Reklama

Oto gotowy scenariusz na koszmar: najgorsi u siebie vs najgorsi na wyjeździe

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2017, 09:20 • 3 min czytania 19 komentarzy

Jeśli próbowaliście kiedyś wyobrazić sobie najgorsze z możliwych rozwiązań na późne piątkowe popołudnie, to dziś będziecie mogli przekonać się, że tak naprawdę nie było ono takie straszne. Mecze Ekstraklasy rozgrywane na sam początek weekendu już same w sobie nie zwiastują niczego dobrego, a gdy ma jeszcze dojść do tak kuriozalnego starcia jak Śląsk kontra Korona, czyli najgorszy w lidze zespół na własnym obiekcie kontra ten, który prezentuje się najsłabiej poza swoim stadionem, to praktycznie mamy pełny obraz nędzy i rozpaczy.

Oto gotowy scenariusz na koszmar: najgorsi u siebie vs najgorsi na wyjeździe

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że znacznie przyjemniej te niecałe dwie godziny spędzilibyśmy:

– zdrapując tynk paznokciami,

– bawiąc się w klatce z głodnym lwem,

– szukając na półkach w księgarni słownika polsko-włoskiego autorstwa Wojciecha Pawłowskiego.

Reklama

Bo to na pozór nie może się udać. Kibice we Wrocławiu przecież doskonale to rozumieją, więc na stadion przychodzą w tak małej liczbie, że aż żal robi się od samego patrzenia. Czasem odnosimy po prostu wrażenie, że ktoś tam zabłądził, skręcił nie w tę uliczkę, co trzeba, stewardzi pchnęli go przez bramki i zachęcili do tego, by usiąść ciepłym hot-dogiem i herbatą. Inaczej ten świadomy masochizm trudno wytłumaczyć. Śląsk od początku sezonu robi wszystko, by wpływy z biletów były jak najmniejsze. Ledwo dwa zwycięstwa na trzynaście prób, tylko jedenaście goli strzelonych przed własną publicznością. Dramat.

Korona? U siebie – rewelacja, trzeci zespół ligi. Na wyjeździe – ponury żart, nieporozumienie, niewytłumaczalna apatia. Tylko dwukrotnie kielczanie przywieźli do domu komplet “oczek”, raz zremisowali i tylko 10 razy trafili do siatki. Tragicznych statystyk nie zmienił Maciej Bartoszek, który – choć w Kielcach zbudował naprawdę solidną twierdzę ogrywając Zagłębie, Pogoń, Lechię, Wisłę Płock, Górnik i Cracovię – to wciąż nie ma pomysłu na to, jak umilić podopiecznym wyjazdy. To naprawdę ciężka do rozwikłania zagadka, że zespół radzi sobie do tego stopnia fatalnie, zupełnie tak jakby świętokrzyskie powietrze przypominało to boliwijskie, gdy tamtejsza reprezentacja na wysokościach ogrywała nawet najlepszych.

I choćby Ekstraklasa wbijała nam pod paznokcie szpilki, podnosiła za uszy i pchała na rozżarzony węgiel, to my i tak ten mecz obejrzymy. Bo przecież to stara zasada tej ligi – nigdy nie doszukuj się logiki. Zapowiada się super meczycho? Spuść z tonu, nie oczekuj cudów. Szykuje się kompletne bagno? Przezornie zaproś znajomych i schłodź skrzynkę piwa. A dlaczego akurat to spotkanie miałoby stać się atrakcyjne?

Już pomijając ten cały bełkot, że i ci, i tamci w końcu muszą, że na pewno chcą, że trzeba się przełamać i tak dalej, to w poprzedniej kolejce naprawdę miło ich się oglądało. Wrocławianie pojechali do Niecieczy i koniec końców ich ofensywne popisy doprowadziły do zwolnienia Czesława Michiewicza. Nieźle wyglądał Morioka, kapitalnie jak zwykle Pich, a kolejnymi akcjami indywidualnymi zaskakiwał nas Roman. I nawet gapiostwo Pawełka nie sprawiło, że Śląsk stracił jakiekolwiek punkty. Korona z kolei z rozbiciem Cracovii 3:0 miała takie same problemy, jak Michał Probierz z ułożeniem fryzury o poranku.

Mówcie, co chcecie – my zaryzykujemy. Już tyle razy się przejechaliśmy na piątkowych popołudniach z Ekstraklasą, że nawet w razie gdyby wszystko potoczyło się zgodnie z założonym scenariuszem, to zupełnie nas to nie ruszy.

slask

Reklama

fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Po czterdziestce i ze sztucznym kolanem. Lindsey Vonn wróciła i marzy o igrzyskach

Sebastian Warzecha
0
Po czterdziestce i ze sztucznym kolanem. Lindsey Vonn wróciła i marzy o igrzyskach

Komentarze

19 komentarzy

Loading...