Żadną tajemnicą nie jest fakt, że obecność Arki w finale Pucharu Polski jest dość dziwnym wydarzeniem, biorąc pod uwagę, jak gdynianie grają w obecnym sezonie. Zaczynamy się jednak zastanawiać, czy tego typu sytuacje nie staną się wkrótce prawidłowością. Powiedzmy sobie… gdzieś tak raz na trzy lata.
Algorytm, który pozwolił nam to wyliczyć, jest dość prosty. Po prostu przed trzema laty w finale zagrał brat bliźniak dzisiejszej Arki, Zagłębie Lubin. Oczywiście należy traktować to z przymrużeniem oka, ale zwyczajnie nie sposób nie dostrzec co najmniej kilku analogii między tymi drużynami. A gdynianom wypada tu tylko życzyć, by nie zaistniała analogia największa, czyli przegrany finał. Póki co skupmy się jednak na faktach:
1. Na pierwszy rzut oka najmocniejszym podobieństwem jest piekielnie łatwa drabinka. Moglibyśmy opisać drogi do finału obu drużyn i pożartować sobie trochę, ale chyba wystarczy zamieścić rywali Zagłębia oraz Arki i każdy wyciągnie wnioski sam. Przede wszystkim ten, że brak awansu do finału byłby większą sensacją niż sam awans.
Zagłębie Lubin 2013/2014
Piast Gliwice – Zagłębie Lubin 0:0 (k. 4:5)
GKS Tychy – Zagłębie Lubin 0:1
Zagłębie Lubin – Sandecja Nowy Sącz 2:0, 5:0
Zagłębie Lubin – Arka Gdynia 3:0, 0:0
Arka Gdynia 2016/2017
Olimpia Zambrów – Arka Gdynia 0:1
KSZO – Arka Gdynia 1:2
Bytovia Bytów – Arka Gdynia 2:1, 0:1
Wigry Suwałki – Arka Gdynia 0:3, 4:2
2. Kolejne ,,pokrewieństwo”, to bez wątpienia tragiczna sytuacja w lidze. Nie chcemy być złymi prorokami, ale Zagłębie w tamtym sezonie spadło do 1. ligi i trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że nikt bardziej od nich nie zasługiwał na ten niechlubny sukces. W grupie spadkowej zdołali uzbierać tylko jeden punkt! Na koniec mogli się ,,pochwalić” 16 punktami, co jest wynikiem tragicznym. Nieco lepiej w tym sezonie spisuje się Arka Gdynia, chociaż o pewnym pozostaniu w Ekstraklasie mowy jeszcze nie ma i pewnie długo nie będzie. Jednak sam fakt, że już teraz mają więcej punktów niż wtedy Zagłębie stawia ich w nieco lepszym świetle, ale też pamiętajmy, że gdynianie są w tym roku zdecydowanie najgorszą drużyną ligi. Czyli szansa na pójście śladami Zagłębia wciąż jest bardzo realna.
3. Co ciekawe zarówno Zagłębie (2013/2014) jak i Arka (2016/2017) miały świetny start w rozgrywkach ligowych. Dopiero później zaczęło dziać się coś niedobrego. Drużyna z Lubina po pierwszych dziesięciu kolejkach zajmowała 4. miejsce w ligowej tabeli. Natomiast gdynianie w obecnym sezonie wcale nie byli dużo gorsi, ponieważ znajdowali się na piątej lokacie. Czy można wyciągnąć z tego jakieś daleko idące wnioski? Ano można podpiąć to trochę pod zamazany obraz. Kto wie, czy jeśli kubeł zimnej wody nie przyszedłby wcześniej, to losy ligowe obu ekip nie potoczyłby się inaczej? A tak ciężko było o racjonalną ocenę. No bo skoro początkowo tak fajnie szło w lidze, a puchar tylko utwierdzał w przekonaniu, że słabsze mecze w Ekstraklasie szybko przeminą, to trzęsienie ziemi można było odkładać w czasie. Niestety jednak w obu przypadkach gorszy okres nie przeminął. Zagłębie zapłaciło za to najwyższą cenę. Czas pokaże, czy Arce dla odmiany uda się wymknąć spod gilotyny.
4. Inny wspólny mianownik to zmiana trenera i dość długi czas oczekiwania na taką roszadę. Kluczowym wydaje się być wspomniany efekt zamazanej rzeczywistości, który wpłynął na moment zwolnienia. Różnica polega jednak na tym, że Orest Lenczyk zdążył jeszcze przegrać finał i wyłapać parę oklepów w ekstraklasie, natomiast Grzegorz Niciński poleciał przed rozstrzygającym spotkaniem Pucharu Polski.
5. Na sam koniec czas przedstawić pewną pozytywną zgodność między tymi drużynami. Koniec końców skoro dotarły aż na Narodowy, nie wszystko musiało w ich historii było negatywne. Otóż w obu przypadkach możemy znaleźć zawodników, którzy nigdy wcześniej nie grali i z dużym prawdopodobieństwem już nigdy nie zagrają w tak prestiżowym meczu, i z tak świetną oprawą. Warto tutaj przypomnieć, że podstawowym celem przy wyborze Narodowego na finał było umożliwienie rozegrania tam meczu piłkarzom innym niż kadrowicze. Czy sprawia im to radość? Pewnie, wystarczy przytoczyć słowa Damiana Zbozienia (cały wywiad TUTAJ):
Właśnie wspomniany Lewczuk mówił mi kiedyś, że po takim finale, gdy PP zdobył Zawisza, a on strzelił ostatniego karnego, po raz pierwszy poczuł się jak prawdziwy piłkarz.
I o to właśnie chodzi! Dlatego na 90minut.pl wolałbym mieć Puchar Polski z prawej niż 200 występów z lewej.
Właśnie w tym tkwi istota futbolu. Gra się po to, aby wygrywać puchary. Wielu piłkarzy dziś Arki, jak i wtedy Zagłębia, mecz w finale Pucharu Polski traktowało i traktuje jako ten jedyny, wyjątkowy. W końcu możliwe, że to dla większości z nich unikatowa szansa na wygranie znaczącego trofeum w dorosłej piłce. Za parę lat nikt nie będzie tak naprawdę pamiętał o drabince czy stylu. Liczyć będzie się tylko sam fakt występu, może nawet wygranej w finale PP. Zawsze to lepiej opowiadać dzieciom i wnukom o czymś takim, niż o tym, jak przez dziesięć lat zajmowało się konsekwentnie 12. miejsce w lidze.
Fot. 400mm.pl