Najlepszym podsumowaniem jego występów w Gliwicach nim na Śląsku zameldował się Dariusz Wdowczyk był jeden z tekstów na stronie kibiców Piasta, w którym podsumowywane są letnie transfery klubu. „Flis zaliczył tylko krótki epizod w eliminacjach do Lidze Europy przeciwko IFK Goeteborg i tyle go widzieliśmy”. Tak naprawdę nikt nie wiedział, na co Marcina Flisa stać i nikomu też tej sprawy nie chciało się szczególnie drążyć. Wychodząc z najbardziej logicznego założenia – skoro nie gra, a w Bełchatowie nie dał się zapamiętać jako zawodnik przynajmniej solidny, to na niezbyt wiele. Zmiana u sterów Piasta sprawiła jednak, że dla Flisa nadeszły lepsze czasy.
W zasadzie pewnikiem było, że przed Flisem-stoperem w naszej lidze zbyt wielka przyszłość się nie roztacza. To mógł w zasadzie wywnioskować każdy, kto oglądał go jeszcze w Bełchatowie. Może pamiętacie, że w broniącym się o utrzymanie zespole, który na błędy nie mógł sobie pozwolić, potrafił sprezentować takiego oto gola Jackowi Kiełbowi efektowną świecą (swoją drogą jego ówczesny i obecny klubowy kolega Adam Mójta przy tamtym golu wykazał się zaangażowaniem w obronie na poziomie przeciętnego leniwca):
A tak wtedy pisaliśmy o jego powołaniu do kadry U-20 niecałe dwa lata temu, kilka dni po starciu, w którym wygrał zakład o to, czy da radę zagrać piłkę głową na wysokość szóstego piętra:
„Środkowy defensor Bełchatowa, na swoich sześć ostatnich spotkań, pięć rozegrał w sposób żenujący, a poprawnie wypadł jedynie w wyjazdowym starciu z Ruchem w Chorzowie, chociaż i tam jego drużyna straciła dwa gole. A pozy tym jego ostatnie występy to dno i kilka metrów mułu.”
Już po przestawieniu go na bok bloku defensywnego, marne perspektywy zaczynają się jednak znacząco poprawiać. Szczerze mówiąc byliśmy mocno zaskoczeni, gdy Piast wyszedł na mecz z Arką z Flisem w miejscu Mraza. Zaskoczeni by nie powiedzieć zszokowani, bo w końcu stoper przemianowany na lewego obrońcę wskoczył w buty najlepszego asystenta wśród obrońców w poprzednim sezonie. Ale z każdym kolejnym spotkaniem przekonujemy się do gościa coraz bardziej.
Odkryty na nowo przez Wdowczyka Flis zapisał się w naszej pamięci przede wszystkim tym, że ostatnio w Niecieczy był najgroźniejszą bronią Piasta, pokazując jak znakomicie ma ułożoną nogę, gdy trzeba oddać strzał z trudnej pozycji. Ale to, czym swojemu trenerowi musiał zaimponować znacznie bardziej, to bardzo porządne statystyki. W wielu z nich w tym momencie przebija większość zawodników na swojej nowej pozycji.
Procent wygranych pojedynków (lewi obrońcy):
1. Flis – 70%
2. Kadar – 69%
3. Gumny – 67%
. Pawelec – 67%
5. Kadar – 69%
Procent udanych odbiorów (lewi obrońcy):
1. Gumny – 76%
2. Hlousek – 72%
3. Flis – 71%
. Jaroszyński – 71%
. Kadar – 71%
Procent wygranych pojedynków powietrznych (lewi obrońcy):
1. Kadar – 78%
. Gumny – 78%
3. Flis – 74%
4. Wawrzyniak – 73%
5. Kallaste – 71%
(statystyki za: InStat)
Nie zrozumcie nas źle, nie mamy zamiaru obwieszczać, że oto w naszej lidze pojawił się lewy obrońca co się zowie i gloryfikować objawienie Flisa. Do tego jeszcze droga daleka, a chłop będzie musiał nie raz i nie dwa potwierdzać, że przyzwoita, aktywna gra przy linii to nie jednorazowy wyskok. Szczególnie, że choć minęło nieco czasu, nadal mamy w pamięci, że słabych meczów zagrał w naszej lidze więcej niż dobrych, nawet wliczając tych kilka przyzwoitych dla Piasta. Niemniej jednak trzeba Wdowczykowi oddać, że spróbował wskrzesić zawodnika, którego wielu nie tyle skreślało, co o nim zwyczajnie zapomniało. I że wychodzi to póki co na plus, bo ten odpłacił się w czterech ostatnich kolejkach naprawdę dobrą, solidną grą. Dość powiedzieć, że w tym okresie tylko Aleksander Sedlar mógł się pochwalić wyższą średnią not spośród zawodników z pola w zespole z Gliwic (5,25 Flisa).
Może to jeszcze nie rewelacja, ale na pewno przyzwoitość, która w walce o utrzymanie może się się bardzo przydać drużynie, w której zdecydowana większość piłkarzy przez dużą część sezonu grała poniżej zawieszonej w poprzednich rozgrywkach poprzeczki.
fot. FotoPyK