Pewnie wielu kibiców już rozumie, że życie polskiego piłkarza po karierze wcale nie jest usłane różami – w ostatnich latach uczył tego choćby przypadek Radosława Kałużnego, który ni stąd, ni zowąd odnalazł się w magazynie. Nie kolorowym, tylko po prostu przerzucał towary. Lecz o ile świadomość co do naszego podwórka się zwiększa, to wciąż trudno pojąć jak ci najlepsi piłkarze, zarabiający kupę kasy, mogą mieć problemy. A w takie wpadł choćby Patrick Kluivert, czyli duża postać w historii futbolu.
Otóż – jak donosi holenderska gazeta “de Volkskrant” – Kluivert miał słabość do zabawy w bukmacherkę, a na ten cel w latach 2011-2012 pożyczał pieniądze. Niestety, choć napastnik w przeszłości imponował na boisku, to najwidoczniej inteligencją poza nim już niezbyt. Nie brał bowiem kasy od kogoś zaufanego, tylko od typów spod ciemnej gwiazdy, kryminalistów. Co więcej, nie były to małe sumy w typie skromnych chwilówek, ale bardzo poważne – na ponad milion euro.
Holender miał stawiać pieniądze choćby za pośrednictwem Daniel van ‘t H., gościa podejrzanego o ustawianie meczów, a ten i jemu podobni grali nimi u azjatyckich i europejskich bukmacherów. Ciekawe, że Kluivert był wtedy trenerem rezerw Twente Enschede i mówi się, że obstawiał wyniki pierwszej drużyny. To wówczas nie było zakazane, z kolei wpływanie na rezultaty już tak, lecz akurat na to nie istnieją już żadne dowody.
Z tego co się orientujemy – na szczęście nie z doświadczenia, a bardziej z filmów czy innych opowieści – to odsetki przy takiej pomocy rosną szybciej niż w banku i tak było tym razem. Kluivert spłacał, spłacał, ale do końca spłacić nie mógł i jak donoszą holenderscy dziennikarze, wciąż wisiał 700 tysięcy euro. Był szantażowany, wierzyciele mieli nagrania, na których piłkarz rozmawia o długu, więc ich upublicznienie z pewnością nie byłoby przyjemne. Groźby skończyły się w 2014 roku, nie jest jasne, dlaczego – czy piłkarz uporał się z długiem, czy smutni panowie mieli inne problemy na głowie, jak węszącą policję i prokuraturę. Sprawa wychodzi na jaw dopiero teraz, bo w styczniu tego roku pięciu zbirów zakuto w kajdany. Oni ustawiali mecze, Kluivert miał u nich pożyczkę, proste dojście dla prokuratury.
Kluivert był więc wezwany jako świadek, jego adwokat przekonuje, że Holender jest tutaj ofiarą, a sam piłkarz odmawia komentarza. Konsekwencji prawnych pewnie nie będzie, ale wstyd już tak: Patrick pożyczył tyle kasy, a podobno na zakładach wygrał niewiele ponad 15 tysięcy.