Jeszcze nie do końca ochłonęliśmy po derbach Trójmiasta, rozgrywanych bez udziału kibiców gości w poniedziałek o 18.00, a już dostajemy podobnej jakości danie na południu Europy. Właśnie zakończone derby Belgradu, jeden z najbardziej popularnych wśród piłkarskich turystów meczów w tej części świata, rozpoczęły się o 17.30 (?!) we wtorek (?!?!?!). Biorąc pod uwagę, że tym samym zainaugurowana została seria siedmiu finałowych spotkań, tuż po podziale punktów – możemy bez przeszkód stwierdzić, że oto jest liga prawdziwie bratnia.

Co tam właściwie w tej Serbii słychać? Przede wszystkim, nad czym zresztą ubolewamy także w Polsce, nie ma tego spektakularnego finału całego sezonu, który miał miejsce w Polsce w sezonie 2013/14, pierwszym po reformie ESA 37. Wówczas lider i wicelider po rundzie zasadniczej zmierzyli się w bezpośrednim boju dopiero w 37., ostatniej kolejce. Zalet takiego ułożenia jest tysiąc – od bardzo prawdopodobnego rozstrzygnięcia kwestii mistrzostwa w meczu dwóch najlepszych drużyn, do szeroko rozumianego sprzyjania rozwiązaniom czysto sportowym. Gdy w grę wchodzi na przykład uwalenie znienawidzonego klubu przez podłożenie się jego rywalowi w tabeli – ostatnia kolejka ligi smakuje gorzej, niż w przypadku, gdy absolutnie wszystko znajduje się w nogach przyszłych mistrzów i wicemistrzów.
Dlaczego zaczynamy od terminarza? Ano dlatego, że w Serbii „Wieczne Derby”, starcie Crvenej Zvezdy z Partizanem wyznaczono już na 31. ligową kolejkę. Pierwszą po podziale punktów. O tym, że to właśnie Zvezda z Partizanem zmierzą się w tym konkretnym meczu było wiadomo od tygodni, jeśli nie od początku sezonu. Wątpliwością było jedynie, na którym stadionie odbędzie się starcie, czyli kto będzie o tę odrobinę lepszy na finiszu rundy zasadniczej. Że żadnego z klubów z Belgradu nie zabraknie w czołowej dwójce… Cóż, w XXI wieku tylko raz ktoś przedzielił te dwa kluby na koniec ligi – Wojwodina Nowy Sad, w 2009 roku spychając Zvezdę na trzecie miejsce.
Tym bardziej dziwimy się Serbom, którzy przecież mogli przewidzieć przed sezonem, że starcie Zvezdy (25 zwycięstw w 3o meczach) i Partizana (23 zwycięstwa w 30 meczach) może zadecydować o mistrzostwie – i zdecydowanie lepiej, jeśli zadecyduje o tym w ostatniej, a nie pierwszej z finałowych kolejek.
Na szczęście dla decydentów emocje uratował Partizan, który dość sensacyjnie ograł lidera po 30 kolejkach 3:1 na jego własnym terenie. Choć piłkarsko derby Belgradu już od jakiegoś czasu nie zachwycają – to znaczy: wylęgarnie serbskich talentów obecnie są zależne od 25-latków z Kamerunu, Brazylii czy Ghany, kibicowsko to wciąż był top topów. Niestety, termin, godzina i ogólne rozczarowanie tak spektakularnym popsuciem święta zniweczyły i te zalety belgradzkiego klasyku. Wszystko mówi frekwencja: 26 tysięcy widzów, Niemal równy rok temu – 16 kwietnia 2016 – z tym samym rywalem na tym samym stadionie zasiadło 37 tysięcy widzów. Ale po co wracać aż tak daleko – ledwie miesiąc wstecz, na Marakanie przy drugim meczu tych drużyn w tym sezonie, zjawiło się ponad 40 tysięcy ludzi. Na tym tle dzisiejszy mecz to żart.
Plusy – na nowo rozpoczął się wyścig o mistrzostwo, obecnie obie drużyny mają po 40 punktów i 6 meczów przed sobą. Po drugie – nawet, gdy na trybunach jest nieco mniej kibiców i opraw, a race wyglądają mniej efektownie przy tak wczesnej godzinie rozpoczęcia – to i tak klasyk, który głupio przegapić.
No i w gruncie rzeczy – co za różnica, czy czaruje jakiś kolejny 19-letni Snajperović, czy Leonardo albo Guelor Kanga. Może już nie będzie okazji zaszpanować: „widziałem Lazara Markovicia zanim zagrał w Anglii”, ale nie zdziwimy się, jak tych obcokrajowców niedługo wyjmie z Serbii na przykład – a co – Legia czy Lech.
***
Co jeszcze wiemy po tym meczu… Niezależnie od rozstrzygnięć w pozostałych sześciu kolejkach – obie ekipy obejrzymy w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. To nawet nie do końca kwestia wiary, ale logiki – w półfinałach Pucharu Serbii grają Zvezda, Partizan, Vojvodina i Cukaricki, wypchnąć Partizan czy Zvezdę poza podium może zaś właściwie jedynie Napredak („zaledwie” 14 punktów straty do liderów). Scenariusz, w którym którykolwiek z belgradzkich klubów spada na czwarte miejsce, a dodatkowo w pucharach triumfuje Cukaricki zgarniając miejsce w Lidze Europy to science fiction pokroju Niecieczy w górnej ósemce Wisły Płock na podium Ekstraklasy.
Do tego aktualnie żaden z serbskich klubów nie cierpi z uwagi na różnego rodzaju kary od organów dyscyplinarnych. Tymczasowo z finansowym fair play i długami poradziła sobie Zvezda, od lat narzekająca na wieczne niedofinansowanie. Mimo potężnych sponsorów, Gazpromu na koszulkach i mocnego umocowania w świecie lokalnej polityki, w sezonie 2014/15 eliminacje Ligi Mistrzów rozpoczęły się bez udziału mistrza Serbii – właśnie z uwagi na jego problemy organizacyjne. Partizan? Przez lata wydawało się, że to ten bogatszy i bardziej zaradny z pokłóconych braci z jednego nieszczególnie opływającego w dobra domu.
Dopóki UEFA nie przypieprzyła trzyletniego zakazu gry w europejskich pucharach. Opisywaliśmy to tak:
Historia w takich przypadkach zawsze jest podobna. Federacja krajowa bądź międzynarodowa pozyskuje informacje o bieżącej sytuacji finansowej klubu, nagle robi wielkie oczy i wymierza sprawiedliwość. Tutaj: UEFA dowiedziała się, że Partizan od blisko pół roku zalega z płatnościami za ubezpieczenia i podatki w Serbii.
Fakt, że klub był wielokrotnie przez właściwe organy upominany – sprawie nie pomaga. Fakt, że tym razem zaległości publiczne prawne sięgają 2.5 miliona euro – sprawę pogarsza. A fakt, że już trzeci raz w ciągu ostatnich pięciu lat Partizan nie jest w stanie regulować swoich zobowiązań i już w 2013 r. został z tego powodu wykluczony z europejskich rozgrywek – sprawę załatwia. Było więc nieuniknione, że w Belgradzie muszą za to beknąć.
Na szczęście dla Grobari, kibiców Partizana – trybunał w Lozannie karę anulował, doceniając, że Partizan po takim soczystym ciosie grzecznie zebrał potrzebne fundusze i pospłacał najbardziej kłujące w oczy długi. Co prawda anulowanie kary miało miejsce 28 marca, a już 31 marca Aleksander Ceferin, prezydent UEFA przekonywał, że serbskim klubom grozi wieloletnie wykluczenie z rozgrywek za wybryki kibiców. Na razie jednak to tylko pogróżki, więc zakładamy, że zdobywcy 40 punktów w 31. meczach ligi (tak, podział punktów) za rok pojadą w Europę. Zapewne trzymając kciuki, by tym razem udało się ominąć Lubin rywala z bardzo silnej, polskiej ligi.
Crvena Zvezda – Partizan 1:3 (0:1)
Leonardo ’21
Boakye ’48
Tawamba ’68
Leonardo ’79
O, Partizan gra w takiej samej kolekcji od Nike co Lech. Oba kluby muszą się więc zadowolić gotowcami.
Dla Legii jej dostawca projekt personalizuje…
Treść usunięta
Niech Trałka spyta frienda Marciniaka…
Treść usunięta
Legia ma spersonalizowane stroje ze względu na stulecie klubu.
Treść usunięta
Ale bruk-bet bez Czesława w miarę sobie radzi. Zwolnienie Czesława było strzałem w dziesiątkę.
LEONARDO a nie Leandro…
Ogladaliscie w ogóle mecz? To był zawodnik tak wyrozniajacy się, że trudno pomylić jego nazwisko. Kapitalna bramka z wolnego na 1:0 i podcinka na 3:1. Partizan zdecydowanie lepszy. Poziom ligi serbskiej niższy niz Ekstraklasy.