Reklama

Wszystko zawdzięczam Bogu. To, że mój brat utonął, też było jego wolą

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2017, 09:09 • 18 min czytania 22 komentarzy

Bije się najlepiej w Europie. Nazywany w latach 90. najniebezpieczniejszym człowiekiem na Ziemi Mike Tyson mówił: „Na świecie żyje 7 miliardów ludzi. Wiesz, że w uczciwej walce pokonasz każdego z nich. To rozdmuchuje ego”. Dla Mameda Chalidowa „Żelazny Mike” jest przykładem nieudacznika. Najnowszy dokument Sylwestra Latkowskiego przybliża najcięższą walką, jaką stoczył Czeczen. Walkę z samym sobą.

Wszystko zawdzięczam Bogu. To, że mój brat utonął, też było jego wolą

 ***

Sylwester Latkowski: Poznałem Mameda kilka lat temu, przy okazji wywiadu. Robiłem  program „Granice kariery”. Dobrze nam się rozmawiało, odpowiadał szczerze. Myślę, że narodziły się wtedy między nami wzajemna sympatia i zaufanie.

Po kilku latach przypomniałeś sobie o Chalidowie? Naszło cię przekonanie: „tak, to będzie bohater mojego następnego filmu”?

Najpierw zastanawiałem się nad nakręceniem Klatki II, filmu o MMA.

Reklama

O tym, jak diametralnie zmieniła się otoczka wokół tej dyscypliny? Teraz na KSW przychodzi 30-40% kobiet.

Też. Chodziło mi ogólnie o fenomen MMA. Myślę, że do ludzi dopiero dociera, że mamy do czynienia z fenomenem. Tak było kiedyś z hip-hopem. Nie wiedzieliśmy, że masa małolatów słucha tej muzyki. I zrobiłem „Blokersów”. Teraz pomyślałem o MMA. To coś dziwnego, że mainstream nie widzi tego sportu. A jest coś takiego w MMA, że ludzie na nie chodzą, oglądają gale i jeszcze za nie płacą, co w Polsce jest rzadkością.

Przyjechałem do Mameda i poprosiłem, żeby doradził z którymi ludźmi powinienem porozmawiać. Kto jest uczciwy w tym sporcie, prawdziwy, kto rzeczywiście ma do niego duszę. No i zaczął opowiadać mi o poszczególnych postaciach. W pewnym momencie mówię: „A ty nie myślałeś, żeby zrobić film o sobie? Jesteś w takim punkcie, że właściwie już na to czas”.

Co usłyszałeś?

Że jest na tak. Od razu go uprzedziłem, że chcę zrobić zupełnie inny film. Powiedział, że muszę wszystko ostatecznie ustalić z Maćkiem Kawulskim (współwłaściciel KSW i menadżer Chalidowa). Pamiętam, że podpisałem taki cyrograf…

KSW pedantycznie pilnuje kwestii prawnych.

Reklama

Prawda jest taka, że oni bali się wpuścić mnie za kulisy. Bali się mojej rejestracji, tego co z tym zrobię. Zwłaszcza, że zapowiedziałem, iż chcę mieć pełen dostęp do Mameda. Gala, hotele, nie ma, że gdziekolwiek kamerze mówi się „nie”. Maciek przystał na ten warunek. Nie blokowali nas, chociaż wciąż obawiali się człowieka, który zrobił „Klatkę”.

Do tematyki MMA wracasz po 14 latach. Mamed, podobała ci się „Klatka”?

Mamed Chalidow: To na pewno bardzo ciekawy film. I chyba o to chodziło, żeby zainteresować widza. Nie ukrywam, że początkowo nie zgadzałem się z tym, co było tam pokazane. To pomieszanie MMA z półświatkiem, z kibicowskimi klimatami. No cóż, niestety w tamtym okresie taka była otoczka. Jak przyjeżdżałem na pierwsze gale organizowane w Polsce, nie było tam zwykłych ludzi. Dopiero KSW wyciągnęło MMA z podziemia i pokazało, że to normalny sport.

„Klatkę” wspomina organizator pierwszych gal MMA w Polsce Mirosław Okniński: Po filmie wezwano mnie do ministerstwa. Powiedziano mi wprost: «Nie może pan robić walk w klatce. W klatce to, proszę pana, biją się zwierzęta. Albo zmieni pan ją na ring, albo zainteresuje się panem prokuratura»”. KSW zaczynała z ringiem i długo zwlekała z wprowadzeniem łokci, co też było pokłosiem głośnego filmu. Wyjaśnia Martin Lewandowski: „Nie chcieliśmy, aby KSW kojarzyło się z tandetnym undergroundem, kryminalistami i nielegalnymi walkami psów. Niektórzy mogliby pomyśleć, że zatrudniani przez nas zawodnicy wydłubują sobie nawzajem oczy. Proszę sobie wyobrazić, że dzwonimy do sponsora w sprawie nowej dyscypliny, która odbywa się w klatce”.

Latkowski: To są dwie strony medalu. Z jednej, rzeczywiście był problem ze sponsorami. Wiele osób zastanawiało się, po co w ogóle jest coś takiego jak MMA. Z drugiej, to tak naprawdę po tym filmie mnóstwo młodych ludzi zainteresowało się walkami w klatce i dzięki niemu zaczęło uprawiać MMA. Była burza i wiem, że część środowiska mnie nie znosi, ma jakiś żal. Trudno. Po co udawać, że na początku lat dwutysięcznych polskie MMA wyglądało inaczej? Filmowiec-dziennikarz nie jest od robienia laurek, landrynek. Filmy dokumentalne to nie są filmy reklamowe. Przynajmniej ja takich nie robię.

Premiera „Klatki” odbyła się w grudniu 2003 roku. Dokładnie wtedy, Mamed, poznałeś przyszłą żonę Ewę. Z książki Szczepana Twardocha wyłania się obraz twardej, niedostępnej, charakternej dziewczyny, o którą starałeś się układając  pod blokiem serduszko ze świeczek, przynosząc jej codziennie rano po kilkadziesiąt róż. W filmie pokazujecie ją w chuście, milczącą, cichą. Zupełnie inną.

Chalidow: I w czym jest problem? Powiedz.

Uchwycenie akurat tego fragmentu rzeczywistości może być kłopotliwe. Pamiętam, jakie wybuchło zamieszanie, gdy twoja żona przeszła na islam.

To jest wolny kraj. Mamy wolność słowa, wyznania. Teraz w Polsce stało się modne interesowanie się czyjąś religią. To jest osobista sprawa jej, moja i nie powinno to nikomu przeszkadzać.

Latkowski: Nawet nie przeszło nam przez myśl, żeby coś wycinać. Religia ma wyznaczać co? Czy Mameda interesuje, czy wierzę w tego, czy innego Boga? Oszaleliśmy. Zapomnieliśmy, że ludzie są różni. Popadamy w jakąś skrajność twierdząc, że fakt, iż ktoś jest muzułmaninem cokolwiek warunkuje.

Mamed chciał cokolwiek wyciąć?

Nie, w niczym nie ocenzurował filmu. Przyjechał, obejrzał i w przeciwieństwie do paru bohaterów moich dokumentów, nie miał z niczym problemu. Bez zaufania ten film nigdy by nie powstał.

Zawiedzie się ten, kto przyjdzie obejrzeć feerię barw. „Moja walka” to obraz o istocie bycia sportowcem, o człowieczeństwie w tym. To nie jest kreacja pod widowisko. Takiego Mameda nie zobaczysz u Wojewódzkiego, na gali.

Chalidow: Wracając jeszcze do poprzedniej kwestii. Walczyłem tyle lat dla tego kraju i nikt nie interesował się moją religią. Teraz każdego zajmuje moje pochodzenie, religia, co zrobiła moja żona. Uspokójmy się troszeczkę, bo inność zaczyna nas irytować, przeszkadzać nam. Islam, judaizm, chrześcijaństwo – żyjemy ze sobą od dawna i jakoś funkcjonujemy. To, co się teraz dzieje, to tylko polityka, nic więcej.

Pytam, ponieważ „Moja walka” nie jest wyłącznie dla osób, które dokładnie znają twoją historię, studiującą Koran i tradycję czeczeńską. Niektórzy mogą być zdziwieni, że przed walką ściskasz się z trenerami, a nie przytulasz żony.

To, że jest przy mnie żona, nie oznacza od razu, że cały czas musimy się przytulać.

Rozumiem. Poza tym, ludzie nie wiedzą, że zgodnie z tradycją, której starasz się być wierny, nie wypada przytulać żony na oczach znajomych.

Przede wszystkim my mamy gdzie to robić. Tu jest walka, przygotowanie do niej, wyjście.

Latkowski: Jedna ważna rzecz. Ten film nie jest wyłącznie dla widza polskiego, mają go oglądać ludzie także w innych państwach.

Słyszałem o Anglii.

Chalidow: I uwierz mi, że w Anglii widok zasłoniętej kobiety nie robi na nikim wrażenia. Walczyłem w marcu w Manchesterze. Tam jest mnóstwo muzułmanów, nie brakuje różnych narodowości. I ludzie się do ciebie uśmiechają, wiedzą, że każdy ma wolny wybór. A my żyjąc w państwie niby demokratycznym, niestety, próbujemy wytykać komuś jego pochodzenie, religię.

Tu akurat nie do końca się zgodzę. Podczas igrzysk w Rio siatkarki plażowe Niemiec zmierzyły się z reprezentantkami Egiptu. Jedna z Egipcjanek grała w nakryciu głowy. Bodaj „Times” napisał o zderzeniu cywilizacji.

To jest po prostu chore. Co w tym było takiego dziwnego? Nie rozumiem. Ja codziennie widuję zakonnice i patrzę na nie z mega szacunkiem.

Według badaczy w Egipcie 85 proc. kobiet zakrywa zdobiące je włosy. Jako 17-latek wcale nie musiałeś trafić do Polski. Co ciekawe, była też opcja wyjazdu właśnie do kraju faraonów.

Bardziej rozważałem Włochy. Polska i Włochy – to były dla mnie ciekawe miejsca.

I wybrałeś Wrocław zamiast Wenecji. Dziwne.

Po prostu spojrzałem na mapę, zobaczyłem gdzie jest najbliżej i pojechałem do Polski. Nie żałuję tego.

Stawiliście się u nas całą grupą. Mieliście zdobyć w Polsce  wykształcenie i wrócić odbudować zniszczony wojną kraj. Byłeś kiedykolwiek naprawdę bliski powrotu?

Były dwa takie momenty. Pierwszy nastąpił po pół roku pobytu w Polsce, byłem na kursie językowym. Chciałem wrócić do kraju, strasznie tęskniłem. Pojechałem do domu na ferie zimowe. Ferie się skończyły, byłem w drodze w drodze do Polski i nagle w Moskwie postanowiłem zawrócić. I wtedy ojciec powiedział mi przez telefon coś bardzo ważnego: „Chcesz, wracaj. Ale pamiętaj, że skoro coś zacząłeś, trzeba to skończyć. Bo inaczej przez całe życie będziesz tylko zaczynał. A ty jesteś mężczyzną”. Po tych słowach wszystko minęło. Nie chciałem już zawracać, ruszyłem prosto do Polski.

Ty z kolei mówisz: „Niby mądrze jest wyjść, zostawić, nic nie robić… Ale raz tak wyjdziesz, drugi raz wyjdziesz i potem już zawsze będziesz wychodził i ludzie ci na głowę wejdą”. To prawda, że stojąc na bramce w Olsztynie tuż przed zdecydowaną interwencją każdorazowo pytałeś delikwenta: „mam cię zabić?”.

Nie, takiego tekstu nigdy nie użyłem. Ja pytałem zawsze: „czy na pewno tego chcesz?”.

Zastosowałeś kiedykolwiek technikę kończącą na ulicy?

Długo jak pracowałem na ochronie, nie znałem żadnych. Jak ktoś mnie atakował, to się broniłem, tyle. Nigdy nie stoisz sam na bramce, było nas kilku. Kiedy ktoś się rzuca, awanturuje, jest niskie wejście, zajście za plecy, ciągniesz do góry, w pół łapiesz i wynosisz z lokalu. Żadna filozofia.

Mówiłeś o dwóch kryzysowych momentach, przerwałem ci. Opowiedz mi o drugiej sytuacji.

To był 2005 rok, wróciłem do kraju po studiach.

Wtedy już walczyłeś?

Tak. Zdobyłem mistrzostwo Polski w MMA, ale tak naprawdę ta moja kariera się nie rozwijała. Przyjechałem do Czeczenii i przez trzy miesiące nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Ojciec to zobaczył. „Wracaj, spróbuj swoich sił w sporcie. Rób to, co kochasz”. Znowu posłuchałem.

I znów się opłaciło.

Wiesz, byłem młody, mogłem podjąć głupie decyzje. I właśnie ojciec, starszy brat – ludzie dorośli, którzy ci dobrze życzą – są od tego, żeby cię poprowadzić. Pilnują, abyś nie zmarnował życia przez własne zachcianki. Warto ich słuchać.

Decyzje ojca sprawiły, że jestem teraz w tym miejscu. Ale oczywiście przede wszystkim to zasługa Boga.

Racjonalista wierzy, że osiągnął sukces dzięki ciężkiej pracy. Jak do codziennych treningów motywuje się osoba tak głęboko wierząca? Czujesz się zobowiązany wobec Stwórcy, żeby nie zaprzepaścić talentu?

Nawet nie chodzi o talent. Bóg dał ręce i nogi. Jesteś zdrowy, możesz pracować, trenować, coś ze sobą robić. Bóg oprócz talentu dał mi ludzi, którzy mnie otaczają, którzy mi pomagają. Wszystko mu zawdzięczam.

Potrafisz dziękować Bogu nawet za chorobę. Przed walką z Karaoglu przeżywałeś załamanie nerwowe. Niezależnie od przebiegu i rezultatu tej walki planowałeś  zrobić sobie dłuższą przerwę. „Gdybyś ty wiedział, co się dzieje w moim życiu prywatnym…” – w filmie zwracasz się do Sylwestra.

Akurat trafił na najgorszy moment mojej sportowej kariery. To był szczyt mojej nerwicy, depresji tak naprawdę. Przygotowywałem się do walki będąc w fatalnym stanie.

Latkowski: Co cię we mnie najbardziej wkurzało?

Chalidow: Zadajesz nieprzyjemne pytania i wychwytujesz takie momenty. Coś robię, a ty nagle podchodzisz z boku i pytasz, co myślę o tym i o tym.

Domyślam się, że to celowy zabieg.

Latkowski: Tak, to moja metoda pracy. Przystawianie kamery do twarzy w najtrudniejszych chwilach. Mamed miał mnie oczywiście czasami dosyć. Np. jak po zbijaniu wagi był cieniem człowieka, a tu przychodzi wypoczęty, najedzony Latkowski i pyta się, o co chodzi, co jest nie tak. Były różne momenty. Pamiętam jak musiałem go wywlec z hotelu w Sopocie i powiedzieć, że jest cyniczny. Ale i wtedy na wszystko mi odpowiedział, ta rozmowa jest w filmie.

Którą z waszych rozmów uważasz za najtrudniejszą?

Byliśmy w pustej hali – widzowie, zawodnicy, wszyscy wyszli. Zostaliśmy tylko: ja, Mamed i jego żona. Jedna z najmocniejszych scen w filmie. Nikt nie kontroluje tego jak wygląda, nie patrzymy, czy ktoś wchodzi w kadr. Każdy dokumentalista czeka na taką rozmowę, kiedy bohater filmu mówi więcej niż powiedziałby ci na początku. Mamed wyrzucił z siebie wszystko, co w nim było. Nie potrzebny był żaden komentarz.

Wcześniej zapytałeś go, czy miał świadomość, że decydując się na walkę z Brettem Cooperem zaryzykował kalectwo.

Dociskałem go, bo on tak naprawdę nie chciał się do tego przyznać. Myślę, że w czasie tej rozmowy zrozumiał, że jest człowiekiem, który potrafi dojść do takiej granicy, do której wielu ludzi nawet nie spróbuje się zbliżyć. Wejść wręcz na krawędź.

Chalidow: To prawda, Sylwek uświadomił mi, że rzeczywiście tak jest.

Latkowski: Mamed miał do mnie dużo cierpliwości, to na pewno. Jakoś to wytrzymałeś.

Chalidow: Powiem ci, opłacało się.

Sądziłem, że Sylwek będzie nagrywał moje treningi, raz na jakiś czas wrzuci jakieś walki. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Dopiero jak obejrzałem film, doszło do mnie, że on nie jest o MMA, jakie znają ludzie. Zamurowało mnie, moja żona też siedziała lekko otumaniona. Tam nie ma fajerwerków. Pokazana jest druga, czasami ciężka strona. Szanuję Sylwka, bo jest naprawdę dobry w tym, co robi. Łapał mnie między treningiem, ważeniem, wychwycił bardzo ważne momenty. Powstał specyficzny obraz. Po projekcji miałem przekonanie, że to właśnie chciałem powiedzieć.

Sylwester, jesteś kibicem MMA?

Latkowski: Byłem na dwóch galach. Pierwszą, w Ergo Arenie, widziałem z perspektywy kuchni. Na drugiej, Live in Studio, nie wytrwałem do końca. Zobaczyłem Sławka Jastrzębowskiego i twittowaliśmy sobie podczas walk. Pojawiłem się tam tylko po to, żeby ustalić z Mamedem kilka rzeczy. „Boże, jak ty się męczysz. Widzę, że to totalnie cię to nie interesuje” – zauważył. Ja jestem człowiekiem, który nie ogląda meczów, w ogóle sportu.

Po „Klatce” mówiłeś: „Jestem od pokazywania pewnych spraw, ale nie od wydawania wyroków. Dokument, według mnie, służy temu, żeby coś wykrzyczeć, powiedzieć, poruszyć”.

Tym razem nie chciałem niczego wykrzyczeć. Zamierzałem zrobić coś, co zdystansuje mnie od rzeczywistości, w której byłem. Powiem ci, że dwa lata bycia szefem „Wprost” to była jazda na rollercoasterze. Co ja tam wyprawiałem! Nie chodzi tylko o aferę podsłuchową, wejście ABW, ale o wszystkie głośne tematy. Lubię takie, a nie inne dziennikarstwo.

Odszedłeś z „Wprost”.

I na początku chciałem się ze wszystkiego wycofać. Zacząłem nawet zamykać procesy, które pozakładałem. Ktoś powiedział mi wtedy: „Sylwester, nie rób tego, to obróci się przeciwko tobie”. W pewnym momencie się zatrzymałem. Okazało się, że nie do końca mogę tak po prostu odejść. Stąd pomysł na Kulisy24.

Generalnie jednak wiedziałem, że muszę zrobić krok w tył. Stwierdziłem, że będę robił film. Każdy zapomina, że zrobiłem kilkanaście dokumentów i bardziej z tego jestem znany niż z pisania książek i bycia dziennikarzem. „Moja walka” miała być moim wyciszeniem, nie chciałem niczego kontrowersyjnego. Postanowiłem pokazać, że poza polityką, aferami, śledztwami istnieje jeszcze inny świat. Jak trafiłem do Mameda, zrozumiałem bardzo szybko, że tak naprawdę nie chcę robić filmu o MMA. Ale o człowieku, o wysiłku, walce z samym sobą.

Mamed, twoje załamanie nie było jedynie wynikiem sportowego wypalenia. Próbowałeś rozpaczliwie pomóc opętanej krewnej. W międzyczasie CBŚ zatrzymało twojego kuzyna – Asłambieka Saidowa. Zastosowano wobec niego tymczasowy areszt.

Bardzo mocno zawiodłem się na polskim wymiarze sprawiedliwości i mówię o tym otwarcie. Dla mnie CBŚ to instytucja niegodna zaufania. Zarabiam legalnie, płacę potężne podatki. Nie godzę się z tym, że ludzie z CBŚ zamiast zająć się bandytami, zajmują się robieniem sobie kariery i chcą karać ludzi, którzy uczciwie pracują. Robią to za moje pieniądze.

Latkowski: Nie wolno generalizować. W CBŚ jeszcze czasami spotkasz prawdziwych gliniarzy.

Chalidow: No ja nie spotkałem. Gdyby mieli sumienie, gdyby walczyli o sprawiedliwość, powstrzymaliby to bezprawie. Bo tam nie było żadnych dowodów. Jeden, jedyny człowiek pomówił mojego brata. I to starczyło, żeby zamknąć go na trzy miesiące i żeby „Super Express” napisał bardzo ładny artykuł.

Tytuł „MMMafia” i m.in. ty na zdjęciu z przepaską na oczach. Byłem zdumiony, że nie pozwałeś tabloidu.

Przygotowałem prawników, wszystko. Ale dowiedziałem się, że jedyne co możemy zrobić, to zmusić ich do przeprosin i napisania wzmianki bardzo małym druczkiem, z tyłu gazety.

Co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Ludzie, którzy prowadzili śledztwo są podejrzani o handel narkotykami. O tym „Super Express” już nie napisał.

W sprawie, o której rozmawiamy, naczelnik i jego zastępcy zostali tylko zawieszeni w obowiązkach. Uważam, że jeżeli przedstawiciel prawa jest zamieszany w przestępstwo, to powinien ponieść podwójną karę.

A tak w ogóle to tak samo było z Michałem Materlą, potrzebne im było głośne nazwisko. Wjechali mu do domu, na oczach dzieci. Pokazówa. Dowiedziałem się od adwokata, że recydywistę, którego zaliczyli do tej samej grupy, zatrzymali w zupełnie inny sposób. Podeszli do niego: „dzień dobry, z nami poproszę”. Tam nie potrzebowali widowiska.

Pijar, psują życie człowiekowi. Chłopak jest na pewno niewinny. Wypuszczą go i co? Dobra, zapomnijmy o wszystkim? Wyrządzili krzywdę jego rodzinie, może zepsuli mu całą karierę sportową. I nikogo to nie interesuje. Została czarna plama.

W waszym przypadku też?

Niestety, to nam już przyklejono. Ludzie nie powiedzą nagle: „a, ok, więc to okazało się nieprawdą”. Część z nich myśli, że jesteśmy przestępcami. Czasami słyszę plotki: „tak są poukładani, że nawet to załatwili”. Wchodzisz na salę, jesteś oddany temu, co kochasz, oddany miastu, reprezentujesz je, godnie to robisz i raptem dostajesz z tyłu obuchem w łeb. Ktoś cię bije i mówi: „ej poczekaj, wiesz co, ty bandyta jesteś”. To jest przykre. Kolejne doświadczenie.

I to dosyć bolesne.

I to mnie dobiło tak naprawdę. Wiesz, dlaczego tak mocno mnie to uderzyło? To mi kiedyś powiedział Maciek Kawulski: „za bardzo wszystko idealizujesz”. Czasami się wywracasz i okazuje się, że ten świat nie jest idealny. Że niektórym ludziom zależy tylko na gwiazdach na pagonach. Tacy panowie dostają narzędzie i to jest niebezpieczne. Bo można naprawdę kogoś skrzywdzić. Bardzo. I oni robią to bez mrugnięcia okiem.

Gdy uciekliście z rodziną przed wojną do Rosji, niektórzy mieszkańcy Kanowa – na skutek propagandy – widzieli w Czeczenach ucieleśnienie zła. Dla Polaków byliście bohaterami. Ludźmi, którym gigantyczne mocarstwo chce zabrać miejsce do życia i którzy dzielnie stawiają mu czoła. Twoje idealistyczne wyobrażenie Polski brało się z ciepłego przyjęcia, jakiego tu doświadczyłeś? Byłeś zaślepiony naszym krajem?

Dalej jestem i będę zaślepiony. Nikt mnie nie zniechęci do Polski. Bo ja kocham ten kraj, co by mi kto nie mówił. Tu uzyskałem wykształcenie, poznałem przyjaciół, założyłem rodzinę. To nie oznacza, że mam teraz się kłaniać i całować wszystkich po stopach za to, że dostałem wielką szansę. Nie o to chodzi. Nie zawiodłem się na kraju, na ludziach. Zawiodłem się na wymierzę sprawiedliwości. Ot tak (Mamed pstryka palcami) przestał dla mnie istnieć.

WARSZAWA 18.06.2013 EXCLUSIVE! GWIAZDY W RESTAURACJA W-WA PUNKT --- STARS IN W-WA PUNKT RESTAURANT IN WARSAW MAMED CHALIDOW FOT. PIOTR KUCZA

Ja jestem zwykłym obywatelem, sportowcem i mam proste myślenie. Wymiar sprawiedliwości ma mnie bronić, to jest podstawa. Ja nie boję się bandytów, nie boję się nikogo. Chcę natomiast, żeby wymiar sprawiedliwości był sprawiedliwy i nie wykorzystywał obywateli do własnych celów. Zrozumiałem, że to, co było możliwe w Rosji, jest możliwe i tu – w Europie. Za chwilę podrzucą mi coś do samochodu i zrobią aferę. Teraz mam takie podejrzenia. Czy to słabość? Nie, ja dziękuję Bogu, że spotkała mnie taka sytuacja. Jesteś oddanym idealistą, to musisz mieć twardą dupę. Już to wiem.

Sport wciąż jest w twojej hierarchii daleko za Bogiem i rodziną?

Nic się nie zmieniło, sport jest na którymś tam miejscu.

Doświadczyłeś duchowej przemiany po tym, jak przeżyłeś porwanie. W młodości mama dwukrotnie uratowała cię przed wpadnięciem do studni. Kiedy wszystko kończy się szczęśliwie, łatwo jest dziękować Bogu. Jak jednak nie mieć kryzysu wiary, kiedy od wojennych kul giną przyjaciele? Twój dziadek zmarł na zawał widząc w telewizji jak Rosjanie bombardują waszą rodzinną wioskę. Matka dostała wylewu, kiedy utopił się twój siedem lat starszy brat Mamed. Jak wtedy być muzułmaninem?

Wszystko ma swój sens. To, że mój brat utonął, też było wolą Boga, tak miało być. Nie zastanawiamy się, dlaczego Bóg na to pozwolił, przyjmujemy to. Dla mojej mamy to było wielkie wyzwanie, wielki wysiłek. Pierwsze dziecko utonęło, drugie umarło (siostra Chalidowa zmarła na zapalenie płuc zaraz po urodzeniu). To był dla niej sprawdzian. Ja tak sobie to tłumaczę. Nie wątpię w Boga.

Z książki Twardocha dowiaduję się, że byłeś w rodzinie brany za ofermę.

Może nie za ofermę. Mówiło się po prostu: „e, z niego to nic nie będzie”. Jeden w rodzinie skończył super studia, drugi był mega sportowcem. To nimi się chwalono.

Ty kim byłeś?

Rozrabiaką, takim trochę wariatem. Robiłem to, co mi przyszło do głowy, różne głupoty.  Jak mnie nie pilnowano, to nie uczyłem się dobrze. Byłem nisko w hierarchii.

Także przez swoją fizyczność? Słyszałem, że w dzieciństwie miałeś silne bóle reumatyczne, problemy ze stawami.

Nie, nie. Chodziło bardziej o mój charakter.

Gdy miałeś 15 lat, ojciec powiedział ci: „Lepiej byś tam umarł na miejscu niż wrócił pobity, albo pokonany”. Wróciłeś z siniakiem pod okiem, uderzył cię starszy chłopak. Ojciec chciał, żebyś przełamał swój strach. Po tych słowach wróciłeś i byłeś gotów bić się do odcięcia. Czy teraz byłbyś w stanie umrzeć, byle tylko się nie poddać?

W ringu? Nie, to jest sport, są zasady. Ja zawsze walczę zawzięcie, ale jak ktoś mi założy dźwignię, zacznie mnie dusić, to sędzia to przerwie. Tu nie ma żadnej wojny. Ale tobie chyba chodzi o coś innego.

O sytuację honorową. Zgodnie z Kodeksem Czeczena prawdziwy Czeczen nie może uciec, nawet gdy wrogów jest tysiąc i nie ma najmniejszych szans.

Jeżeli ktoś by mnie zaatakował, na pewno bym stamtąd nie odszedł.

I cokolwiek by się nie działo, nie wolno ci płakać. „Niech odchodzą ukochane kobiety, niech w nędzę popada twój dom, niech na twoich rękach broczą krwią przyjaciele – nie możesz płakać, jeśli jesteś Czeczenem, jeśli jesteś mężczyzną. Tylko raz, jeden raz w życiu wolno ci zapłakać: kiedy umiera matka”. Ile razy złamałeś ten punkt? Widziałem w twoich oczach łzy zaraz po bratobójczym boju z Materlą.

Tam na pewno łez nie zobaczyłeś. Nie widziałeś, bo ich nie było.

To ostatnie pytanie.

To nie jest tak, że nie mogę płakać w ogóle. Bardziej chodzi o to, że ludzie nie mogą zobaczyć słabego mężczyzny. Dlatego nie można mężczyźnie płakać publicznie, płakać przy kimś, pokazywać słabości wszystkim dookoła.

Tradycje czeczeńskie, kodeksy wojenne trzeba zrozumieć. Niestety przez prawie 400 lat toczą się u nas wojny. Nie z naszej winy, co 30-40 lat nas atakują. I czeczeński mężczyzna musiał być twardy. Wrogowie, którzy przychodzili zająć jego teren, zabić jego rodzinę mieli czuć przed nim strach, grozę. Takie przekonanie kształtowało kolejne pokolenia wojowników, którzy walczą przez całe swoje życie i zawsze stawiają opór. U nas w Czeczenii, na Kaukazie, nie ma spokoju.

Zostałeś dyplomowanym urzędnikiem, ale ostatecznie nie wróciłeś do kraju, ponieważ toczyła się w nim II wojna czeczeńska, a poza tym zdecydowałeś się na karierę sportowca.

Miało być ostatnie pytanie, rozpędziłeś się.

To prawda, przepraszam za niekonsekwencję.

Jesteś niesłowny, no dobra. Niefajna oznaka u mężczyzny. Coś mówi i później zmienia zdanie.

Latkowski: (przez śmiech) Mamed, przestań go nokautować.

Pozwól, że dokończę. Teraz w Czeczenii jest pokój. Wróciłeś do klatki walcząc dla czeczeńskiej organizacji…

Chalidow: Ty, Sylwek, niezły z niego prowokator, nie?

(Kontrakt Chalidowa z federacją KSW kończy się po walce z Borysem Mańkowskim)

ROZMAWIAŁ HUBERT KĘSKA

Fot. “Moja walka. Mamed Khalidov”, FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Manchester United odzyska wychowanka? Niedawno zadebiutował w reprezentacji Anglii

Michał Kołkowski
0
Manchester United odzyska wychowanka? Niedawno zadebiutował w reprezentacji Anglii

Komentarze

22 komentarzy

Loading...