Po dramatycznym wypadku w Chełmnie i trzygodzinnej operacji rokowania lekarzy są złe: Tomaszowi Gollobowi, najlepszemu polskiemu żużlowcowi wszech czasów, grozi nawet wózek inwalidzki. To kolejny przykład, jak ironiczny czasami potrafi być los. Największy dramat spotkał go podczas przejazdu treningowego, chociaż wcześniej w swoim życiu kilka razy wprost oszukiwał przeznaczenie, wychodząc cało z makabrycznych wypadków na zawodach, a nawet z wypadku lotniczego.
Fatalne sceny rozegrały się w niedzielne przedpołudnie podczas okrążenia treningowego przed motocrossowymi mistrzostwami strefy północnej w Chełmnie. Gollob przed upadkiem stracił panowanie nad motocyklem podczas zeskoku ze skarpy. Niedługo później został przetransportowany helikopterem do szpitala w Bydgoszczy, gdzie przeszedł trzygodzinną operację kręgosłupa. – Doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego i złamania kręgu piersiowego. Żużlowiec ma także zbite płuca – wyjaśnia dr Cezary Rybacki, cytowany przez serwis bydgoszcz.tvp.pl.
Chociaż lekarze zaznaczają, że kluczowe będą najbliższe dni i tygodnie, to jak poinformował prof. Marek Harat, kierownik kliniki neurochirurgii szpitala wojskowego w Bydgoszczy, „istnieje bardzo poważne zagrożenie, że będzie głęboki niedowład bądź porażenie”.
Tomasz Gollob – który jest indywidualnym mistrzem świata z 2010 r. i sześciokrotnym mistrzem globu z drużyną – do tej pory był nie tylko symbolem polskiego speedwaya, ale też sportowego szczęścia. Kilka razy bowiem niemalże cudem wychodził cało z makabrycznych wypadków. Tak było chociażby w 1999 r. we Wrocławiu, gdzie rozgrywano Turniej o Złoty Kask. Gollob jadąc przy bandzie zderzył się z jednym z rywali. Siła uderzenia była tak duża, że wyleciał aż za bandę, a następnie z impetem upadł na metalowy słupek. Cudem przeżył i cudem wrócił do ścigania.
Dramatycznie wyglądał też wypadek, do którego doszło w 2013 r. podczas Grand Prix Szwecji. Na tylne koło motocykla Golloba najechał Tai Woffinden. Polak uderzył głową o ziemię, ale to nie był koniec. Ułamek sekundy później zahaczył o niego szorujący po żużlu motocykl Anglika, który też upadł. Skończyło się na wstrząśnieniu mózgu. Furę szczęścia miał także w 2007 r., kiedy przeżył wypadek lotniczy. Lecąca na mecz ligowy awionetka – którą pilotował jego ojciec, a na pokładzie był też m.in. Rune Holta – spadła na ziemię podczas próby lądowania na lotnisku w Tarnowie. Cudem skończyło się jedynie na ogólnych potłuczeniach.
Czarna seria speedwaya wciąż więc trwa. W ostatnich latach nie ma w zasadzie sezonu bez głośnego zdarzenia na torze. W 2015 r. podczas meczu Falubaz Zielona Góra-GKM Grudziądz wypadkowi uległ Australijczyk Darcy Ward. Uraz kręgosłupa zakończył karierę dwukrotnego mistrza świata juniorów. Z kolei w 2016 r. środowiskiem żużlowym wstrząsnęła śmierć 18-letniego Krystiana Rempały, który zmarł na skutek obrażeń odniesionych podczas kraksy w meczu ROW Rybnik-Unia Tarnów.
Fot. FotoPyK