Jeśli potwierdzi się zasada, że historia lubi się powtarzać, pokonanie 2:1 Czarnogóry powinno dać nam awans do mundialu. W tym wieku w przypadku reprezentacji Polski obowiązuje bowiem prosta zasada – jaki marzec, taki finisz eliminacji. Gdy kadra wygrywała w tym miesiącu w meczu o punkty, potem wywalczała awans. Marcowe zwycięstwo(a) zawsze stanowiło zresztą przedłużenie dobrej serii z jesieni. Polacy znajdowali się wówczas na miejscu dającym awans i utrzymywali je do końca eliminacji – zauważa dziś „Przegląd Sportowy”.
FAKT
W Lechu kompletnie nowa sytuacja. Tak jak zwykle na zgrupowania reprezentacji wyjeżdżało wielu zawodników, tak podczas tej przerwy – ani jeden piłkarz nie pojechał z seniorską kadrą. A Nenad Bjelica zaciera ręce, bo ma do dyspozycji na treningach niemal cały zespół.
Od momentu przejęcia Lecha przez Jacka Rutkowskiego (68 l.), czyli ponad dekadę temu, z Lecha dostarczano kadrowiczów regularnie. Nie tylko do reprezentacji Polski, ale także innych krajów. Jeszcze pół roku temu na Euro 2016 było czterech Lechitów: Karol Linetty (22 l.), Węgrzy Gergo Lovrencsics (27 l.) i Tamas Kadar (27 l.) oraz Paulus Arajuuri (29 l.). Za to UEFA wypłaciła sporo, bo blisko 400 tys. euro.
Dziś wymieniony wyżej kwartet nie gra już przy Bułgarskiej. I skończyły się powołania. Adam Nawałka (60 l.) przed meczem z Czarnogórą nie sięgnął po żadnego z lechitów.
Taras Romanczuk nie wierzy w słowa Michała Probierza, który gratuluje mistrzostwa i zdobycia Pucharu Polski Lechowi.
Po tym, jak 11 marca Jagiellonia wygrała 4:1 z Koroną Kielce i została liderem, Probierz zaskoczył wszystkich na konferencji prasowej. – Z czterech drużyn walczących o mistrzostwo trzeba pogratulować dubletu Lechowi. Są pod dużą presją i nikt nie wyobraża sobie, by z taką siłą nie wygrali ligi i Pucharu Polski – powiedział.
Romanczuka te słowa zaskoczyły. – Pamiętam tę wypowiedź. Myślę, że to element gry psychologicznej z jego strony. Widocznie stwierdził, że powinien w tym momencie tak zrobić. Czytałem później komentarze w internecie i niektóre mnie dziwiły. Trener Probierz to typ walczaka, który zawsze mierzy wysoko i walczy do końca. Mimo że pogratulował Lechowi, na pewno myśli o tytule mistrza Polski – tłumaczy Romanczuk.
GAZETA WYBORCZA
Rafał Stec w swoim felietonie pisze o reprezentacji Nawałki i jej pogoni za nietykalnością.
Po Euro 2016 – piłkarze opuścili je niepokonani, wskutek nieszczęścia w rzutach karnych – zadręczaliśmy się, że Nawałka nie dysponuje niczym poza podstawową jedenastką, a za nią pustka, rezerwy istnieją tylko teoretycznie. Dlatego płakaliśmy po zerwaniu więzadeł przez Arkadiusza Milika (jednak się udało, Rumunia została zburzona!), dlatego panikowaliśmy po utracie Grzegorza Krychowiaka, dlatego teraz w niepokój wprawia jednomeczowe zawieszenie za żółte kartki Kamila Glika. Uporczywie wypatrujemy granicy, poza którą wpadniemy w tarapaty zbyt głębokie, by przetrwać.
Tymczasem stale (można ten serial rozłożyć na wspomnianych 20 odcinków) przybywa dowodów, że reprezentacja daje sobie radę zawsze, niezależnie od okoliczności. I nawet jeśli podczas meczu się podenerwujemy, to w istocie dopingujemy drużynę przewidywalną. Do bólu przewidywalną – dla przeciwników. Przyjemnie przewidywalną dla nas. Tak ją zaprojektował Nawałka.
Z kolei Michał Szadkowski nazywa drużynę narodową zespołem na każdą okazję.
W drodze na mundial selekcjoner ani razu nie wystawił galowej jedenastki. Albo brakowało Pazdana (Kazachstan, Dania), albo Pazdana, Piszczka i Milika (Armenia), albo Milika (Rumunia), albo Milika i Krychowiaka (Czarnogóra). W czerwcowym meczu z Rumunią Polska też będzie osłabiona, bowiem za kartki będzie pauzował Kamil Glik. Selekcjoner zdaje sobie sprawę, że tak samo może być do końca walki o mundial. A skoro drużyna za każdym razem jest osłabiona, bezpieczniej skupić się na tym, by rywale nie mogli grać tak, jak chcą, niż iść na wymianę ciosów.
Zaletą tej strategii jest też uniwersalność. Prędzej czy później Polska zagra przecież mecz, w którym nie będzie faworytem. Gdyby z równymi sobie i słabszymi od siebie chciała dominować, przed najtrudniejszymi wyzwaniami musiałaby uczyć się czegoś nowego. A przy pomyśle Nawałki do każdego meczu podchodzi tak samo. I im lepszego ma rywala, tym gra lepiej. Widzieliśmy to na Euro 2016 – jednego dnia męczyła się z Irlandią Północną, drugiego była bliska zwycięstwa z niemieckimi mistrzami świata. Taktyka była inna, bo różni byli rywale, ale nastawienie – takie samo.
SUPER EXPRESS
Łukasz Piszczek chwali na łamach „Superaka” Piotra Zielińskiego.
Warto podkreślić świetną asystę Piotra Zielińskiego przy twoim golu.
Zgadza się, fajną piłkę od niego dostałem. Widziałem, że bramkarz wychodzi i jedyne, co mi przyszło do głowy, to przerzucić nad nim piłkę. I to mi się udało. A co do Piotrka – bardzo dużo widzi na boisku i to jego wielki atut.
Poza Niemcami nie ma w Europie drużyny, która na półmetku eliminacji miałaby nad drugą drużyną tak dużą przewagę.
Ja to odbieram jako dobrą sytuację wyjściową przed kolejnymi meczami. Teraz myślimy już o Rumunii.
Rozgrywasz sezon życia?
Nie lubię w trakcie rozgrywek podsumowywać, ale to na pewno dobry sezon. Cieszę się z tego, jak to się do tej pory układa i oby zdrowie dopisało na końcówkę. Wtedy będę zadowolony.
PRZEGLĄD SPORTOWY
„Przegląd” zauważa, że jeżeli marzec był dla nas udany – taki sam był finisz eliminacji. Czy to oznacza, że możemy już właściwie bukować bilety do Rosji?
Jeśli potwierdzi się zasada, że historia lubi się powtarzać, pokonanie 2:1 Czarnogóry powinno dać nam awans do mundialu. W tym wieku w przypadku reprezentacji Polski obowiązuje bowiem prosta zasada – jaki marzec, taki finisz eliminacji. Gdy kadra wygrywała w tym miesiącu w meczu o punkty, potem wywalczała awans. Marcowe zwycięstwo(a) zawsze stanowiło zresztą przedłużenie dobrej serii z jesieni. Polacy znajdowali się wówczas na miejscu dającym awans i utrzymywali je do końca eliminacji.
Tak było w 2001 r., gdy nasza drużyna narodowa pokonała Norwegię 3:2 i Armenię 4:0. – Właśnie w marcu, po triumfie w Oslo, uwierzyłem, że awans znajduje się na wyciągnięcie ręki i że jesteśmy faworytem. Ustawiliśmy sobie te eliminacje, podobnie jak teraz drużyna Nawałki. Ona wygrała w Rumunii i Czarnogórze, my wtedy w Norwegii i na Ukrainie. To komfortowa sytuacja, bo wypracowałeś sobie przewagę, a trudne mecze masz u siebie, czyli to rywale muszą za wszelką cenę atakować, żeby szukać zwycięstw, a ty możesz kontrować – mówi nam były reprezentant Polski Piotr Świerczewski.
Lewandowski przegonił Olisadebe i idzie po kolejny rekord – goli dla reprezentacji ustanowiony przez Włodzimierza Lubańskiego. Brakuje mu 5 trafień.
Gol Roberta Lewandowskiego w meczu z Czarnogórą (2:1) sprawił, że napastnik Bayernu dogonił Emmanuela Olisadebe na liście najlepszych polskich strzelców w poszczególnych cyklach kwalifikacyjnych do mistrzostw świata. Nigeryjczyk z polskim paszportem w el. MŚ 2002 też miał 8 bramek. Snajper z Bawarii wkrótce go prześcignie, bo przecież jest dopiero na półmetku eliminacji, a gole strzela w każdym spotkaniu. I właśnie tą regularnością już teraz usuwa w cień „Emsiego”, który do strzelenia 8 goli potrzebował 9 meczów, zaś Lewandowski zagrał 5 razy. Po wizycie w Czarnogórze pod względem liczby bramek Lewandowski przeskoczył Tomasza Frankowskiego i Macieja Żurawskiego, którzy w walce o mundial w Niemczech w 2006 roku do siatki trafiali po siedem razy, podobnie jak Włodzimierz Lubański w nieudanej rywalizacji o awans do finałów mistrzostw świata w Meksyku w 1970 roku. Tyle że Lubański do takiego wyczynu potrzebował 6 występów.
Holendrzy zwolnili Danny’ego Blinda, teraz szukają następcy. Kibice widzieliby van Gaala, szef federacji – Ronalda Koemana.
Gdyby zapytać o zdanie kibiców i dziennikarzy, to następcą Blinda byłby Louis van Gaal. Były menedżer Manchesteru United wciąż jest pamiętany jako szkoleniowiec, który poprowadził pomarańczowy zespół do trzeciego miejsca w ostatnich mistrzostwach świata. Szanse na ponowne zatrudnienie go są jednak niewielkie, bo van Gaal postanowił, że robi sobie od futbolu wakacje i nie wiadomo, kiedy wróci. W federacji liczą jednak, że szanowany trener pomoże w innej roli – jako ekspert przy wyborze nowego selekcjonera.
Dyrektor holenderskiego związku piłki nożnej Jean-Paul Decossaux zdradził, że jednym z kandydatów jest Ronald Koeman. Tu znów jest jednak kłopot, ponieważ pracuje on w tym momencie w angielskim Evertonie, gdzie radzi sobie coraz lepiej i władze klubu z pewnością niechętnie by go oddały. – Potrzebujemy kogoś, kto pchnąłby naszą piłkę do przodu. Koeman na pewno jest takim człowiekiem – mówi Decossaux. Wiadomo też, że w Holandii nie zamykają się na trenerów zagranicznych. W tym kontekście najczęściej wymienia się nazwisko Jürgena Klinsmanna.
Alan Uryga największym przegranym zimowych zmian w Wiśle.
Uryga w tym roku jeszcze nie pojawił się na boisku. Wychowanek krakowian zapłacił za to miejscem w młodzieżówce.
– Sztab szkoleniowy kadry U-21 zakomunikował mi, że będąc rezerwowym w klubie, nie mogę liczyć na powołania – przyznaje stoper Wisły. Jeśli w najbliższym czasie jego sytuacja się nie zmieni, Urydze grozi, że turniej o mistrzostwo Europy, który zostanie rozegrany w czerwcu na polskich boiskach, obejrzy tylko jako kibic. Niejasna jest też jego dalsza przyszłość w Wiśle. W czerwcu wygasa jego kontrakt z Białą Gwiazdą. Junco zapowiedział, że w najbliższym czasie rozpocznie rozmowy z piłkarzami, którym kończą się kontrakty. Uryga jest jednym z tych, który w poszukiwaniu regularnej gry, może chcieć znaleźć szczęście gdzie indziej. A jeszcze w grudniu nic tego nie zapowiadało.
A były szkoleniowiec Wisły – obecnie Piasta – Dariusz Wdowczyk wierzy w odbudowanie Macieja Jankowskiego.
Być może nadchodzi dla 27-latka lepszy okres. W spotkaniu z Arką (3:2) dał świetną zmianę, bez której nie byłoby cennej wygranej. Jankowski strzelił gola i wywalczył rzut wolny, po którym Gerard Badia zapewnił Piastowi trzy punkty. Nic więc dziwnego, że trener Wdowczyk mocno liczy na niego. — Wcześniej dużo się mówiło o napastnikach i o potrzebie wzmocnienia linii ataku, ale ja nie narzekam. Jest Michal Papadopoulos, jest także i Maciek Jankowski, który co prawda nie jest takim typowym napastnikiem, ale może dużo dać drużynie – stwierdza szkoleniowiec Piasta. – Na pierwszym miejscu zawsze jest drużyna. Gdy wygrywamy, to znaczy, że jest w porządku – stwierdził Jankowski, który do tej pory był tylko zmiennikiem Papadopoulosa.