Atletico zagrało dziś jeden z ładniejszych dla oka meczów w sezonie. Griezmann błyszczący przy każdym dotknięciu piłki, Filipe Luis w topowej formie i Torres, który jest, a raczej bywa jaki bywa, ale w ważnych momentach okazuje się bardzo przydatny. To właśnie oni sprawili, że oglądając późno rozgrywany mecz ani razu nie ziewnęliśmy. Ładna gra, to nie zawsze wymierne efekty, o czym później, ale Atleti ma to, czego chciało – trzecią lokatę w lidze.
Sevilla w miesiąc zepsuła to, na co pracowała cały sezon. Remisy z Gijon, Leganes i Alaves oraz, co w kontekście walki o podium najważniejsze, porażka 1:3 z Atletico sprawiają, że właśnie Rojiblancos są na dziś bliżej brązowych medali za obecną edycję La Ligi. Sevilla nie straciła oczywiście szans na zgarnięcie ich piłkarzom Atleti, teoretycznie już jutro może zrównać się z nimi punktami, bo ma jeden rozegrany mecz mniej. Teoretycznie. Dlaczego? Bo grają jutro na Camp Nou.
A jak już przy Sevilli jesteśmy i chcemy przechodzić powoli do dzisiejszego widowiska, to kto jak kto, ale idealnie podsumował je już kiedyś trener Jorge Sampaoli:
– Pewnej nocy poszedłem do baru. Byłem tam z kobietą. Rozmawialiśmy całą noc. Śmialiśmy się, flirtowaliśmy, kupiłem jej mnóstwo drinków. Około piątej rano, wszedł jakiś gość, chwycił ją za ramię i wziął ją do łazienki. Tam odbyli stosunek, a potem razem poszli do domu. Czy to mnie zmartwiło? Absolutnie! Przecież większość czasu spędziłem z nią ja – to jego słowa odnoszące się do radości z większej posiadania piłki.
Otóż Sociedad dziś wieczorową porą miał ponad 60 procent posiadania. Gola nie strzelił, choć powinien, choćby po tym, jak Yuri dośrodkował z lewej strony w pole karne na Xabiego Prieto, ten odegrał z pierwszej piłki do Williana Jose, a były zawodnik Realu Madryt (w oficjalnym meczu zagrał, więc prawdy nie naciągamy) oddał strzał z kategorii “postraszył gołębie na stadionie”.
Ale generalnie, mimo znacznej przewagi Sociedad w posiadaniu piłki, to Atletico napadało na “szesnastkę” Realu. Ekipa Cholo napierała i tworzyła bardzo groźne ataki. Atleti grało bardzo efektywnie, wróć – literówka – efektownie, ale ich fani z pewnością woleliby, żebyśmy takich literówek nie poprawiali. Jednak dziś skuteczność była równie wysoka, co Marcin Garuch. Okazje ku temu były… Choćby gdy Juanfran podał górą z własnej połowy w pole karne rywali, tuż pod nogi Griezmanna, ten na wziął na zwód ciałem dwóch obrońców i uderzył w Rulliego, a Koke nie zdążył dobić strzału. Jednak ta akcja była niczym, przy tym, co w drugiej połowie zrobiło trio Griezmann-Carrasco-Torres. A może raczej, czego nie zrobił Torres. Długi przerzut od obrońcy do Griezmanna, ten zszedł niżej, zagrał piętą w powietrzu z pierwszej piłki do Carrasco, Belg podawał na Torresa w pole karne po ziemi, Raul Navas nie wiedzieć czemu, nie wybił piłki i byczek Fernando miał przed sobą już tylko pustą bramkę. Trafił w słupek. Dobitka? W boczną siatkę…
Jednakże El Nino nie ma co szkalować, bo popisał się dziś świetną asystą, już trzecią w dwóch ostatnich meczach. Filipe Luis miał piłkę przy nodze przed polem karnym Realu, zagrał na ścianę do Griezmanna, potem klepką właśnie z Torresem i zdobył bramkę po pięknej, wykreowanej przez samego siebie akcji. Perełka. Generalnie Filipe Luis to ktoś, kogo za ostatni okres trzeba mocno chwalić. Kiedy Carrasco grał na lewym skrzydle, Brazylijczyk musiał go ubezpieczać, przez co ograniczał swoje zapędy do ataku. Gdy Cholo przestawił Belga na prawą stronę – skorzystali obaj. Teraz Filipe jest świeży, jakby z nowym tchem, dziś niejednokrotnie przydawał się pod bramką Realu, chociaż niezbędny okazał się raz, przy wspomnianej bramce. Bramce, dzięki której Atleti ma czystą głowę przed derbami z Realem i – przynajmniej na teraz – podium La Liga.
Atletico – Real Sociedad 1:0 (1:0)
1:0 Filipe Luis 28′
***
Athletic Bilbao – Espanyol 2:0 (2:0)
1:0 Aduriz 17′
2:0 Aduriz 37′
Real Betis – Villarreal 0:1 (0:0)
0:1 Lopez 47′