Jeszcze nie tak dawno mówiło się, że Robert Lewandowski ma problem ze strzelaniem goli dla reprezentacji Polski. Dziś jednak brzmi to zupełnie niedorzecznie, bo nasz eksportowy napastnik stanie w Podgoricy przed szansą wyśrubowania naprawdę pięknej serii – dziesięciu eliminacyjnych meczów z rzędu przynajmniej z jednym strzelonym golem. To właśnie Robert niemal w pojedynkę przypieczętował awans drużyny narodowej na Euro 2016 oraz sprawił, że prowadzimy w grupie w eliminacjach do mundialu. Starć z “Lewym” nie wytrzymywali bramkarze kolejno Gruzji, Niemiec, Gibraltaru, Szkocji, Irlandii, Kazachstanu, Danii, Armenii i Rumunii. W dziewięciu meczach z tymi rywalami strzelił aż szesnaście goli i właściwie przed spotkaniem z Czarnogórą wystarczy życzyć mu, by po prostu nie spuszczał z tonu.
Czego więc możemy spodziewać się po Lewandowskim w niedzielę? Przede wszystkim kontynuacji serii, która…
Zaczęła się od trzech goli wbitych Gruzji:
Później rozciągnęła się na mecz z mistrzami świata na ich terenie:
Potem przyszły dwa gole wbite najsłabszemu w tej stawce Gibraltarowi:
Oraz dwa gole na ciężkim terenie w Szkocji:
Następnie mieliśmy trafienie dające bezpośredni awans na Euro:
I trafienie z początku eliminacji do mundialu – niby z karnego, ale sfaulowany w szesnastce został – a jakże – Robert Lewandowski:
Później przyszedł kolejny hat-trick, tym razem z Danią:
Strzelony w niesamowitych okolicznościach gol z Armenią:
I, na koniec, dwa gole w Rumunii:
I tak naprawdę niczego więcej od “Lewego” nie wymagamy – niech w Podgoricy po prostu zrobi to, co ostatnio. To powinno wystarczyć, by Polska znalazła się na autostradzie do przyszłorocznych mistrzostw świata w Rosji.
Fot. FotoPyK