Reklama

Czy wielki nudziarz znów zostanie mistrzem świata?

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

01 maja 2017, 14:51 • 6 min czytania 9 komentarzy

Są trochę, jak Federer i Djoković, albo Messi i Ronaldo – łączy ich genialny poziom sportowy, różnią charaktery i styl gry. Dziś jeden z nich zostanie snookerowym mistrzem świata. Anglik Mark Selby, uważany przez wielu za nudziarza, który swoim stylem zabija snookera, czy Szkot John Higgins, stary mistrz z aferą korupcyjną na sumieniu?

Czy wielki nudziarz znów zostanie mistrzem świata?

Najpierw liczby: najważniejsza to 375 tysięcy funtów, czyli prawie 2 miliony złotych. Tyle dostanie mistrz (finalista ponad dwa razy mniej). Kolejna liczba: 10. Tyle lat temu Selby i Higgins spotkali się w finale mistrzostw świata. Wtedy lepszy okazał się starszy Szkot, który wygrał 18-13, zdobywając drugi z czterech tytułów mistrza świata (Selby ma dwa). W ciągu dekady jednak wiele się zmieniło i dziś to Anglik jest faworytem, choć póki co przegrywa. Ostatnia liczba: 1. Tylu gości w ciągu ostatnich 20 lat zdołało obronić tytuł mistrza świata. Kto? Oczywiście Ronnie O’Sullivan (2012-13). Dziś Mark Selby stanie przed szansą powtórzenia tego osiągnięcia.

Główny grzech: nie jest Ronniem

Ronnie O’Sullivan to zresztą kluczowe nazwisko w jego karierze. Wielu kibiców, którzy dziś krytyują Selby’ego za jego styl, tak naprawdę za jego najcięższy grzech uważa to, że nie jest O’Sullivanem.

Mark Selby to wybitny zawodnik, ale dla kibiców, którzy słabiej rozumieją snookera rzeczywiście może wydawać się nudny. Różnica między nim, a O’Sullivanem jest jedna: Ronnie przede wszystkim chce zabawić publiczność i zrobić coś, o czym się będzie długo mówić. Selby po prostu chce wygrać, za wszelką cenę, nieważne w jakim stylu – tłumaczy Przemysław Kruk, komentator snookera w Eurosporcie. – Właśnie dlatego czasem Selby potrzebuje bardzo dużo czasu na uderzenie. Czasem zastanawia się po kilka minut, co może wkurzać i irytować. Większość kibiców go nie znosi, ale on się tym nie przejmuje. W zasadzie kibicuje mu garstka najbliższych, a jego to tylko nakręca.

Reklama

Mark Selby jest dziś takim Andym Murray’em światowego snookera. I co z tego, że Szkot wygrywa Wielkie Szlemy i jest liderem rankingu, skoro dla większości kibiców jest tylko kiepskim substytutem Nadala czy Federera. Selby jest aktualnym mistrzem świata, wygrał w Crucible Theatre także trzy lata temu, pokonując w finale O’Sullivana i pozbawiając go trzeciego tytułu z rzędu. W rankingu ma nad rywalami gigantyczną przewagę, nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek mógł go w najbliższym czasie wyprzedzić. Od dwóch lat nieprzerwanie jest numerem jeden, na pozycji lidera kończył ostatnich sześć sezonów. W tym sezonie wygrał cztery turnieje, jeśli triumfuje także dziś, wyrówna rekord pięciu zwycięstw w sezonie.

Selby to gość, który miał cholernie trudne dzieciństwo, jest zahartowany życiem – dodaje Kruk. – Tak naprawdę całe jego życie to walka. Dlatego tak mocno walczy o każde zwycięstwo przy stole. Dla rywala wbicie kolejnej bili może oznaczać trzy czy pięć punktów. Dla Selby’ego to sprawa życia lub śmierci.

300 tysięcy euro za ustawienie meczów

O zwycięstwo w mistrzostwach świata może być o tyle ciężko, że ciąży nad nim chińska klątwa: wygrał China Open, ostatni wielki turniej rozgrywany przed mistrzostwami świata. Aż trudno w to uwierzyć, ale jeszcze nigdy w historii nikomu nie udało się po zwycięstwie w Pekinie triumfować także w Crucible Theatre. Blisko przełamania klątwy był Judd Trump, który w 2011 roku dotarł do finału mistrzostw świata. Kto go zatrzymał? Zgadliście: John Higgins.

higgins

Ten sam, który ma na koncie cztery tytuły mistrza świata i oczywiście długotrwałe prowadzenie w światowym rankingu. Także ten sam, który snookerowi przyniósł sporo wstydu, kiedy w 2010 roku zgodził się ustawić mecze za 300 tysięcy euro. Higgins został wkręcony przez dziennikarzy „News of The World”, którzy pod przykrywką spotkali się w nim w hotelu w Kijowie. Tam mistrz świata zgodził się przegrać cztery frejmy w czterech różnych meczach. Na taśmach opublikowanych później przez tabloid wyraźnie słychać, jak Higgins dopytuje o kwestie techniczne, ustala szczegóły przelewu i zastanawia się, jak ukryć taką kwotę.

Reklama

Kiedy sprawa wyszła na jaw, Szkot został natychmiast zawieszony. Tłumaczył później w specjalnym oświadczeniu, że zdecydował się odgrywać chętnego do udziału w ustawianiu meczów, bo podejrzewał, że za wszystkim stoi rosyjska mafia i po prostu bał się o życie. Wierzcie, lub nie, ale komisja dyscyplinarna przychyliła się do jego wersji i ukarała go tylko półrocznym zawieszeniem i 75 tysiącami funtów kary. Powrót do snookera? Na miarę wielkiego mistrza: pół roku po odbyciu kary w wielkim stylu zdobył czwarty tytuł w karierze. Teraz walczy o piąty.

Higgins to żywa legenda snookera, choć moim zdaniem brakuje mu odrobiny geniuszu. On jest w każdym elemencie gry bardzo dobry, ale w żadnym wybitny. Trochę tak jak w grze w FIFĘ, gdzie każdy piłkarz ma statystyki do 100: Higgins nie ma w niczym 100, we wszystkim koło 90 – obrazowo opisuje Kruk. – Ale na tym bardzo wysokim poziomie gra całą karierę, co jest po prostu niesamowite.

Ten Selby to nic nie osiągnie

O piąty tytuł łatwo nie będzie, bo Selby także jest niesamowicie zmotywowany. W sporcie, w którym zawodnicy okazują mniej więcej tyle emocji, co facet w czasie oglądania „M jak miłość”, mistrz świata zaskoczył pod koniec półfinału. Mecz z Chińczykiem Dingiem był niebywale zacięty, losy awansu do finału do końca wisiały na włosku. Po wbiciu kolejnych bil w ostatnim frejmie, Selby zaciskał pięść i pokrzykiwał „come on!”. Oczywiście jego krytycy natychmiast nazwali to brakiem szacunku do rywala i wylali na niego wiadro pomyj. Faktem jednak jest, że Anglik pokazał, po raz kolejny zresztą, że ma mentalność zwycięzcy. Ile razy Chińczyk zagrywał genialnie, mistrz świata wyciągał z zanadrza coś lepszego.

Na finał potrzebuje jednak jeszcze więcej, co udowodniły dwie wczorajsze sesje. 41-letni Higgins, najstarszy finalista mistrzostw świata od 35 lat, jasno dał do zrozumienia, że drugie miejsce go nie interesuje. Wczoraj zaliczył 141-punktowego brejka, wyrównując najlepsze osiągnięcie w historii finałów i po popołudniowej sesji prowadził 6:2. Potem wcale nie zamierzał zwalniać tempa i powiększył przewagę do 10-4 w pojedynku do 18 wygranych. Selby na kłopoty ma jedną sprawdzoną metodę: wrzucić jeszcze wyższy bieg. Wieczorem wygrał trzy ostatnie partie i zmniejszył straty do 7-10. Ten finał jest jeszcze daleki od rozstrzygnięcia.

Moim zdaniem wygra Selby. Już przy 2-6 pomyślałem, że to byłby idealny scenariusz. Potem zrobiło się 4-10 i zaczęła się pogoń. Myślę, że Higgins już nie wróci do gry, rywal jest po prostu trochę lepszy, trochę bardziej zmotywowany. Nie wiem, czy Szkot wytrzyma kondycyjnie i psychicznie – przewiduje Przemysław Kruk.

To ich kolejne spotkanie w mistrzostwach świata, drugie w finale. Kiedy spotkali się w decydującym meczu 10 lat temu, Higgins już wiedział, jak bardzo się pomylił. W 2005 roku, kiedy Selby debiutował w najważniejszym turnieju sezonu, panowie spotkali się w pierwszej rundzie. Były mistrz świata, rozstawiony z piątką, łatwo ograł 22-letniego rywala 10-5. Spytany przez dziennikarzy o ocenę potencjału młodego Anglika wypalił prosto z mostu: Ten Mark Selby to nic nie osiągnie w snookerze…

Trzecia sesja finału startuje o 15:00, ostatnia o 20:00.

JAN CIOSEK

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...