Święty Mikołaj naparzający się z wielkanocnym zającem za naszymi oknami. Płynny przejazd z pracy do domu przez centrum Warszawy w piątek o 17:00. Samochód od Niemca z niekręconym licznikiem. To tylko kilka rzeczy bardziej prawdopodobnych niż to, co wydarzyło się dziś w Niecieczy. Powtórzymy to jeszcze raz, bo nadal nie jesteśmy w stanie tak do końca uwierzyć. Tak, Bruk-Bet Termalica wygrała swoje spotkanie. Tak, wróciła w takim układzie do pierwszej ósemki. Tak, zwycięskiego gola strzelił Dawid Nowak. I tak, zrobił to przewrotką!
Jakiś czas temu NBA reklamowała się hasłem „where amazing happens”. Sorry, LeBron, sorry Steph, sorry Broda i wszyscy pozostali. Ekstraklasa na taki slogan zasługuje sto razy bardziej.
Bruk-Bet Termalica nie potrafi wygrać w lidze choćby jednego spotkania po Nowym Roku, a przecież mamy już połowę kwietnia. Ba, w ośmiu meczach zdobywa zaledwie pięć goli. Na Piasta Gliwice wychodzi na szpicy z Dawidem Nowakiem, napastnikiem który ostatniego gola w naszej lidze strzelał, zanim Dominik Furman zdążył wyjechać z Polski, sparzyć się zagranicą, wrócić do Polski, znów sparzyć się poza jej granicami i raz jeszcze wrócić do Polski.
Tak, Dawid Nowak czekał na swojego gola dłużej nawet od Milosa Krasicia.
Dopominacie się o raport w sprawie goli Krasicia. Tak, to prawda, poprzedniego gola strzelił, gdy na trybunach siedział Bolesław Chrobry.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 9 kwietnia 2017
Na golu Nowaka zresztą Bruk-Bet nie powinien był poprzestać. Raz jeszcze postanowił jednak pokazać, dlaczego w 2017 roku więcej trafień od piłkarzy z Niecieczy ma analfabeta na maturze z polskiego. Gdy jednak przychodziło co do czego, nagle okazywało się, że gospodarzom nijak nie pomógł się odblokować piękny gol napastnika, który ostatnio trafił w sierpniu 2014. Że nadal stając oko w oko z golkiperem, mają pełne gacie. Najpierw Putiwcew chyba sam zdziwił się, jakim cudem po kontrze jego kolegów, to właśnie on wyszedł sam na sam ze Szmatułą. Chwilę później Miković, mogąc bramkarza Piasta poprosić o wybór rogu i podwyższyć wynik, postanowił strzelić zgodnie z życzeniem Szmatuły. Prosto w niego.
Piast? Gdybyśmy mieli napisać osobny tekst, w którym pochwalilibyśmy gliwiczan za konkretne akcje w ofensywie, szczególnie byśmy się przy nim nie napracowali. Szacowana długość? Coś pomiędzy tweetem a pojedynczym SMS-em na Nokii 3310. Tak naprawdę jedynym, o którym można powiedzieć coś dobrego w tej kwestii był… lewy obrońca Marcin Flis. Widać po nim, że ma świetnie ułożoną nogę i że kwestią czasu jest jakieś spektakularne zdjęcie pajęczyny. Dwa sytuacyjne strzały z trudnych piłek, które 99,99% piłkarzy w naszej lidze posłałaby w las, on zamienił w najbardziej atrakcyjne sytuacje dla montażystów skrótów. Którzy dziś z gliwiczanami zdecydowanie nie mają najłatwiejszego życia.
Fakty są więc po spotkaniu takie, że drużyna, która ostatnio nie przegrała czterech kolejnych meczów, znów zawiśnie na włosku nad strefą spadkową, z kolei ta, która wiosną nie wygrała ośmiu meczów z rzędu, dziś znów wraca do grupy mistrzowskiej. I wiele wskazuje na to, że przed pierwszą w tym sezonie multiligą, Bruk-Bet Termalica będzie mieć wszystko w swoich rękach.