Są trochę, jak Federer i Djoković, albo Messi i Ronaldo – łączy ich genialny poziom sportowy, różnią charaktery i styl gry. Dziś jeden z nich zostanie snookerowym mistrzem świata. Anglik Mark Selby, uważany przez wielu za nudziarza, który swoim stylem zabija snookera, czy Szkot John Higgins, stary mistrz z aferą korupcyjną na sumieniu?
Najpierw liczby: najważniejsza to 375 tysięcy funtów, czyli prawie 2 miliony złotych. Tyle dostanie mistrz (finalista ponad dwa razy mniej). Kolejna liczba: 10. Tyle lat temu Selby i Higgins spotkali się w finale mistrzostw świata. Wtedy lepszy okazał się starszy Szkot, który wygrał 18-13, zdobywając drugi z czterech tytułów mistrza świata (Selby ma dwa). W ciągu dekady jednak wiele się zmieniło i dziś to Anglik jest faworytem, choć póki co przegrywa. Ostatnia liczba: 1. Tylu gości w ciągu ostatnich 20 lat zdołało obronić tytuł mistrza świata. Kto? Oczywiście Ronnie O’Sullivan (2012-13). Dziś Mark Selby stanie przed szansą powtórzenia tego osiągnięcia.
Główny grzech: nie jest Ronniem
Ronnie O’Sullivan to zresztą kluczowe nazwisko w jego karierze. Wielu kibiców, którzy dziś krytyują Selby’ego za jego styl, tak naprawdę za jego najcięższy grzech uważa to, że nie jest O’Sullivanem.
– Mark Selby to wybitny zawodnik, ale dla kibiców, którzy słabiej rozumieją snookera rzeczywiście może wydawać się nudny. Różnica między nim, a O’Sullivanem jest jedna: Ronnie przede wszystkim chce zabawić publiczność i zrobić coś, o czym się będzie długo mówić. Selby po prostu chce wygrać, za wszelką cenę, nieważne w jakim stylu – tłumaczy Przemysław Kruk, komentator snookera w Eurosporcie. – Właśnie dlatego czasem Selby potrzebuje bardzo dużo czasu na uderzenie. Czasem zastanawia się po kilka minut, co może wkurzać i irytować. Większość kibiców go nie znosi, ale on się tym nie przejmuje. W zasadzie kibicuje mu garstka najbliższych, a jego to tylko nakręca.
Mark Selby jest dziś takim Andym Murray’em światowego snookera. I co z tego, że Szkot wygrywa Wielkie Szlemy i jest liderem rankingu, skoro dla większości kibiców jest tylko kiepskim substytutem Nadala czy Federera. Selby jest aktualnym mistrzem świata, wygrał w Crucible Theatre także trzy lata temu, pokonując w finale O’Sullivana i pozbawiając go trzeciego tytułu z rzędu. W rankingu ma nad rywalami gigantyczną przewagę, nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek mógł go w najbliższym czasie wyprzedzić. Od dwóch lat nieprzerwanie jest numerem jeden, na pozycji lidera kończył ostatnich sześć sezonów. W tym sezonie wygrał cztery turnieje, jeśli triumfuje także dziś, wyrówna rekord pięciu zwycięstw w sezonie.
– Selby to gość, który miał cholernie trudne dzieciństwo, jest zahartowany życiem – dodaje Kruk. – Tak naprawdę całe jego życie to walka. Dlatego tak mocno walczy o każde zwycięstwo przy stole. Dla rywala wbicie kolejnej bili może oznaczać trzy czy pięć punktów. Dla Selby’ego to sprawa życia lub śmierci.
300 tysięcy euro za ustawienie meczów
O zwycięstwo w mistrzostwach świata może być o tyle ciężko, że ciąży nad nim chińska klątwa: wygrał China Open, ostatni wielki turniej rozgrywany przed mistrzostwami świata. Aż trudno w to uwierzyć, ale jeszcze nigdy w historii nikomu nie udało się po zwycięstwie w Pekinie triumfować także w Crucible Theatre. Blisko przełamania klątwy był Judd Trump, który w 2011 roku dotarł do finału mistrzostw świata. Kto go zatrzymał? Zgadliście: John Higgins.
Ten sam, który ma na koncie cztery tytuły mistrza świata i oczywiście długotrwałe prowadzenie w światowym rankingu. Także ten sam, który snookerowi przyniósł sporo wstydu, kiedy w 2010 roku zgodził się ustawić mecze za 300 tysięcy euro. Higgins został wkręcony przez dziennikarzy „News of The World”, którzy pod przykrywką spotkali się w nim w hotelu w Kijowie. Tam mistrz świata zgodził się przegrać cztery frejmy w czterech różnych meczach. Na taśmach opublikowanych później przez tabloid wyraźnie słychać, jak Higgins dopytuje o kwestie techniczne, ustala szczegóły przelewu i zastanawia się, jak ukryć taką kwotę.
Kiedy sprawa wyszła na jaw, Szkot został natychmiast zawieszony. Tłumaczył później w specjalnym oświadczeniu, że zdecydował się odgrywać chętnego do udziału w ustawianiu meczów, bo podejrzewał, że za wszystkim stoi rosyjska mafia i po prostu bał się o życie. Wierzcie, lub nie, ale komisja dyscyplinarna przychyliła się do jego wersji i ukarała go tylko półrocznym zawieszeniem i 75 tysiącami funtów kary. Powrót do snookera? Na miarę wielkiego mistrza: pół roku po odbyciu kary w wielkim stylu zdobył czwarty tytuł w karierze. Teraz walczy o piąty.
– Higgins to żywa legenda snookera, choć moim zdaniem brakuje mu odrobiny geniuszu. On jest w każdym elemencie gry bardzo dobry, ale w żadnym wybitny. Trochę tak jak w grze w FIFĘ, gdzie każdy piłkarz ma statystyki do 100: Higgins nie ma w niczym 100, we wszystkim koło 90 – obrazowo opisuje Kruk. – Ale na tym bardzo wysokim poziomie gra całą karierę, co jest po prostu niesamowite.
Ten Selby to nic nie osiągnie
O piąty tytuł łatwo nie będzie, bo Selby także jest niesamowicie zmotywowany. W sporcie, w którym zawodnicy okazują mniej więcej tyle emocji, co facet w czasie oglądania „M jak miłość”, mistrz świata zaskoczył pod koniec półfinału. Mecz z Chińczykiem Dingiem był niebywale zacięty, losy awansu do finału do końca wisiały na włosku. Po wbiciu kolejnych bil w ostatnim frejmie, Selby zaciskał pięść i pokrzykiwał „come on!”. Oczywiście jego krytycy natychmiast nazwali to brakiem szacunku do rywala i wylali na niego wiadro pomyj. Faktem jednak jest, że Anglik pokazał, po raz kolejny zresztą, że ma mentalność zwycięzcy. Ile razy Chińczyk zagrywał genialnie, mistrz świata wyciągał z zanadrza coś lepszego.
Na finał potrzebuje jednak jeszcze więcej, co udowodniły dwie wczorajsze sesje. 41-letni Higgins, najstarszy finalista mistrzostw świata od 35 lat, jasno dał do zrozumienia, że drugie miejsce go nie interesuje. Wczoraj zaliczył 141-punktowego brejka, wyrównując najlepsze osiągnięcie w historii finałów i po popołudniowej sesji prowadził 6:2. Potem wcale nie zamierzał zwalniać tempa i powiększył przewagę do 10-4 w pojedynku do 18 wygranych. Selby na kłopoty ma jedną sprawdzoną metodę: wrzucić jeszcze wyższy bieg. Wieczorem wygrał trzy ostatnie partie i zmniejszył straty do 7-10. Ten finał jest jeszcze daleki od rozstrzygnięcia.
– Moim zdaniem wygra Selby. Już przy 2-6 pomyślałem, że to byłby idealny scenariusz. Potem zrobiło się 4-10 i zaczęła się pogoń. Myślę, że Higgins już nie wróci do gry, rywal jest po prostu trochę lepszy, trochę bardziej zmotywowany. Nie wiem, czy Szkot wytrzyma kondycyjnie i psychicznie – przewiduje Przemysław Kruk.
To ich kolejne spotkanie w mistrzostwach świata, drugie w finale. Kiedy spotkali się w decydującym meczu 10 lat temu, Higgins już wiedział, jak bardzo się pomylił. W 2005 roku, kiedy Selby debiutował w najważniejszym turnieju sezonu, panowie spotkali się w pierwszej rundzie. Były mistrz świata, rozstawiony z piątką, łatwo ograł 22-letniego rywala 10-5. Spytany przez dziennikarzy o ocenę potencjału młodego Anglika wypalił prosto z mostu: Ten Mark Selby to nic nie osiągnie w snookerze…
Trzecia sesja finału startuje o 15:00, ostatnia o 20:00.
JAN CIOSEK