Gdyby Michał Probierz mógł żyć w świecie, w którym to on ustalałby zasady, dziś byłby mistrzem Polski z Jagiellonią. – Gdybyśmy mieli normalne rozgrywki i trzy kolejki do końca sezonu, to oczywiście Jagiellonia byłaby faworytem, bo zajmujemy pierwsze miejsce w tabeli. Ale nasza liga normalna nie jest – mówił przed 28. kolejką ekstraklasy. Po 30. okazuje się, że faktycznie – gdyby system ESA37 nie obowiązywał, właśnie kroczyłby w kierunku ustawionego na stadionie w Gliwicach podium w deszczu żółto-czerwonego konfetti. A tak, tylko lub aż, kończy sezon zasadniczy na pozycji lidera.
W zasadzie wszystko, co mogło się dla Jagiellonii ułożyć dzisiejszego dnia dobrze, tak właśnie się poukładało. Żeby zakończyć rundę zasadniczą na pozycji lidera bez zbędnych nerwów, trzeba było relatywnie szybko skierować piłkę do siatki. Udało się już przed przerwą, po modelowej akcji podopiecznych Michała Probierza – Chomczenowskyj zagrał z prawego skrzydła na lewą stronę pola karnego, tam niczym siatkarski rozgrywający idealnie na „gwoździa” zagrał do Sheridana Runje, a Irlandczyk nie mógł zrobić nic innego, jak tylko poczęstować Piasta efektowną „ściną”.
Co jeszcze można było zrobić? Sprawić, że pomocnikom gliwiczan, którzy w tym sezonie szybko zdominowani rzadko na powrót przejmowali inicjatywę, prędko odechce się grać. I to w zasadzie jednoosobowo załatwił Jacek Góralski. Tyle jazdy na tyłku, co w pierwszych kilkunastu minutach nie widzieliśmy nawet na osiedlowym placu zabaw – jeden odbiór, drugi, trzeci i Jaga miała w zasadzie poukładaną drugą linię i mogła konstruować kolejne ataki. A że do tych chętnie podłączał się właśnie Góralski, a także raz za razem rozgrywający jeden z najlepszych meczów po przejściu do Polski Ziggy Gordon, opcji ich przeprowadzenia było całkiem sporo.
Piast co prawda otrząsnął się w drugiej połowie i nieśmiało próbował zamykać Jagiellonię w jej polu karnym, ale konkretów było tutaj tyle, co na obiedzie składającym się tylko z zupy z kostki rosołowej. Strzał Sekulskiego w Kelemena z ostrego kąta? Anemiczne wykończenia Papadopoulosa po podłączeniu się Pietrowskiego – oddajmy, w stylu z najlepszych meczów poprzedniego sezonu – i Masłowskiego po wyjściu sam na sam z Kelemenem? Poprzeczka „Masło” po bardzo trudnym technicznie strzale już w doliczonym czasie gry? Tak, to były najbardziej klarowne (a w zasadzie jedyne) sytuacje gliwiczan. Jasne, wciąż lepiej niż tydzień temu w Niecieczy, ale nadal dość marnie.
Efekt jest taki, że Jaga wchodzi w rundę finałową jako lider. Czyli – z Legią zagra na pewno u siebie, podobnie jak z Lechem, w ostatniej – bardzo możliwe, że decydującej o tytule – kolejce. Piast? Po wygranej Górnika Łęczna wchodzi w grę o utrzymanie na równi z Ruchem i drużyną Franciszka Smudy. Z poziomu dna.
Fot. FotoPyK