Kojarzycie taki utwór „Janek Pożycz”? Opowiada historię o człowieku, który namiętnie pożycza od innych pieniądze według stałego patentu – legendarnej wręcz upierdliwości. Pożycz. Pożycz. Pożycz. Ostatecznie oczywiście namawiany zawsze się zgadza, byle uwolnić się od natręta. Dziś taką właśnie natrętną, upierdliwą, męczącą i wyniszczającą grę zaprezentował Juventus w meczu na szczycie Serie A, w którym zmierzył się z Napoli.
Czego tutaj nie było… Cały wachlarz najbardziej irytujących zagrań, od obrony piątką graczy, przez tysiące podań w trójkącie dwóch stoperów – defensywny pomocnik, aż po wszelkiego rodzaju podszczypywanie, udawanie, wylegiwanie się na murawie i całą resztę zagrań wprawdzie boiskowych, ale nie czysto piłkarskich. Napoli było wobec tego kompletnie bezradne – jeśli dochodziło do sytuacji, to raczej w postaci kilku metrów wolnego miejsca na przedpolu, skąd gospodarze regularnie próbowali uderzeń. Zawsze jednak Chiellini i spółka ustawiali ich na tyle sprytnie, by strzały albo lądowały prosto w rękawicach Buffona, albo na nogach bloku defensywnego.
Dość szybko strzelony gol po świetnej klepce Pjanicia z Khedirą jedynie pogłębił typowe dla Juventusu mordowanie. Rywale niemiłosiernie się męczyli, czasami Hamsik czy Mertens przypominali jakieś drapieżne koty zamknięte w ciasnej klatce. Ile razy załamywali ręce? Ile razy łapali się za głowy? Ile razy nie dowierzali w systematyczną bieganinę obrońców, którzy zostawiali im dokładnie tyle miejsca, by dać nadzieję na strzał, ale jednocześnie nie dopuścić do zagrożenia bramki? Trwało to tak długo, że chyba nawet buzujący kocioł złożony z fanatyków Napoli przestawał wierzyć w zdobycie wyrównującej bramki. Trudno nawet było to nazwać biciem głową w mur – bardziej przypominało próbę przebicia trampoliny – odkształcała się, ale za każdym razem momentalnie wracała do pierwotnego kształtu.
Aż 5 zablokowanych strzałów. 8 niecelnych. Mertens odcięty od podań w pole karne, bezradne dośrodkowania przecinane przez obrońców bądź przechwytywane przez Buffona. Chyba nikt nie miał wątpliwości – to Napoli gra tu w piłkę. To Napoli próbuje tu strzelić gola. Ale cóż z tego, skoro właśnie żelazna konsekwencja, właśnie uparta defensywa to największa siła drużyny z Turynu. 19 straconych goli w 29 meczach mówiło zresztą o tym naprawdę sporo.
Przełom? Chyba gdzieś dziesięć minut po przerwie, gdy Juventus zaczął coraz częściej gubić szyki. Wykorzystał to – jak zwykle – Hamsik z Mertensem, którzy rozklepali defensywę z Turynu w podobny sposób, jak wcześniej uczynili to Pjanić z Khedirą pod tą samą bramką przed zmianą połów. Na zegarze – 60. minuta. W teorii – mnóstwo czasu, by pójść za ciosem. W praktyce – w grze Juventusu zmieniło się tylko jedno – teraz zamiast czekać, w jaki sposób spróbuje zagrać rywal, po prostu podawali do siebie piłkę. Posiadanie piłki, które w momencie straty gola wynosiło jakieś 65/35 na korzyść gospodarzy, na koniec doszło niemal do poziomu pół na pól. Co zaskakujące – Juve nie ruszyło jednak do przodu, nie próbowało zdobyć drugiej bramki. Kompletnie zadowoliło się spokojnym „pykaniem” w tyłach. Ostatni strzał goście oddali w 47. minucie, ale gospodarzom po bramce nie pozwolili nawet na jeden celny strzał.
W efekcie otrzymaliśmy mecz przede wszystkim nudnawy, w drugiej kolejności nieprzynoszący jakichkolwiek istotnych zmian w tabeli. No i wreszcie po trzecie – bez większego udziału Polaków, jedno doskonałe podanie Zielińskiego w końcówce (zagrał trochę ponad 20 minut) to trochę mało. Jednym słowem: zawód. Trzema: status quo zachowane. Juventus 6 punktów nad Romą, dziesięć „oczek” nad Napoli. Jeszcze trzeba się wstrzymać z koronacją, ale w grze turyńczyków widać było taki spokój i pewność siebie, jakby tytuł już spoczywał w ich klubowej gablocie.
I trzeba przyznać – to często charakteryzuje przyszłych mistrzów.
Napoli – Juventus 1:1 (0:1)
7′ Khedira
60′ Hamsik
***
Pozostałe niedzielne mecze Serie A:
Milan będący ciut, ciut od miejsc gwarantujących grę w pucharach wyrżnął się z ostatnią drużyną w lidze. Pescarą, która przegrała cztery ostatnie mecze, straciła w nich 11 bramek i tylko amnezja ludzi liczących punkty w tabeli mogłaby uratować ją od spadku. Że na 67 puszczonych w tym sezonie goli Milan strzelił dziś tylko jednego, to lekki wstyd. Ale jeszcze większy to bramka samobójcza Paletty po wielbłądzie Donnarummy.
Pescara – Milan 1:1 (1:1)
1:0 Paletta (samobój) 12′
1:1 Pasalić 41′
*
Atalanta po niedawnej chłoście (1:7 z Interem) była jak rekin, który wyczuł krew i pożarła Genoę. 5:0 po hat-tricku Alejandro Gomeza pozwoliło na odskoczenie na trzy punkty wspomnianemu Interowi (który rozegrał jeden mecz mniej) i zajmowanie piątego miejsca po 30. kolejkach. Ale Milan i Inter gonią…
Genoa – Atalanta 0:5 (0:2)
0:1 Conti 25′
0:2 Gomez 32′
0:3 Gomez 63′
0:4 Caldara 76′
0:5 Gomez 83′
*
Cagliari przemieszcza się z dołu tabeli do jej środkowej części po tym, jak ograło 3:1 Palermo. Palermo, które z kolei ugrzęzło na dobre w strefie spadkowej i absolutnie nie zanosi się na to, aby nadrobiło siedmiopunktową stratę do Empoli. Niestety Bartosz Salamon cały mecz przesiedział na ławce.
Palermo – Cagliari 1:3 (1:0)
1:0 Gonzalez 26′
1:1 Ionita 48′
1:2 Boriello 58′
1:3 Ionita 88′
*
Fiołki wygrały dziś z Bologną po golu Khoumy Babacara, ale Fiorentina jest w tym smutnym położeniu, że co prawda ósmego miejsca już raczej nie odpuści, bo nad dziewiątą Sampdorią ma aż dziesięć punktów przewagi, ale jednocześnie do piątego, dającego puchary miejsca traci aż siedem oczek. I oddzielają ją od niego dwa kluby z Mediolanu, czyli Milan i Inter oraz jeden z okolic, czyli Atalanta.
Fiorentina – Bologna 1:0 (0:0)
1:0 Babacar 51′
Jaki mógł być wynik meczu zespołów, które nie grają w tegorocznych rozgrywkach już o nic konkretnego i spoczywają spokojnie w środku tabeli? Dobrze myślicie, spotkanie Torino z Udinese zakończyło się remisem. Choć warto wspomnieć, że Torino wzięło się za strzelanie dopiero na 20 minut przed końcem. Ale nie ukrywamy, że najciekawszym, co zostało po tym meczu jest zdjęcie garba Andrei Belottiego, który ustalił wynik.
Ten widok chodzi za mną przez cały dzień. Znacie piłkarza równie przygarbionego jak Andrea Belotti? pic.twitter.com/mfFSasyFf1
— Michał Mitrut (@Mich_Mit) 2 kwietnia 2017
*
Torino – Udinese 2:2 (0:0)
0:1 Jankto 50′
0:2 Perica 68′
1:2 Moretti 70′
2:2 Belotti 83′
*
Chievo, czyli kolejna drużyna nie grająca już o nic konkretnego w tym sezonie dało dziś nadzieję Crotone na utrzymanie. Trzy punkty i przybliżenie się na pięć do Empoli, które ostatnio regularnie zbiera oklep będzie oznaczać emocje do końca sezonu także na dole. Dla Crotone musi to być motywacyjny kopniak zważając, że ostatni raz wygrali w styczniu i to właśnie z.. Empoli. Dzisiejsze zwycięstwo jest jak powstanie po odliczeniu do ośmiu po leżeniu na deskach. I kto wie, czy kolejnymi ciułanymi punktami Crotone nie porwie się na nokaut Empoli pod koniec sezonu.
Chievo – Crotone 1:2 (0:0)
0:1 Ferrari 51′
1:1 Pellissier 57′
1:2 Falcinelli 82′