Reklama

Woźniak: Ostatni dzwonek, by nie spieprzyć tego sezonu

redakcja

Autor:redakcja

18 kwietnia 2017, 19:49 • 5 min czytania 5 komentarzy

Rozmawialiśmy w autokarze po meczu z Wisłą, że to już ostatni dzwonek, by nie spieprzyć całego sezonu. My przecież przed momentem po raz pierwszy w tych rozgrywkach znaleźliśmy się w drugiej ósemce. Wcześniej przez cały czas byliśmy wysoko, w grupie mistrzowskiej. Nie możemy więc zmarnować tego na ostatniej prostej – mówi Arkadiusz Woźniak, zawodnik Zagłębia. Lubinianie są obecnie w fatalnej formie, przegrali kolejny mecz i do rundy finałowej mogą wejść, będąc w drugiej ósemce. A to byłaby chyba największa niespodzianka sezonu zasadniczego.

Woźniak: Ostatni dzwonek, by nie spieprzyć tego sezonu

– Akurat z psem wychodzę na spacer, to możemy rozmawiać…

Spacery ostatnio chyba wskazane. Jest o czym myśleć.
– Oj, jest. A po takim meczu to już szczególnie.

Mam dla ciebie zagadkę. Ile zespołów zdobyło mniej punktów w tym roku?
– Ha, nie wiem. Ale na pewno nie za dużo.

Dwa: Arka i Bruk-Bet.
– Nawet nie wiem, jak się do tego ustosunkować…

Reklama

To inna zagadka. Wiesz, jaki macie bilans w ostatnich siedmiu meczach?
– Wiem. Ale to też zależy od tego, czy później rozegrany mecz z Górnikiem Łęczna zaliczamy jako pierwszą wiosenną kolejkę. Jeśli nie, to mamy zwycięstwo, remis i pięć porażek. Nie ma co się oszukiwać: nie mamy dobrej serii.

Zgaduję, że ani serii, ani nastrojów. Nie dzieje się dobrze z Zagłębiem.
– Zdajemy sobie z tego sprawę. Najważniejsze, że w ogóle nie zdobywamy punktów. Może gra nie wygląda aż tak tragicznie, jak wskazywałyby wyniki, ale na pewno się nie usprawiedliwiamy, że skoro gramy dobrze to i zaraz te wyniki przyjdą. Mieliśmy ostatnio ze dwa słabsze spotkania, ale nie od razu na taką fatalną serię. W szatni jest złość, jest frustracja. Rozmawiamy o tym, co się dzieje. Najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to się załamać i poddać.

Jaki przekaz płynie od trenera? Jest głaskanie, pocieszanie, by się nie martwić, bo gracie nie najgorzej czy jest postawienie sprawy na ostrzu noża?
– Na ostrzu noża to nie, bo to nie ten styl pracy, ale spokojnie też być nie może. Przecież gdybyśmy byli w tej sytuacji spokojni, to równie dobrze moglibyśmy się poddać. A my musimy być w tym wszystkim razem. Jak wygrywaliśmy i byliśmy na topie, to było fajnie. Ale teraz jest trudny moment i trzeba pokazać jaja. Głaskanie nie wystarczy, potrzebny jest gniew i ostre słowa. One już padły między nami, w szatni, również w rozmowach z trenerem. A na ostrzu noża nikt naszej sytuacji nie postawił, bo ona jeszcze może się zmienić.

Wam to nawet jak szło, to… i tak nie szło. Jak strzeliliście trzy bramki, to straciliście cztery.
– Właśnie o to chodzi… Z Jagiellonią rozgrywaliśmy super spotkanie, kibice świetnie się czuli na trybunach, ale co z tego? Mówiliśmy przed meczem, że chcemy poprawić skuteczność, i poprawiliśmy. Tylko że nie funkcjonowaliśmy właściwie w obronie. Mówiąc wprost, trzeba było przy wyniku 3:3 bronić remisu. Należało uszanować punkt z liderem. No ale my mamy w genach, by walczyć o pełną pulę i zbyt mocno się odkryliśmy, zamiast spokojniej przekalkulować. To nas zgubiło.

Problem ze skutecznością jest o tyle istotny, że wy w tym roku w żadnym spotkaniu – poza Jagiellonią – nie zdobyliście więcej niż jednej bramki.
– I dlatego wtedy mocniej pracowaliśmy nad skutecznością. Sytuacje były, choćby z Ruchem mieliśmy ich multum, ale z przodu ostatecznie nie szło.

I skrzydłowy jest najlepszym strzelcem. Tylko czym po 29 kolejkach jest twoich siedem bramek?
– Oddałbym ze dwa gole za trzy punkty, byśmy mieli już zarezerwowane miejsce w ósemce. Aczkolwiek u nas zawsze w zespole ten ciężar spoczywał na kilku zawodnikach i rozkładał się sprawiedliwie. Tą zespołowością robiliśmy do niedawna wyniki.

Reklama

Dziś czujecie, że sobotni mecz jest o wszystko? Jak wygracie to macie spokój do końca sezonu, bo różnice punktowe są bardzo duże…
– Nikt na razie nie myśli o tym, co jest na górze. Rozmawialiśmy w autokarze po meczu z Wisłą, że to już ostatni dzwonek, by nie spieprzyć całego sezonu. My przecież przed momentem po raz pierwszy w tych rozgrywkach znaleźliśmy się w drugiej ósemce. Wcześniej przez cały czas byliśmy wysoko, w grupie mistrzowskiej. Nie możemy więc zmarnować tego na ostatniej prostej. Wciąż możemy jeszcze wszystko odwrócić i uratować. Ze Śląskiem gramy derby, to ważny mecz dla kibiców, może dać nam pozytywnego kopa.

Do niedawna kręciliście się jeszcze w okolicach podium, a dziś – dzieląc dorobek przez dwa – macie cztery punkty nad strefą spadkową. To już inna rzeczywistość.
– No, niestety. Gra poza pierwszą ósemką na pewno nie byłaby przyjemna. Przed rokiem Podbeskidzie długo walczyło o to miejsce, nie otrząsnęło się w porę i spadło z ligi. W grupie spadkowej jest już walka na noże. Siedem finałów, każdy o życie. W tej lidze każdy może wygrać z każdym, a co dopiero w rundzie finałowej? Tutaj pięć kolejek przed końcem rozgrywek nikt niczego nie może być pewien, jeden siedzi na drugim.

Patrząc od środka, co się z wami stało? Może rozprężenie?
– Rozprężenie na pewno nie. Mówię szczerze: spina jest na każdy mecz. Jako jeden z kapitanów, ręczę za chłopaków głową. Ale nie wiem, dlaczego przestało nam się układać. Wcześniej nie rozgrywaliśmy wielkich meczów i wygrywaliśmy. Byliśmy jakby boiskowo mądrzejsi. I wszystko szło fajnie. Nie postawię jednak diagnozy, co się stało. Teraz już do tego nie dojdziemy. Wiem jednak, że jednym meczem możemy jeszcze odwrócić kartę.

W tej chwili w grupie spadkowej znajduje się trzech pucharowiczów: Piast, Cracovia i Zagłębie.
– Ale to tylko na tę chwilę! Piast ma swoje problemy, Cracovia mimo niezłej gry nie punktuje, my – wiadomo. No cóż, trochę paradoks. Taka już chyba jest ta nasza ukochana liga.

Rozmawiał PT

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...