Gdybyśmy wzięli dziś gościa z ulicy i powiedzieli mu, że drużyna w żółtych koszulkach zdobyła ostatnio jakiś puchar, prawdopodobnie nie uwierzyłby nawet w to, że było to zwycięstwo w arcyprestiżowym Pucharze Proboszcza. Sorry, ale gdynianie byli dziś tak nijacy, że nikt nie wpadłby nawet na to, by wręczyć im jakiś puchar pocieszenia, a co dopiero poważne trofea. Obniżka formy po świętowaniu? Kłopoty motywacyjne po – było nie było – sporym jak na Arkę sukcesie? A może to po prostu zwykła ligowa forma gdynian? Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku.
Jak już ustaliliśmy – arkowcy byli dziś tak przekonujący jak telemarketerzy, którzy obiecują fortunę za to, że przyjdziemy obejrzeć ich garnki. Okazje na gola? Zero, chyba że zaliczymy do nich strzał-farfocel Marciniaka. Liczba minut spędzonych w polu karnym Cracovii? Heh, ten czas podawalibyśmy raczej w sekundach. Zresztą, co to dużo mówić, skoro najbardziej zapamiętaną akcją Arki po tym meczu – paskudną zresztą – będzie upadek Adriana Błąda. Chłopak wyskoczył w górę walcząc o piłkę, spadł prosto na rękę i… No nie jest to obrazek, który pokazywalibyśmy małym dzieciom. Adrianie – życzymy szybkiego powrotu.
Cracovia wcale nie grała jakiegoś supermeczu, ale fakt faktem, że zdominowała rywala na tyle, iż przez większość spotkania utrzymywała posiadanie piłki na poziomie 70%, co w naszej lidze nie jest bynajmniej zjawiskiem dość częstym. Problem w tym, że ich gra długimi fragmentami ograniczała się do podań bez sensu, na alibi i wrzutek w większości także bez sensu, bo ani celnych, ani bez większych szans na powodzenie (bo proporcje w polu karnym były na przykład 1 do 5). Pewnie jakoś szerzej skomentowalibyśmy ten pomysł taktyczny “Pasów”, gdyby nie fakt, że…
a) to właśnie po wrzutce Dąbrowskiego z boku Piątek strzelił pierwszego gola. Była to jednak wrzutka idealna (docenić warto to tym bardziej, że “Dąbro” prawdopodobnie zagrał na pamięć), wystarczyło tylko dołożyć głowę.
b) to właśnie po wrzutce Szczepaniaka z boku Warcholak zagrał ręką, a karnego na gola zamienił Dąbrowski.
Nie zmienia to jednak tego, że jakieś 4/5 prób była zwyczajnie bez sensu. Na przykład taki Szczepaniak – facet sprawia wrażenie, jakby kompletnie nie potrafił dobrze dograć piłki ze skrzydła. Jak nie przeciągnięte dośrodkowanie, to bez adresata albo w przeciwnika. Ale może to element szerszego planu, skoro dziś tyle razy trafiał rywali, że aż utrafił jednego z nich tak, że wywalczył rzut karny.
Arce przypominamy – Puchar Polski nie zapewnia utrzymania się w lidze. Najbliższy tydzień arkowcy spędzą na czerwonym miejscu w tabeli.
Fot. FotoPyK