Mamy nadzieję, że w łódzkiej Atlas Arenie mają dobrą klimatyzację, bo podczas pierwszego meczu półfinałowego PlusLigi między PGE Skrą Bełchatów a Asseco Resovią Rzeszów hala będzie kipieć od emocji. Bo co tu dużo mówić – mimo tradycyjnej wymiany uprzejmości i spijania sobie z dzióbków na konferencjach prasowych – obie ekipy lubią się jak pies z kotem. Kto tym razem dostanie po grzbiecie w siatkarskim klasyku, który w ostatnich latach widział już chyba wszystko? Były przecież świetne mecze, nagłe zwroty akcji, a nawet stek wyzwisk i próba linczu sędziego.
Chociaż aktualnym mistrzem kraju jest ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, to właśnie wojny bełchatowsko-rzeszowskie wciąż mają najwyższą temperaturę. Temperaturę wrzenia. Tak wysoką, że na chwilę przed meczem siatkarze muszą aż sami chłodzić swoje głowy.
W czasie meczu już na pewno będzie gorąco, bo mówimy przecież o drużynach, które na lata zdominowały PlusLigę: na dwanaście ostatnich sezonów aż jedenaście zakończyło się wygraną Skry (8) lub Resovii (3). Tym razem psychologiczna przewaga jest po stronie rzeszowian, którzy w sezonie zasadniczym dwukrotnie opędzlowali odwiecznych rywali. Zobaczymy, jakie to będzie miało znaczenie jutro o godz. 17.30 w Łodzi, kiedy rozpocznie się pierwszy mecz o wejście do finału.
Te mecze tak już mają, że do erupcji nerwów wystarczy w nich czasami iskierka. Jeden punkcik. Jak podczas finałów w 2012 r., kiedy to doszło do wielkiej awantury po jednym z meczów w Bełchatowie. Siatkarze i sztab trenerski Skry uważali, że zostali przekręceni w jednej z akcji, co ich zdaniem pozbawiło ich szans na doprowadzenie do tie-breaka (sędziowie odgwizdali blok, którego zdaniem Skry nie było). Tamto spotkanie zupełnie nie pasowało do wizerunku siatkówki jako dyscypliny przyciągającej całe rodziny. Tamtą transmisję telewizyjną należało w zasadzie „wypikać”. Ale widok ówczesnego trenera Skry Jacka Nawrockiego siadającego do stolika sędziowskiego i pytającego retorycznie: „Gdzie ty tu, kurwa, blok widzisz?! – bezcenny. Przeżyjmy to zresztą jeszcze raz. Najciekawiej robi się od 50. sekundy.
Jeden z antybohaterów zadymy, Daniel Pliński, tak później wspominał ją w rozmowie z „Rzeczpospolitą”: – Kamery nagrały te wszystkie słowa na „k” i „ch”. Pamiętam, że byliśmy potem bardzo krytykowani. Rzeczą, która po latach wciąż mnie drażni, jest to, że nasz kibic, oglądając mecz w telewizji, nie toleruje polskich przekleństw, ale jak ktoś sadzi po angielsku czy włosku, to już jest w porządku. My zostaliśmy jednak od razu nazwani prostakami. Dało się to odczuć po wspomnianym meczu, kiedy mocno dostaliśmy za to od kibiców. Kiedy później pojechaliśmy do Rzeszowa, to niech pan sobie wyobrazi, jak przyjęło mnie 5 tys. ludzi. Ale to był dla mnie wielki komplement, bo wychodzi na to, że Pliński nie był im obojętny, a najgorsze, kiedy kibic traktuje cię obojętnie.
Po słynnym meczu nałożono kary finansowe na niektórych zawodników Skry i ich trenera Nawrockiego. Jednocześnie władze ligi odsunęły do końca sezonu sędziego, który pełnił w tym meczu funkcję drugiego arbitra.
Jak będzie tym razem? W niedzielę też można spodziewać się ostrej walki o każdy punkt. Faworyta jednak naprawdę ciężko wskazać, co pokazują statystyki. Od 2010 r. obie drużyny rozegrały we wszystkich rozgrywkach łącznie 38 meczów. Skra wygrała 22 z nich, Resovia 16. – Będzie ciężko, ale mamy wszystko, aby postawić się Resovii. Na boisku na pewno będzie pasjonująco – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Bartosz Kurek. I oby tak było.
Jedną nogą w finale PlusLigi jest już ZAKSA, która w piątek bez większych problemów pokonała na wyjeździe Jastrzębski Węgiel 3:0. Naprawdę trudno jest nam sobie wyobrazić, co musieliby odstawić w rewanżu, żeby to spaprać.
Fot. 400mm.pl