Od bokserskich gwiezdnych wojen na Wembley minęło już kilkanaście godzin, ale wciąż nie możemy otrząsnąć się z tego co widzieliśmy. To był naprawdę kawał boksu, walka, którą będziemy wspominać latami. Pewnie jeszcze minie trochę czasu, aż kurz po bitwie Joshua-Kliczko opadnie, ale już teraz warto zadać pytanie: „Co dalej?”. Do Anglika już ustawia się kolejka chętnych, żeby spuścić mu manto (?), a na jej czele są jego krajan Tyson Fury i Deontay Wilder. No i co z 41-letnim Ukraińcem, który chociaż przegrał, to wciąż jest ringowym kozakiem, a jego nazwisko w dalszym ciągu będzie wabikiem i dla czołowych pięściarzy, i dla wykładającej gruby hajs telewizji.
Niby przed walką każdy wiedział, że Anthony Joshua ma potencjał, żeby na lata zabetonować wagę ciężką, tak jak kiedyś zrobili to bracia Kliczko, ale wciąż brakowało tego magicznego starcia, które by to potwierdziło. I sobotnia epicka walka na londyńskim Wembley w końcu to uczyniła. Anglik wczoraj nie tylko zszedł więc z ringu z obronionym mistrzostwem, ale też z czymś więcej – opinią najlepszego dziś ciężkiego boksera na świecie.
– To był spektakularny bój, wojna. Będziemy to wspominać latami – mówi Weszło Mateusz Borek, dziennikarz Polsatu, a od niedawna również promotor bokserski. – Kliczko boksował najlepiej od dłuższego czasu. Od samego początku miał pomysł na walkę, przede wszystkim oparty na aktywnej lewej ręce. Starał się być agresywny, chciał dominować. Być może zabrzmi to trochę karykaturalnie, ale wydaje mi się, że Joshua podczas tej jednej walki nauczył się więcej, niż przez osiemnaście poprzednich. No i pokazał wielki charakter, wielkie serducho, a takie mają tylko najwięksi mistrzowie. Ale ta walka pokazała też jednocześnie, że przed nim jeszcze sporo pracy jeśli chodzi o szereg aspektów technicznych. Nogi momentami „zostawały mu” w wielu akcjach, były fragmenty, kiedy wydawało się, że nie ma planu na Kliczkę. Miał też wyraźny kryzys kondycyjny. Pamiętajmy też, że Kliczko nie wykorzystał swojej szansy po nokdaunie. Zabrakło typowej dla niego zimnej krwi.
Po wczorajszej bitwie na horyzoncie pojawiło się kilka potencjalnych walk, które też na pewno przyciągnęłyby uwagę kibiców na całym świecie i które też ociekałyby pieniędzmi. Chociaż kolejka chętnych do Anglika jest długa, to dwa najgorętsze nazwiska, to dziś oczywiście mistrz federacji WBC Deontay Wilder (wygrał wszystkie 38 zawodowych walk, w tym 37 przed czasem) oraz pogromca Kliczki Tyson Fury. Obaj zresztą już prowokują mistrza z Watfordu.
Szczególnie elektryzująca, przynajmniej medialnie, byłaby na pewno walka z Furym. Bo stawką byłyby nie tylko pasy mistrzowskie, ale też panowanie na Wyspach. Byłaby to istna bitwa o Anglię. – Fury już go zaczepia, ale pytanie, kiedy dojdzie on do normalnej formy i normalnej wagi, żeby mógł stanąć w ringu. Bo teraz nawet jak schudł, to i tak wciąż waży sporo za dużo – dodaje Borek.
– Gdybym był promotorem Anthony’ego Joshuy, to po takim boju dałbym mu nieco lżejszą walkę. Może ktoś z dwójki Aleksander Powietkin, Luis Ortiz, a dopiero potem Fury, a na koniec Wilder? Bo pamiętajmy, że w świecie bokserskim trzeba stopniować napięcie. Przypomnijmy sobie chociażby walkę Manny’ego Pacquiao z Floydem Mayweatherem Jr. Ona była budowana przez 4-5 lat – przypomina z kolei Andrzej Kostyra, który komentował wczorajszą walkę.
Na drugim biegunie mamy Władimira Kliczkę, który po dwóch przegranych z rzędu stanął u progu decyzji – raz jeszcze spróbować odzyskać tytuł, czy dać sobie spokój. Ale patrząc na to, co wczoraj mimo wszystko wyczyniał w ringu, nawoływanie do jego odejścia na emeryturę wydaje się być lekką głupotą. Gość potrafił przecież posłać Anglika na deski (inna sprawa, że nie potrafił go wtedy dobić), ale też zdołał podnieść się, kiedy sam dwa razy został posadzony na tyłku. Wciąż nie można mu odmówić umiejętności i pasji. Chociaż z drugiej strony to, że przegrał w swojej karierze cztery walki przez nokaut (na pięć wszystkich) też jest jasnym sygnałem – nie jest terminatorem.
– Przyszłość Kliczki zależy tylko od Kliczki. Pamiętajmy, że ma jeszcze ważny kontrakt z RTL-em i HBO. Jest też jeszcze rewanż z Anglikiem, bo wiemy, że w kontrakcie została wpisana taka klauzula, dlatego teoretycznie jest możliwość drugiej walki. Kliczko wciąż jest lepszy od 99 proc. tzw. „prospektów” i samozwańczych „miszczów”. Natomiast z punktu widzenia biznesu, dzisiaj to nie Kliczko jest mistrzem świata i to nie on rozdaje karty. Zobaczymy jednak w którą stronę pójdzie Joshua. Ale wydaje mi się, że on akurat w ewentualnym rewanżu może być tylko lepszy – twierdzi Borek.
Andrzej Kostyra: – Tylko szaleńcy mogą mówić „stary, przechodź na emeryturę, bo przegrałeś”. Bo przecież gdyby dobił Anglika – bo już go miał – byłby wynoszony pod niebiosa. Dlatego myślę, że Kliczko wróci. Po przegranych z Corrie Sandersem i Lamonem Brewsterem też pisano mu już nekrologi. I były one przedwczesne.