43 strzały w meczu Cracovii ze Śląskiem Wrocław. Wynik 3:4 w meczu Zagłębia Lubin z Jagiellonią Białystok. Nie wiemy, jakie jeszcze konfiguracje tych dwóch cyfr przygotuje dla nas Ekstraklasa, ale strzelamy, że po takim ładunku emocji i niezłej piłki jak dziś, jutro w tych granicach będą oscylować co najwyżej noty ofensywnych piłkarzy czy liczba celnych strzałów na mecz. Serio – tym, co działo się dzisiaj na Dolnym Śląsku, można by obdzielić wszystkie jutrzejsze mecze, a i tak pewnie nie narzekaliśmy na nudę.
Rzadko się zdarza w Ekstraklasie mecz, w którym było zupełnie WSZYSTKO. Ten – z czystym sumieniem możemy to napisać – taki był. Zwroty akcji? Równie częste, co wybuchy Probierza przy ławce. Piękne bramki? Za taką w sumie można uznać gola Janoszki po wrzutce-marzenie Starzyńskiego. Błędy sędziego? Oj, i to nawet niejeden. Zaskakujący finisz? I to jak. Czarny charakter? Nawet dwa, Raczkowski i Polacek. Siedem bramek, losy meczu odwrócone w ostatnim kwadransie, kontrowersje…
Mecz kompletny.
Przed spotkaniem najwięcej mówiło się o braku Vassiljeva. Był on oczywiście zauważalny (w przeciwieństwie do Szymańskiego, który miał wcielić się w jego rolę), lidera Jagi godnie zastąpił dziś jednak duet Sheridan-Polacek. Zaczęło się od nieprawidłowego gola Zagłębia. Asysta podaniem górą Janusa była może i ładna, ale sędzia nie może nie widzieć tak wyraźnego spalonego, na jakim był Woźniak. Bardzo duży błąd bocznego arbitra.
No spalony z gatunku tych wyraźnych #ZAGJAG pic.twitter.com/LMfZrDlwa6
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 7 kwietnia 2017
Jagiellonia wyrównała błyskawicznie. Środek do celu? Zahipnotyzowanie defensywy rywali, która pozwoliła im na oddanie trzech strzałów w jednej akcji. Polacek był zamroczony do tego stopnia, że aż wystawił piłkę Sheridanowi na drugą dobitkę, a ten bardzo przytomnie uderzył z powietrza, mimo że przy tak krótkim czasie reakcji co drugi ligowiec nie zdążyłby nawet oderwać nogi od ziemi. Irlandczyk wbił później jeszcze gola z karnego, którego sędzia podyktował po faulu Polacka na Frankowskim. Słowak wyciął równo z trawą będącego w pełnym biegu Polaka, raczej nie było o czym dyskutować. W przeciwieństwie do incydentu z ostatniej akcji połowy, gdy Kelemen wypluł przed siebie piłkę, Janoszka podciął ją nad nim, zostawił nogę i dał się Słowakowi powalić. Karny z gatunku tych, których sędziowie nienawidzą gwizdać – sporo teatru, jeszcze więcej cwaniactwa i żadna celowość faulującego. Ale jednak pretekst do odgwizdania był bardzo duży. Sędzia Raczkowski wskazywać na wapno jednak nie zamierzał, co – jak widać – okazało się błędem.
Dołożył od siebie Janoszka efektów, ale… dla mnie karny #ZAGJAG pic.twitter.com/qckodiiscd
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 7 kwietnia 2017
Uznajemy jednak, że do wypaczenia wyniku nie doszło – podarował Zagłębiu gola, później gola odebrał. Kontrowersja była jeszcze przy bramce Piątka. Istnieje szansa, że na spalonym był Nespor, ale gdy popatrzymy na stopklatkę z dobrej kamery… Jeśli już, był to ofsajd naprawdę centymetrowy, raczej nie do wychwycenia dla bocznego.
@MHenszel ten drugi jednak nie 🙂 pic.twitter.com/qiKbVnECSO
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 7 kwietnia 2017
W tym momencie to Zagłębie miało psychologiczną przewagę i to ono bardziej cisnęło. Gdy perfekcyjną wrzutkę do Janoszki posyłał Starzyński, a skrzydłowy Zagłębia na dodatek pakował piłkę do siatki, wydawało się, że jest już po wszystkim. Ale no właśnie – ten mecz był tak absurdalny, że nastąpił kolejny zwrot akcji. Jaga wcisnęła bramkę po wolnym Tomasika i główce Runje. Gdzieś na parterze w tej akcji był Polacek, co – gdyby sędzia zachował aptekarskie podejście – mogło zostać uznane za faul, bo jednak nie znalazł się tam sam, a przy wyraźnej pomocy Gutiego. Sama końcówka to już było małe bombardowanko ze strony Jagi. Raz świetnie przymierzył Chomczenowskyj, lecz Polacek rzutem na taśmę zaliczył jedyną dobrą interwencję w meczu. Za chwilę znów Ukrainiec – rogal przeszedł centymetry obok bramki. Nie minął moment – słupek Sheridana. Kolejna chwila – Chomczenowskyj zostaje zablokowany, piłka trafiła prosto pod nogi Sheridana, co okazało się kluczowe dla losów meczu. Napastnik wystawił piłkę do Novikovasa, a ten dopełnił z kolei formalności. 3:4.
Kompletnie popieprzony mecz. Imponować może to, jak konsekwentnie Jaga nie daje zepchnąć się z fotelu lidera. Dziś – umówmy się – nie trafili na łatwy teren, mecz także nie ułożył się po ich myśli, do tego grali bez faceta, który odpowiedzialny jest za ponad połowę goli drużyny. A mimo to wcisnęli te cztery bramki. Czapki z głów.
Panie Probierz, z każdą kolejką rosną szanse, że te gratulacje dla Lecha trzeba będzie prostować.
Fot. FotoPyK