Reklama

Bodo Illgner – człowiek, który meczem z Anglikami rozkochał w sobie cały naród 

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2017, 10:23 • 2 min czytania 13 komentarzy

Gdy zawodnik niebędący nazwiskiem z najwyższego topu przechodzi do wielkiego zespołu, od początku zadaje sobie pytanie, czy zdoła swoimi umiejętnościami przekonać do siebie szkoleniowca. Niemcowi w Realu Madryt się to udało, jednak jedynie w pierwszym sezonie. Potem był już tylko uzupełnieniem świetnego Santiago Canizaresa. Bodo Illgner, legenda Kolonii, ostoja reprezentacji przez wiele lat, celebruje dzisiaj 50. urodziny.

Bodo Illgner – człowiek, który meczem z Anglikami rozkochał w sobie cały naród 

Od początku swojej kariery miał jasno nakreślone cele na przyszłość – jedyne, co go interesowało, to zostanie bramkarzem. Gdy poszedł na testy do FC Koln wszyscy przekonali się z kim mają i z kim będą mieli do czynienia. Wystarczy wspomnieć, ile miał lat gdy po raz pierwszy zjawił się na boiskach Bundesligi – jeszcze jako osiemnastolatek wpuścił trzy bramki przeciwko wielkiemu Bayernowi, co jednak nie zniechęciło Georga Kesslera do dawania szans swojemu jeszcze nieoszlifowanemu diamentowi. Bodo bardzo szybko wyrobił sobie markę i wskoczył do reprezentacji zachodnich Niemiec. W 1990 roku jako 23-latek wybiegł na finały mistrzostw świata w pierwszej jedenastce.

Założymy się, że były bramkarz najlepiej wspomina mecz z Anglikami. Mecz kluczowy w kontekście turnieju, a dokładając do tego wszystkie podteksty miał jeszcze wyższą rangę. Jednak po 120 minutach żadna z drużyn nie przechyliła szali zwycięstwa na swoją stronę i potrzebne były rzuty karne. To właśnie Illgner obronił strzał Stuarta Pearce’a i sprawił, że zakochał się w nim cały naród. Bodo wprowadził swoją ekipę do finału, a potem wraz z nią odbierał złote medale po starciu z Argentyną, w którym zachował czyste konto.

Nikogo nie zdziwiło więc, że zaczęły się nim interesować coraz to poważniejsze kluby niż Kolonia. Mimo to dopiero sześć lat po fantastycznym mundialu odszedł do Realu Madryt, za osobistą prośbą Fabio Capello.

Pierwsze dwanaście miesięcy na Półwyspie Iberyjskim miał genialne – momentalnie stał się kluczową postacią w zespole włoskiego trenera. Problemy zaczęły się same pojawiać w momencie, gdy do klubu przyszedł Jupp Heynckes. Paradoksalnie to właśnie rodak Bodo z wychowanka Canizaresa zrobił pierwszego bramkarza, sprawiając, że Illgner mógł pomachać ręką regularnej grze. Ostatecznie w 2001 roku, Niemiec zakończył karierę, zostawiając w Realu plac dla młodziutkiego i utalentowanego Ikera Casillasa.

Reklama

Wszystkiego najlepszego, Bodo!

 

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...