Pamiętacie jeszcze czasy, w których szczytem bramkarskiej żenady były “cabaje”, a całą resztę głupich goli padających w Ekstraklasie można było wrzucić do szufladek z napisami “przyrosie” i “pawełki”? Wszyscy trzej “patroni” są w podobnym wieku, urodzili się na przestrzeni kilkunastu miesięcy na początku lat 80., jednak ich zawodowe losy ułożyły się zdecydowanie inaczej – pierwszy w Ekstraklasie nie gra już od blisko 6.5 sezonu, drugi ostatnie podrygi zaliczył na początku poprzedniego, tylko ostatni ciągle nabija sobie kolejne występy. I tak sobie myślimy, że chyba najwyższa pora dołączyć do kolegów.
Czy będziecie zaskoczeni, jeśli powiemy wam, że Śląsk przegrał dziś z Cracovią po klopsie swojego bramkarza? No właśnie. Wrocławska drużyna generalnie ma tyle problemów, że spokojnie mogłaby być bohaterem “Trudnych Spraw”, ale ten z brakiem porządnego grajka pomiędzy słupkami jest chyba najbardziej irytujący.
Była ledwie 9. minuta meczu, jeszcze nie wszyscy fani “Pasów” znaleźli swoje miejsca na stadionie, a Cracovia już zdążyła wykorzystać błąd bramkarza rywali. Z wolnego w pole karne wrzucił Brzyski, Pawełek wybrał się na pieszą wycieczkę przed bramkę, lecz nawet nie był bliski zażegnania zagrożenia i piłkę do bramki posłał Polczak. Miły prezent dla będącej w wielkich tarapatach Cracovii.
Podopieczni Jacka Zielińskiego po pierwszym golu całkiem słusznie doszli do wniosku, że należy jak najwięcej strzelać, bo przecież nigdy nie powiedzielibyśmy, że Pawełek wykorzystał limit błędów. Coś takiego w jego słowniku nie istnieje, więc zawsze warto próbować. I tych strzałów w ciągu pierwszej połowy było – uwaga – ponad 20. Sęk w tym, że z celnością miały one mniej więcej tyle wspólnego, co golonka w piwie z byciem fit. W pewnym momencie zaczęliśmy się obawiać, że próbę strzału podejmie nawet Grzegorz Sanodmierski i to niekoniecznie po opuszczeniu własnej szesnastki. Efekty? Cracovia była w pierwszej połowie znacznie lepsza, piłkarze Śląska za to tylko nieźle opłacanymi statystami, ale druga bramka dla “Pasów” nie padła.
Oczywiście musimy być sprawiedliwi i wspomnieć, że później Pawełek zrobił sporo, by się zrehabilitować – obronił m.in. groźne strzały Jendriska, Stebleckiego czy Cetnarskiego. Stąd jego nota po tym meczu urosła na tyle, że nie zasłużył na tytuł najgorszego zawodnika na boisku.
Śląsk na placu gry zameldował się mniej więcej po upływie godziny. Jeśli mamy być szczerzy, to śmierdziało nam tu frajerskim remisem Cracovii, który idealnie wpisywałby się postawę “Pasów” w tym sezonie. Tym razem jednak zabrakło skuteczności Roberta Picha. I ewentualnie tego, by “pawełka” zrobił też Sandomierski. Śląsk mocno skomplikował sobie drogę do górnej ósemki, Cracovia łapie głęboki oddech. Czyli raczej to nie było ostatnie starcie tych drużyn w tym sezonie.