“Cholera mi do tego co śmieszne, a co nie. Ja wolę zginąć na swój sposób, niż żyć i cieszyć się na wasz”
Marek Hłasko
Dziś rano zmarł mój tata. Nie znajduję dla tego lepszego podsumowania, niż cytat jednego z jego ulubionych autorów, postaci równie kolorowej jak on sam. Tata zawsze był sobą, a ludzi szczerych kocha się lub nienawidzi. Ja go kochałam.
Za to, że nauczył mnie więcej niż którakolwiek ze szkół, za uczynienie mojego życia lepszym niż mogłabym sobie wymarzyć, za rozbudzenie we mnie ogromnej ambicji. Za ten aparat na zęby w podstawówce i to, że dziś nie wstydzę się uśmiechać. Za trzy koty, pieska, rybki i dwa króliki, bo każdy inny rodzic chyba postukałby się w głowę na taki pomysł. Za opublikowanie charakterystyki obrazu “Wędrowiec nad morzem mgły” autorstwa trzynastoletniej mnie w swoim artykule dla Polska the Times, żeby zachęcić mnie do dalszej pracy. Za kupienie mi drugiej poduszki kiedy wróciłam do domu dobę po operacji nosa i nie mogłam ani leżeć, ani siedzieć. Za nasze wypady do hana sushi w złotych tarasach i ciężkie dyskusje o polityce. Za to, że przekazał mi w genach wystające kości policzkowe, za które często dostaję komplementy.
Za wszystko. Za rzeczy brzmiące wzniośle i te pozornie kompletnie błahe. Za całokształt.
Za bycie moim tatą.
Czasem żartował, że jeśli będzie stary i pochoruje się tak, że nie będzie mógł sam się sobą zająć, skoczy z mostu i oszczędzi sobie oraz wszystkim ciągnącej się męki. Zmarł niespodziewanie na zawał serca. W swoim domu. W swoim pokoju, z widokiem na jego ukochany ogród. W swoim łóżku, tym samym w którym powstały setki uwielbianych przez fanów artykułów i niejedna książka. Bez tygodni w szpitalach, eksperymentalnych terapii, nieopisanego cierpienia. I choć żadne słowa nie oddadzą tego jak bardzo bym chciała by to wszystko okazało się okrutnym żartem tego na górze, cieszę się, że wyszło tak jak tata chciał. Tak jak to sobie zaplanował. Zginął na swój sposób i, pozostając przy cytowaniu Hłaski, zginął pełen dni.
A jakby kogoś wciąż zastanawiał tytuł jego ostatniej książki, jako córka oficjalnie potwierdzam: Paweł Zarzeczny ZAWSZE BYŁ NAJLEPSZY!I dla mnie zawsze będzie.
Zdjęcie zostało zrobione pod liceum sióstr Nazaretanek gdy odebrałam świadectwo maturalne. Nie opublikowałam go wtedy w 2015 roku ani później, bo wyglądam na nim jak niewyspany kartofel. Oboje wyglądamy – to rodzinne. Dziś zmieniłam zdanie. To zdjęcie jest piękne, bo uwiecznia moment w którym tata był ze mnie cholernie dumny, a ja tacie cholernie wdzięczna za ciężką pracę, którą umożliwił mi naukę w bardzo dobrej szkole i spełnianie moich marzeń.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe wiadomości które dziś otrzymałam.
Do zobaczenia, tato.
Londyn, 25 marca 2017.