Mateusz Borek 41. promotorem w historii polskiego boksu i oficjalnie głównym organizatorem gali Polsat Boxing Night. Co to oznacza dla rodzimej szermierki na pięści? Tuż po ogłoszeniu uzyskania licencji przez znanego dziennikarza, Łukasz „Juras” Jurkowski napisał na Twitterze górnolotne: „Trzymam kciuki za dźwignięcie polskiego boksu”. Czy Borek ma aż taką moc sprawczą?
Promotorzy w historii polskiego boksu byli tak różni, jak pogoda w marcu. Pierwszymi zostali legendarny Jerzy Kulej i Ryszard Telluk. To oni podjęli się misji wprowadzenia boksu zawodowego na nasze podwórko. Na debiutanckiej gali tandemu Kulej-Telluk swoją drugą walkę stoczyć miał Przemysław Saleta. Całą operację wspomina następująco: – Kilka dni po parafowaniu umowy, do Polski przyleciał reprezentujący moje interesy w Stanach Gary Trevet. Polscy promotorzy zaproponowali nam walkę o międzynarodowe mistrzostwo kraju. Moim przeciwnikiem miał być Ian Bulloch, z zawodu górnik. „Ok. A kto wystąpi w walce wieczoru?” – zapytał z zainteresowaniem Gary. „O, właśnie ten pan” – wskazał na ścianę biura Telluk. Wisiał na niej wielki kolorowy plakat George’a Foremana. „To niemożliwe. George walczy 7 grudnia z Jimmym Ellisem w Reno” – zauważył przytomnie Trevet. „Planujemy przeniesienie tej imprezy do Katowic” – rzucił zupełnie niezrażony organizator.
– Gdy pojawił się w Polsce boks zawodowy, automatycznie zyskał otoczkę tajemniczości – opowiadał mi przed dwoma laty Andrzej Wasilewski, bezsprzecznie najpotężniejszy promotor w kraju. – Kilku panów wątpliwej kondycji moralnej usłyszało o Las Vegas, MGM Grand i zapragnęło zarobić te mityczne miliony. Na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych powstało parę grupek, których właściciele licząc na rychły i wysoki zysk zrobili sobie ochoczo wizytówki z napisem: „promotor bokserski”. Czasami byli to spadochroniarze z innych biznesów. Po jednej, góra dwóch imprezach padali. Szybko okazywało się, że zamiast zarobku jest dokładka. Że nic samo się nie zrobi. Mówimy tu o quasi-promotorach, począwszy od legendarnego pana Bagsika, po innych dżentelmenów, których albo nie ma już wśród nas, albo odpoczywają w licznych „sanatoriach” rozsianych po całym kraju. Boks kojarzony jest z szarością, niekiedy słusznie.
Gdy „Don Wasyl” rozpoczynał działalność w sporcie, funkcjonujący na rynku promotorzy straszyli go szybkim wykurzeniem z biznesu. Z czasem wynajął nawet ochronę. – Grożono mi we Wrocławiu, grożono w Opolu i w innych miejscach. Słyszałem, delikatnie mówiąc, że dla własnego bezpieczeństwa powinienem trzymać się z dala od miasta. „Wstawiamy szlaban na wjazd, jak go miniesz – strzelamy” – okazało się, że były to wyłącznie książkowe deklaracje. Pewni ludzie przedawkowali amerykańskie filmy.
Najciekawszą postacią wśród spadochroniarzy, o których napomknął Wasilewski, był z pewnością wyróżniony Bogusław Bagsik, w 91 roku ósmy z najbogatszych Polaków według „Wprost”. To człowiek zamieszany w głośną „Aferę Art-B”, po której wybuchu uciekł do Izraela (Bagsik ma żydowskie pochodzenie).
W polskim boksie działał jak w biznesie – z rozmachem. Jego szwajcarska grupa promotorska CENG AG 12 Rounds zrobiła zaledwie jedną galę. Za to jaką. Z pokazem sztucznych ogni, koncertem Perfectu i Andrzejem Gołotą oraz Tomaszem Adamkiem w walkach wieczoru. „Góral” był wówczas po porażce z Chadem Dawsonem. Jego kariera stanęła pod znakiem zapytania, Don King długo nie organizował mu żadnych pojedynków. Bagsik wykupił Adamka od ekscentrycznego amerykańskiego promotora za prawie milion dolarów. – Przekonywali, że chcą zbudować najsilniejszą w Europie grupę bokserską. Problem w tym, że dla nowego tworu za długo nie popracowałem – pisze w autobiografii pięściarz z Gilowic. – Po zorganizowanej z wielką pompą gali w Katowicach pojawił się problem, kto za nią zapłaci. Bagsik spakował walizki, a ja zerwałem z nim kontrakt, za co Polski Związek Bokserski odebrał mi licencję pięściarza. Zostałem na lodzie.
Mówi inny pięściarz boksujący dla kontrowersyjnego biznesmena: – Dla mnie działalność tej grupy to była jedna wielka ściema. Może chodziło o jakiś skok na kredyty? Zanim zdążyłem cokolwiek podpisać, przelali mi na konto pięć tysięcy złotych. Minął kolejny miesiąc, sprawdzam stan środków i nie wierzę – kolejna piątka. „Oni załatwiają się pieniędzmi, czy co?”. Wczytuję się w kontrakt – jest skonstruowany tragicznie, przedsięwzięcie opiera się na zaufaniu – ale podpisanie go może mi się opłacić. Miesięczne stypendium pięć tysięcy, minimum 25 za walkę. Ich prawnicy namawiali: „podpisz”, Adamek mówił: „podpisz”, no to podpisałem. I trach! Na moim koncie kolejne pięć tysięcy! Biznes upadł i wreszcie za sam pojedynek nie dostałem złamanego grosza. No, ale miałem już w kieszeni 15 „koła”.
Polski boks zawodowy znormalizował i sprofesjonalizował cytowany wcześniej Wasilewski. „Don Wasyl” jest założycielem i współwłaścicielem Knockout Promotions. Były aplikant adwokacki wytrzymał początkową presję Klausa Peter-Kohla, który ze swoim Uniwersum chciał zmonopolizować rynek Starego Kontynentu i dziś zarządza najsilniejszą grupą promotorską w Europie Środkowo-Wschodniej.
Najbardziej charakterystyczną innowacją, na jaką się zdecydował, było wprowadzenie stałych pensji dla pięściarzy. W czasie jednej z naszych rozmów, wyjawił mi, że zdyskwalifikowanemu za doping Dawidowi Kosteckiemu płacił co miesiąc „stawkę dyrektorską”. Taka taktyka brała się z założenia, iż z uwagi na słaby materiał z boksu amatorskiego, nie da się traktować naszych pięściarzy inaczej niż skarbonki, do której należy dorzucać kolejne monety. Wasilewski oszacował, że ukształtowanie zawodnika kosztuje od pięciuset tysięcy do miliona dolarów. – A przecież inwestycja jest niepewna. Młodemu pięściarzowi dojście do szczytu bokserskich umiejętności zajmuje średnio 7-8 lat. W międzyczasie pięściarz może się rozmyślić, mogą przytrafić mu się poważne kontuzje, różne przygody życiowe, wypadki drogowe – sytuacje, których jako grupa nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Efekt finalny jest zawsze jedną wielką niewiadomą. Jeżeli spośród pięciu zawodników, których wzięliśmy pod opiekę, międzynarodową karierę zrobi choćby jeden, to i tak jest cud. A pamiętajmy o tym, że przez te kilka lat płacić musieliśmy całej piątce: comiesięczne pensje, obozy, gaże za walki, gaże dla rywali, dziesiątki biletów lotniczych. Satysfakcja finansowa zaczyna się ewentualnie dopiero na wysokim poziomie sportowym. Wcześniej należy tych zawodników – mówiąc brzydko – wyprodukować.
Pytanie, czy to udało się Wasilewskiemu? Przeciętny wynik sprzedaży PPV znakomitej sportowo walki Głowacki-Usyk rzuca nowe światło na kazus.
W KnockOucie nie brakuje dobrych pięściarzy. Są byli mistrzowie świata (Włodarczyk, Głowacki), jest medialny Szpilka, perspektywiczny Sulęcki. Mimo to, konkurować sprzedażowo z KSW mogą wyłącznie od lat pożądane zestawienia Szpilka-Zimnoch i Szpilka-Włodarczyk. To rodzi wątpliwość, czy Wasilewskiego nie będzie korcić, by powoli odzyskiwać to, co włożył. A na pewno mógłby zarobić nie tylko dopuszczając do brutalnej polsko-polskiej weryfikacji, lecz także wypuszczając swoje największe asy na rzeź. Korzystając ze współpracy z Leonem Margulesem i Alem Haymonem zorganizować Polakom kasowe walki w Stanach, które niekoniecznie są na dziś gotowi wygrać.
W dziedzinie cieszących się największą popularnością nad Wisłą starć bratobójczych prym powinien wieść nowy gracz na rodzimej scenie – Mateusz Borek. Dotychczas dziennikarz i ekspert boksu, który z szermierką na pięści związany jest od najmłodszych lat, czym podzielił się ze mną podczas wywiadu. – Jestem z Dębicy, miejscowy Igloopol był bokserskim mistrzem Polski. Co niedzielę chodziłem na dziesiątą do kościoła i uciekałem przed błogosławieństwem, żeby na jedenastą zdążyć na ligę boksu. Tata mojego kumpla był kierownikiem sekcji bokserskiej Igloopolu i zawsze dostawaliśmy bilety przy samym ringu. Znałem tych wszystkich sportowców, medalistów wielkich imprez. Przez lata bardzo ciężko było mi pokazać Polsce, że się tym interesuje, że się na tym znam, bo też nikogo to nie obchodziło.
Borek to twarz telewizji Polsat, która zrewolucjonizowała spojrzenie na polski boks. Czołowy komentator piłkarski od lat prowadzi nowatorski program „Puncher” oraz obsługuje dziennikarsko transmitowane przez stacje gale. Mówi się, że to za jego sprawą za oprawę audiowizualną Polsat Boxing Night od paru edycji odpowiadają współwłaściciele KSW.
Dziennikarz sportowy wchodzi na rynek podzielony na grupy wspierane przez Polsat (KnockOut Promotions, Tymex Boxing Promotions, AG Promioton, Fight Events) i kilka mniejszych podmiotów (Thunder Promotions, Silesia Boxing, Wschodzący Białystok, Boks Poznań Profi).
Tymex i AG Promotion od niedawna ściśle ze sobą współpracują. Wszystko wskazuje na to, że zarówno Andrzej Gmitruk, jak i Mariusz Grabowski pozostają w dobrych stosunkach z nowym promotorem. Tak należy odczytywać występ na najbliższej PBN Mateusza Masternaka – zawodnika Tymexu, którego do walk przygotowuje doświadczony trener.
– Czekam z niecierpliwością na debiut Mateusza Borka w roli promotora. Informację, że będzie odpowiadał za zestawienie walk Polsat Boxing Night VII przyjąłem z dużą radością. To nowe rozdanie w polskim boksie – tryska optymizmem Gmitruk. Na czerwcowym PBN, poza Masternakiem, wystąpi na pewno inny z wykreowanych przez niego zawodników – Tomasz Adamek. – Idea gal Polsatu od początku polegała na tym, że występowali na niej zawodnicy z różnych grup promotorskich. Została złamana 17 września ubiegłego roku, kiedy w imprezie w Ergo Arenie wzięli udział jedynie zawodnicy Andrzeja Wasilewskiego – zauważa szef AG Promotion.
Od września jednak stosunki Borka z Wasilewskim się pogorszyły. Promotor Szpilki zarzucił nawet Polsatowi, że stacja niszczy polski boks. – To było absolutnie nie na miejscu – uważa Andrzej Kostyra. – Wszystko wskazuje natomiast na to, że sytuacja na linii Wasilewski-Borek została złagodzona i z tego co wiem, znaleziono kompromis. Na najbliższym PBN ma wystąpić także reprezentant KnockOut Promotions.
Nieoficjalnie mówi się, że chodzi o wracającego po kontuzji Krzysztofa Głowackiego.
– Dla mnie MB Promotions to szansa na powrót do normalności, jeśli chodzi o środowisko bokserskie. Mateusz zna je, zna jego specyficzny klimat, zna zawodników i przede wszystkim orientuje się w boksie międzynarodowym. Jest kreatywnym, inteligentnym człowiekiem, a z takimi ludźmi zawsze łatwiej o merytoryczny dialog – wylicza Gmitruk.
– Dziennikarz został promotorem, co jest zjawiskiem niecodziennym, ale też niecodzienny jest Mateusz Borek, który jest tak wszechstronnie utalentowany jak da Vinci – uzupełnia Kostyra. – Myślę, że da sobie radę. On już właściwie współdziałał przy organizacji poprzednich Polsat Boxing Night. Mateusz ma kontakty i wiedzę. Pokazał, że potrafi zorganizować grupy sponsorów. Mam nadzieję, że MB Promotions to będzie duży sukces.
Czy w kontekście Borka będziemy mówili niebawem o grupie promotorskiej?
– O to trzeba już pytać Mariana Kmitę (szef sportu w Polsacie) – odpowiada tajemniczo Kostyra. Sam główny zainteresowany podkreśla, że widzi się tylko w roli matchmakera, zapraszającego na swój show zawodników z istniejących już grup.
O pomyśle utworzenia osobnego projektu pod szyldem Polsatu wygadał się na początku zeszłego roku Albert Sosnowski. Koniem pociągowym stajni miał być Mateusz Masternak. – Są czynione ku temu przymiarki – powiedziała mi w maju menadżerka i żona „Mastera” Daria. – Polsat ma wizję i fajnie byłoby, gdyby została zrealizowana. W kontekście zawodników, myślą o wspinaniu się po drabince, rozwoju, tytułach – to bardzo odpowiada Mateuszowi. Liczymy, że wstępny zarys współpracy stanie się w przyszłości dobrze zarządzanym projektem. Raczej pewne jest, że taka grupa powstanie. Czy Mateusz będzie jej główną postacią? Prawdopodobnie.
– Polsat to, wiadomo, duże możliwości. A powiedzmy sobie szczerze, mamy kryzys boksu zawodowego w Polsce. I to niezależnie od tego, że paru chłopaków jest wysoko w rankingach – zaznacza dobitnie Gmitruk, który akurat o formowaniu się nowej struktury nie słyszał. – Spada oglądalność, zainteresowanie. Walczy były mistrz, a hala nie jest wypełniona, tylko praktycznie pusta. Dla zawodników, trenerów i wszystkich tych, którzy w boksie poza wątkiem finansowym mają trochę ambicji Polsat Boxing Night to wyzwanie i szansa. Dlatego gloryfikujemy tę inicjatywę. Na mniejszych galach dobór przeciwników jest bardzo przejrzysty. Zdarzają się niespodzianki, ale generalnie już przed imprezą wiadomo kto wygra. 24 czerwca sytuacja będzie otwarta. PBN pokazuje kto, do czego się nadaje. To ponadwymiarowa impreza.
Czy Mateusz Borek dźwignie polski boks? Jakiś czas temu mówił, że w zawodzie dziennikarza fajne jest to, iż jeżeli napiszesz/powiesz jakąś głupotę, już za dwa dni możesz zrehabilitować się znacznie bardziej trafnym lub błyskotliwym tekstem. Duże gale boksu odbywają się w Polsce co kilka miesięcy. I to jest podstawowa różnica – ewentualną wpadkę, której nie życzymy gwieździe Polsatu, dużo trudniej będzie naprawić. A zła sława będzie się za nim ciągnąć.
HUBERT KĘSKA
Fot. 400mm.pl