Zeszłoroczny wyścig o koronę króla strzelców Ekstraklasy na tym etapie rozgrywek był mniej więcej tak emocjonujący, jak powtórka “M jak miłość”. Na czele klasyfikacji z 25 golami na koncie znajdował się Nemanja Nikolić, a daleko, daleko za jego plecami mieliśmy Denissa Rakelsa – strzelca 15 bramek, który zimą wyjechał do Anglii (!), a także Mariusza Stępińskiego, który zaliczył 14 trafień. Musiałoby dojść do kataklizmu, by korona wylądowała wtedy na głowie kogoś innego niż “Niko”. Nie wiemy, czy to powód do radości, czy wręcz przeciwnie, ale w tym roku walka o ten cenny indywidualny laur będzie znacznie ciekawsza.
Dopiero w trakcie wczorajszego meczu pomiędzy Lechem a Wisłą Płock objawił nam się bardzo mocny kandydat do korony. Marcin Robak dwukrotnie pokonał Seweryna Kiełpina, notując tym samym 14. i 15. trafienie w sezonie ligowym. Wcześniej napastnik Kolejorza również był liderem klasyfikacji strzelców, ale nie prowadził w niej samodzielnie. A dziś sytuacja jego sytuacja o tyle komfortowa, że:
a) Konstantin Vassiljev, autor 13 goli, jest pomocnikiem, a w dodatku zmaga się z problemami zdrowotnymi,
b) Nemanja Nikolić, autor 12 goli (postawiliśmy na oficjalne dane – wiele źródeł uznaje, że NN też zdobył 13 goli, zaliczając na jego konto również trafienie z Ruchem po rykoszecie, które w innych miejscach liczone jest jako samobój), wyjechał strzelać bramki dla Chicago Fire w MLS.
12 goli ma koncie również Fedor Cernych, 11 trafień zaliczył Adam Frączczak, a po 10 bramek zdobyli z kolei: Miroslav Radović, Jarosław Niezgoda, Marco Paixao i Flavio Paixao. Zgodzicie się chyba, że to własnie Robaka należy w takiej sytuacji uznawać za faworyta do końcowego triumfu, prawda?
Co warte podkreślania, gdy popatrzymy na tę czołówkę, to właśnie napastnik, który o miejsce w wyjściowym składzie Lecha rywalizuje z Dawidem Kownackim (9 goli), potrzebuje najmniej czasu, by wpisywać się na listę strzelców. Do bramki rywala trafia on średnio co 101 minut. Konkurenci?
– Vassiljev strzela średnio co 153 minuty,
– Niezgoda co 162,
– Radović co 173,
– M. Paixao co 178,
– F. Paixao co 185,
– Cernych co 192,
– Frączczak co 216.
Jak na dłoni widać, że tym bardziej trzeba doceniać miejsce, w którym dziś znajduje się Robak.
Niezwykle istotne może być również doświadczenie w walce o statuetkę dla najskuteczniejszego, czy też trochę inaczej – rzut oka na najlepsze osiągi w karierze poszczególnych graczy. Napastnik Lecha zna smak zdobycia korony króla strzelców w Ekstraklasie, jak zapewne pamiętacie, sięgnął po nią w sezonie 2013/14, w którym strzelił 22 bramki (21 dla Pogoni i 1 dla Piasta Gliwice). O tytuł rywalizował wtedy zresztą z Marco Paixao, który ostatecznie jako gracz Śląska Wrocław był o trafienie gorszy. O koronę w naszej lidze w przeszłości walczył też Flavio Paixao – strzelił 18 goli w sezonie 2014/15, o 2 mniej niż Kamil Wilczek.
Reszta? Nawet jeśli pozostali w przeszłości potrafili strzelać jeszcze więcej niż teraz, to takich doświadczeń u nas nie mają. No bo popatrzmy. Vassiljev strzelił kiedyś 18 goli w sezonie ligowym, ale miało to miejsce ponad dekadę temu i w lidze estońskiej. Cernych właśnie wykręca swoją życiówkę, podobnie zresztą jak Frączczak. Z kolei najlepszym wynikiem Radovicia było 14 ligowych trafień dla Legii w sezonie 2013/14. Niezgodzie zdarzyło się wbić 12 bramek, ale – co oczywiste – tylko na poziomie II ligi.
Oczywiście potrafimy sobie wyobrazić różne scenariusze. Na przykład brak awansu Pogoni Szczecin do ósemki co powodowałoby, że Frączczak w ostatnich siedmiu meczach stawałby naprzeciwko drużyn słabszych niż reszta z wymienionych (oczywiście poza Niezgodą). Jednak umówmy się – chyba nawet to nie spowodowałoby, że Portowiec zająłby pole position w tym wyścigu kosztem Robaka. To byłby spory sukces doświadczonego napastnika – po sezonie, w którym strzelił dla Lecha tylko 2 gole w lidze i zmagał się z kontuzjami, były podstawy, by stawiać na nim krzyżyk.
Fot. FotoPyK