Arcyważny mecz, gorący teren, złe wspomnienia. Tak w skrócie można zapowiedzieć dzisiejsze starcie Polaków z Czarnogórcami. Niecałe pięć lat temu z Podgoricy udało się wywieźć tylko remis, dziś nikt nie ma wątpliwości, że jedziemy po pełną pulę. Po spokój przed kolejnymi starciami. Po przewagę nad rywalami, która dziś – w razie remisu Danii z Rumunią – będzie już wynosiła sześć punktów nad wiceliderem grupy. Dlatego trzeba wiedzieć, jakich błędów nie popełnić. Czy raczej – nie powtórzyć, bo zakończony 2:2 mecz eliminacji mistrzostw świata 2014 pod wodzą Waldemara Fornalika to doskonałe pole do analizy.
UTRATA PROWADZENIA
W tych eliminacjach zdążyliśmy już dwukrotnie przeżywać deja vu z Podgoricy, wypuszczając z rąk prowadzenie przeciwko rywalom z gatunku tych „zawsze groźnych”. Wtedy również mieliśmy 1:0 po golu Kuby Błaszczykowskiego, jednak zamiast uspokoić grę, daliśmy sobie jeszcze wbić dwie bramki. W dodatku wszystko to wydarzyło się jeszcze zanim zabrzmiał gwizdek sędziego oznaczający piętnaście minut wytchnienia w połowie spotkania. Dziś na podobne roztrwonienie przewagi zwyczajnie nie możemy sobie pozwolić. Coś na ten temat mogą powiedzieć Rumuni, którzy w obecnej kampanii, mimo 1:0 po golu Popy, dali się dopaść naszym dzisiejszym rywalom (konkretnie Joveticiowi) i już na prowadzenie nie wrócili. Podobnie zresztą, jak w poprzednich eliminacjach Euro Szwedzi, którym z kolei, mimo szybkiego gola Ibrahimovicia, również nie udało się z Podgoricy wywieźć trzech „oczek”.
KRYCIE „NA UDO”
Czyli – wychodzimy dwójką stoperów do zawodnika z piłką i zostawiamy napastnika samego sobie, gdy jego partner decyduje się odegrać za plecy przy drugim kontakcie z piłką.
Ewentualnie – zostawiamy trzech atakujących graczy rywali przy wrzutce z boku z dwoma naszymi obrońcami.
I albo się udo, a Czarnogórcy koncertowo spartolą setkę jak w pierwszej sytuacji lub – jak w sytuacji drugiej – sędzia gwizdnie wydumanego spalonego, albo się nie udo i trzeba będzie się łapać za głowy i szukać winnych.
RAŻĄCA NIESKUTECZNOŚĆ
Czy strzelając dwa gole na trudnym terenie można mówić o nieskuteczności? Niestety, ale w przypadku ostatniego starcia w Podgoricy – można. A nawet trzeba.
17. minuta – Lewandowski po wrzutce z rzutu rożnego jest sam, praktycznie bez krycia, ale nieczysto trafia w piłkę. W ciągu kolejnego kwadransa dwa rzuty wolne z dogodnych miejsc w maliny posyła Obraniak. Chwilę później kolejną zmarnowaną szansę po zagraniu Grosickiego zalicza „Lewy”. A to cały czas pierwsza połowa. Zaraz po przerwie do ostrej wrzutki Obraniaka nie dochodzi na długim słupku Mierzejewski, przewrotkę Lewandowskiego z linii wybija obrońca gospodarzy, a próba napastnika Bayernu z 75. minuty kończy się kiksem i uderzeniem obok bramki.
Tak jak mogliśmy dzięki swojemu oryginalnemu podejściu do krycia stracić ze dwa gole więcej, tak gdybyśmy strzelili ze trzy więcej, też w obliczu stworzonych szans nikt nie mógłby być zaskoczony.
DOPUSZCZANIE DO PRÓB Z DYSTANSU
Wtedy był Drincić ze swoim mierzonym strzałem na 1:1, dziś jest – co udowadnialiśmy filmikami z najpiękniejszymi bramkami z ostatnich kilku sezonów w Vardarze Skopje (w TYM tekście) – choćby Damir Kojasević. Jemu też nie można pozwolić się złożyć do strzału, bo nawet największy bramkarski fachura miałby problem z takimi petardami, jak te jego autorstwa z Anży Machaczkała, Pobedą Prilep czy Skendiją Tetowo.
Tutaj przypomnimy tylko tę najbardziej imponującą próbę, z Pobedą w 94. minucie spotkania.
SPUSZCZANIE NERWÓW ZE SMYCZY
Nie daj się głupio sprowokować.
Nie daj się głupio sprowokować.
Nie daj…
Nawet, gdyby całe zgrupowanie przed meczem z Czarnogórą, każdy trening Adama Nawałki, polegał na przepisywaniu tego jednego zdania w nieskończoność, to wszystko ma szansę wziąć w łeb. Gdy kibice w Podgoricy rozpętają piekło, a gracze gospodarzy rozpoczną swoje brudne gierki, rozsądek czasami idzie w odstawkę. Ten bałkański kraj w końcu w żadnym aspekcie życia nie jest wolny od wpływów tureckich i włoskich, a więc w piłce mieszanki iście wybuchowej. Zresztą – połączcie sobie tureckie gorące głowy z włoską umiejętnością prowokowania rywali jeszcze nim sędzia weźmie do ust gwizdek… Coś o tym pisaliśmy zresztą TUTAJ.
Dlatego w żadnym wypadku nikt z naszych nie może powtórzyć kretyńskiego zachowania Obraniaka sprzed niemal pięciu lat.
fot. FotoPyK