwko Bayernowi. W lidze jemu i kolegom wiodło się natomiast już przeciętnie, Żyrondyści nie tyle, że nie obronili tytułu, ale po prostu zjechali we francuskiej hierarchii dość nisko, bo aż na szóste miejsce.
Yoann postanowił wówczas, że to już czas na zmianę otoczenia, zamarzył nawet o Barcelonie. – Piłkarze Barcy powinni być dumni, że mogą w tym klubie razem grać i wspólnie podążać w jednym kierunku. Przede mną bardzo dużo pracy. Nie gram jeszcze na takim poziomie, by godnie zastępować na środku pomocy Xaviego, Iniestę czy Keitę, lecz nasze style gry są do siebie podobne. To ogromna przyjemność móc obserwować grę takich piłkarzy jak Xavi czy Iniesta. Są oni kwintesencją tego, co w piłce nożnej najbardziej lubię i dlatego staram się grać tak jak oni – opowiadał rozmarzony w jednym z wywiadów. Na pewno Blaugrana wiedziała, że ktoś taki jak Gourcuff istnieje, ale bardziej Yoann chciał się jej przypomnieć niż ona realnie o nim myślała.
Stanęło więc na Olympique Lyon, który zresztą wyrzucił Bordeaux w sezonie 09/10 za burtę Ligi Mistrzów – w tamtym czasie był to z pewnością silniejszy zespół niż dzisiaj, ale też bez większego szału, serię siedmiu mistrzostw z rzędu zakończył przed dwoma laty, właśnie na rzecz Żyrondystów. I tutaj powoli dochodzimy do sedna sprawy – dlaczego Gourcuffa nie wyjął mimo wszystko lepszy klub? 22 miliony euro to spora suma, ale czy nowy Zizou nie był wart takiego ryzyka?
Sportowo pewnie tak, ale stawało się coraz jaśniejsze, że charakterologicznie chłopak do wielkiej piłki nie pasuje.
– Gourcuff w Milanie był 100% pomyłką. Jego problemem tutaj było zachowanie, nie umiał przyjąć odpowiedniej postawy, nie chciał zintegrować się z grupą. Nie zaczął uczyć się włoskiego od razu. Kiedy grał, nie dawał z siebie wszystkiego, mniej utalentowani zyskiwali w Milanie szacunek, bo dawali z siebie wszystko. On nie i sam zdaje sobie z tego sprawę – punktował pomocnika w 2010 roku Paolo Maldini. Ojciec piłkarza zapewniał, że to wszystko nieprawda, bo syn uczył się włoskiego dwie godziny dziennie, a Gourcuff po jakimś czasie dodał: – Byłem bardzo młody, miałem tylko 19 lat, kiedy przyszedłem z małego klubu, Rennes, do jednego z największych na świecie. Nigdy nie żyłem za granicą, więc trudno było mi zaaklimatyzować się w kraju, gdzie nie mówiono w moim języku. Byłem samotny, ale zacząłem się integrować i nauczyłem się wiele.
Charakter piłkarza ciekawie opisuje Julien Laurens dla ESPN. – Przychodził do mix-zony 45 minut po meczu i przedstawiał najlepszą analizę meczu jaką mogłeś usłyszeć. Zawsze patrzył na buty zadającego pytania, nigdy na samego pytającego. Kiedy inni chcieli piwa i resetu, Gourcuff bez przerwy myślał o meczu i wysuwał oskarżenia przeciwko sobie, wytykając złe decyzje i niecelne podania. Jedyną rzeczą jaką Yoann lubi robić jest granie w piłkę, zagrałby z tobą i twoimi kolegami pięciu na pięciu po pracy. Zagrałby na plaży, na ulicy, w parku, wszędzie, kiedykolwiek. Jednak reszta obowiązków wynikająca z futbolu nie jest dla niego.
Dalej: – Spotkałem go kiedyś w kwietniu, przez zupełny przypadek. Siedział z agentem przy stoliku, miał na sobie wielką czapkę i jeszcze większy szalik. Dziwny ubiór jak na tę porę roku, mój znajomy zapytał czy wszystko z nim okej. Odpowiedział, że tak, ale nie chce być rozpoznany, bo nienawidzi każdego rodzaju celebryctwa.
Krótko mówiąc: Gourcuff to gość zamknięty w sobie, który woli chodzić własnymi ścieżkami. Raz, że piłkarskiej szatni niekoniecznie to się musi podobać – chłopak z dobrego domu, który unika kontaktu, ergo: ma się za kogoś lepszego. Dwa, że jakkolwiek banalnie to zabrzmi, facet grający na 10-tce powinien mieć choć poprawny kontakt z drużyną – ma być wodzirejem tej ekipy, kręcić kierownicą, podejmować decyzję, które pomogą wygrać spotkanie. Do tego potrzeba zaufania, a Gourcuff swoją postawą takiego nie zdobywał.
Pierwszym przykładem był Milan (nawet Ancelotti nazwał Gourcuffa dziwnym człowiekiem i stwierdził, że zawiodła go w Mediolanie psychika), drugim reprezentacja Francji, której kulisy odsłonił w swojej kapitalnej książce Raymond Domenech (na marginesie, kto jeszcze nie czytał, ten trąba):
W pamięci wraca mi Yoann Gourcuff z czasu katastrofalnych mistrzostw świata w 2010 roku. Kiedy go słyszałem, musiałem chronić go przed nim samym, aby mógł stać się sobą. Bardzo lubię Yoanna, który jest bardzo dobrym piłkarzem, ale musiałem mu otworzyć oczy, trochę brutalnie: „Posłuchaj mnie uważnie, Yoann. Grałem z Platinim w reprezentacji, widziałem Zidane’a w młodzieżówce. Jeśli nie dostawali piłki kiedy trzeba, obrywali wszyscy, dostając opieprz i wpadając wręcz w panikę. A ty zamiast tego stroisz fochy i cofasz się bez słowa. Różnica jest taka, że oni przewodzili, a ty nie. Jeśli chcesz przewodzić, musisz sam się narzucić, gdyż nikt nie zrobi tego za ciebie. Na co czekasz? Że to ja powiem innym, żeby ci podawali? Żeby byli dla ciebie mili? Chyba śnisz! Nigdy nie posłuchają!”. Mógłbym wtedy dodać: „Nie wystarczy chcieć być Zidane’em”. Ale nie dodałem.
Oraz:
W ogromnej szatni kapsztadzkiego stadionu, zrobionej z amerykańskim rozmachem, piłkarze puścili muzykę na całego. Obserwuję ich i powtarzam ostatnie zalecenia. Do Gourcuffa: „Tobie dałem klucze. Teraz ty”. Czy jest świadom tego, że rozgrywa w tym momencie cząstkę swoich mistrzostw świata? Nie wiem. Najgorsze w tej chwili jest spojrzenie Francka Ribéry’ego. Może mam zbyt bujną wyobraźnię, wydaje mi się jednak, że w tym spojrzeniu jest nienawiść, pogarda, zazdrość. Nie znosi Gourcuffa, to pewne, a jeśli zdarza mu się powiedzieć coś przeciwnego, to dlatego, że przystosowuje się do okoliczności.
A to tylko dwa fragmenty, przez całą książkę co rusz przewijają się obrazy, które ukazują Gourcuffa jako gościa wycofanego czy wręcz obrażalskiego, z muchami w nosie, który kompletnie nie chce, nie potrafi zintegrować się z grupą. W przyjaźniejszej wersji można to uznać za introwertyzm, ale z drugiej strony za bufonadę, egocentryzm, przesadnie duże mniemanie o sobie i własnej wyjątkowości. Szatnia Milanu i reprezentacji Francji (z wyjątkami, Gourcuff dogaduje się na przykład z Hugo Llorisem) najwyraźniej wybrała bramkę numer dwa.
Opisywany przez Domenecha mundial w 2010 roku na pewno nie był więc dla piłkarza, jak i całej kadry, miłym przeżyciem. Gourcuffa nie znosił wspomniany Ribery – chodziły plotki, że żona Francka lubiła pochlebnie wypowiedzieć się o urodzie Yoanna – lecz nie tylko on, bo sympatii do piłkarza nie żywili choćby Gallas, Evra, Anelka i Henry, którzy oskarżali pomocnika o wynoszenie tajemnic szatni do świata zewnętrznego i granie z nim w jednym składzie przyjmowali jak najgorszą karę. Przykład: na treningowej gierce, gdy wymieniona czwórka była w jednym zespole, realizowała polecenia Domenecha, ale gdy przydzielono im Gourcuffa, nagle jakby w tryby machiny ktoś wsypał worek piachu. Trzeba przyznać, że chłopak sobie życia nie ułatwiał, na przykład w programie Telefoot, na pytanie, dlaczego Francji idzie źle w ataku odpowiedział: – Dlatego, że obrona nie wyprowadzała dość szybko piłki i nie stwarzała sytuacji do kontry. Trudno, by koledzy stawali za nim murem.
Atmosfera w środku francuskiej szatni była fatalna, tak jak jej wyniki, a Gourcuff swoją postawą postawił się w centrum zamieszania. Gdyby jeszcze bronił się grą… Ale to akurat było niemożliwe, nie w tych warunkach. Zaliczył słabiutki mundial, a na turnieju zameldował się głównie czerwoną kartką, którą otrzymał w ostatnim meczu z RPA. – Cierpieliśmy w kwalifikacjach, ale paradoksalnie, to może wyjść nam na dobre. Krytyka jaka na nas spadła oznacza, że będziemy razem mocniej jako zespół. Przeszliśmy przez trudny czas i wierzymy, że to za nami – mówił Yoann po trudnych kwalifikacjach do afrykańskiego mundialu (Francja awansowała po ręce Henry’ego). Cóż.
Domenech pisał również, że przez pewien moment zastanawiał się czy otoczyć Gourcuffa parasolem ochronnym, przekonać innych zawodników do niego, ale uznał to za pomysł bezsensowny, Yoann miał bronić się sam, bo tak powinien uczynić nie tylko klasowy piłkarz, ale i dorosły człowiek. Pomocnik najwyraźniej unieść tego ciężaru nie był w stanie, bo w przeszłości nikt go do tego nie zmuszał. Przecież gdy w Mediolanie zaczęło dziać się źle, po prostu go opuścił. Yoann jest synem Christiana, szanowanego we Francji trenera, który niejako zapewnił mu przyjemne wejście w karierę. Tata prowadził go w Lorient, a później w Rennes – pierwszy kurs na ten kierunek obrał ojciec, syn dołączył do niego, odrzucając ofertę Nantes i zaloty Arsenalu. Panowie są ze sobą zżyci, niejednokrotnie Christian bronił Yoanna w mediach:
O słowach Maldiniego: – To jasne, że Maldini chciał mu zaszkodzić. Jego wypowiedź nie ma sensu i Yoann nie musi na nią odpowiadać. To chyba zwyczajnie problem dla Paolo, że mój syn nie chciał być kumplem 38-latka.
O charakterze syna: – Ludzi denerwuje, że jest inny, a on ma po prostu intelektualne zainteresowania.
O krytyce Yoanna, gdy ten występował już w OL: – Jesteśmy truci przez internetowe komentarze, by się przed tym bronić, trzeba mieć pancerz. Dla kogoś, kto nie posługuje się prostackim językiem, jest to trudne.
Obecnie panowie też pracują razem, zresztą ponownie w Rennes.
*
Jako drugi czynnik, stanowiący o rozkładzie kariery Gourcuffa, wymienia się kontuzje, bo o ile przed transferem do OL trzymał się dzielnie, to po przeprowadzce do rodzinnego miasta braci Lumiere zaczął się koszmar.
Listopad 2010 – naderwanie ścięgna Achillesa
Marzec 2011 – złamanie palca u nogi
Styczeń 2012 – kontuzja kolana
Luty 2012 – odnowienie kontuzji kolana
Sierpień 2012 – kontuzja kolana
Grudzień 2012 – uraz przywodziciela
Luty 2013 – uraz pachwiny
Wrzesień 2013 – kontuzja kolana
Styczeń 2014 – uraz pachwiny
Kwiecień 2014 – kontuzja kostki
Sierpień 2014 – kontuzja pleców
Październik 2014 – uraz pachwiny
Listopad 2014 – kontuzja pleców
Marzec 2015 – kontuzja uda
Chłopak spędził na rehabilitacji 600 dni, w analogicznym okresie czasu wszyscy piłkarze Lyonu leczyli się przez 1700 dni, więc jeden Gourcuff wypełnił ponad 1/3 całości. Niby nie jest to powód do śmiechu, ale jeśli słyszało się, że Yoann doznał kontuzji kostki na spacerze z psem (!), trudno było nie kiwać głową z kpiącym uśmieszkiem na ustach. A gdy widziało się jeszcze takie ujęcia, to już w ogóle:
W pewnym momencie pomocnik zaczął uchodzić za żywe szkło, bo właściwie każdy kontakt z drugą osobą mógł przyprawić go o kontuzję albo chociaż o ból. Spędził w Lyonie pięć sezonów, lecz właściwie tylko w pierwszym jako-tako się nagrał, kiedy biegał po murawach Ligue 1 nieco ponad 1700 minut. Później już było tylko gorzej, dwukrotnie nie dobił nawet do 1000 minut (na 3420 możliwych), w pozostałych przypadkach ledwie tę barierę – ustawioną w bliskiej odległości – przekraczał.
Futbol widział wielu piłkarzy podatnych na kontuzje, ale przypadek Gourcuffa był już pewną przesadą i gość zaczął po prostu irytować wszystkich wokół siebie. By zagrać, musiał czuć się gotowy od A do Z, więc nawet lekkie ukłucie przyprawiało go o bezwzględny strach, który pałętał mu nogi. – To trudne do zrozumienia dla wszystkich w zespole i klubie. Powinien i mógł dać Lyonowi wiele więcej – krytykował pomocnika Maxime Gonalons, a więc kolejny kapitan, któremu piłkarz zaszedł za uszy. Z kolei Jean-Michel Aulas, prezes OL, lamentował, że klub zapewnia Gourcuffowi wszystko, a ten nie bardzo się odwdzięcza.
Nie jest więc trudno zbudować teorię, w której kontuzje nie są głównym powodem, dla którego Gourcuff nie zrobił kariery, a jedynie pochodną powodu pierwszego, czyli słabiutkiej psychiki. Potwierdzał to wręcz Tiburce Darou, trener, który pomagał dochodzić piłkarzowi do zdrowia po kontuzji – powstał na ten temat dokument, do którego francuskojęzycznych czytelników zapraszam niżej. Darou mówił, że kontuzje Gourcuffa mogą mieć podłoże psychosomatyczne, bowiem słabe nerwy osłabiają niektóre organy człowieka, co prostą ścieżką prowadzi do kontuzji.
Gourcuff Lyonu więc nie podbił, a trzeba wiedzieć, że wciąż pozostaje drugim najdroższym zakupem w historii klubu – przebija go tylko Lisandro Lopez, skala rozczarowania jest tym większa. Gourcuff pożegnał się po swojemu: w ostatnim meczu – 30. kolejce sezonu 14/15 – w 50. minucie piłkarz złapał się z tyłu prawego uda, przekazał parę słów Fekirowi i… zszedł z boiska. Ławka OL potrzebowała chwili, by zrozumieć o co chodzi i dopiero po paru minutach gry w dziesiątkę, na murawie zameldował się Yattara. Fournier, ówczesny szkoleniowiec, mówił: – Jeśli zszedł z boiska, musiał być kontuzjowany. Mam nadzieję, że jest kontuzjowany.
Gourcuff więcej w barwach Lyonu nie zagrał i po sezonie jego przygoda tam się skończyła.
*
Do września pozostawał bez klubu, dopiero wówczas przygarnęło go Rennes, skąd wypływał na wody wielkiego świata. Długo się jednak leczył, zadebiutował dopiero w styczniu 2016 roku, zagrał 15 minut i… znów wypadł na moment. W obecnym sezonie gra już więcej, nabił ponad 2000 minut na ligowych boiskach, co zdarzyło się po raz pierwszy od pożegnalnego sezonu w Bordeaux. Pewnie udział w tym ma obecność jego ojca – w końcu Yoann może czuć pełne zaufanie od trenera, a tego tak mocno potrzebuje, by grać bez stresu i co za tym idzie, kontuzji.
– Yoann ma problemy z psychiką, ale nie jestem lekarzem i nie chcę tego szerzej komentować. Jest mi smutno, że nie był w stanie spełnić marzeń, tak jak zaczynał to robić w Bordeaux. Możecie mówić co chcecie, ale Yoann ma ogromny talent – mówił w 2015 roku agent piłkarza.
Gourcuff odbił się od nazwiska Zidane’a, ale to tak naprawdę nie jest istotne – poprzeczka wisi piekielnie wysoko i jeszcze wiele francuskich nadziei ją strąci, a być może nikt jej nie przeskoczy. Gorzej, że Yoann mimo wielkich możliwości nie zapracował do końca na własne nazwisko.
PAWEŁ PACZUL