Reklama

Co z tym Cywką? Od rozczarowania, przez zapchajdziurę, po solidnego prawego obrońcę?

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2017, 19:50 • 4 min czytania 5 komentarzy

Za nami sześć wiosennych kolejek w Ekstraklasie, a to czas, po którym z pewnością można wyciągnąć pewne – mityczne wręcz – wnioski. Gdy w ostatni weekend stoper Przemysław Pitry do spółki z Aleksandrem Komorem i Pawłem Sasinem w pomocy, zatrzymał najlepszą drużynę początku rundy na jej terenie, zastanawialiśmy się nad największymi niespodziankami ligi w 2017 roku. I obok szeregu tego typu wyskoków w końcu padło imię i nazwisko zawodnika, który zaskakuje ostatnio permanentnie. Tomasz Cywka, na pewno kojarzycie gościa.

Co z tym Cywką? Od rozczarowania, przez zapchajdziurę, po solidnego prawego obrońcę?

My na przykład kojarzymy go głównie z rozczarowaniem. No bo z tym Cywką było trochę jak z koncertem Whitney Houston w Sopocie. Tak, wiemy, że gimby nie pamiętają – otóż chodzi o to, że przed było bardzo dużo gadania, a jak przyszło co do czego, to okazało się, że za zimno, za drogo i generalnie szkoda gadać.

No więc jak dziś pamiętamy, jak niektórzy wciskali tego Cywkę do kadry, Smuda powiedział nawet, że sprawdzi gościa. W zasadzie gdziekolwiek przystawiło się ucha, tam można było usłyszeć, że skoro piłkarz utrzymuje się na poziomie Championship, czyli tam gdzie przepadło kilku polskich piłkarzy, to musi coś sobą reprezentować. Cywka w Anglii z bardzo zmiennym szczęściem występował przez dziewięć lat. Nie oszukujmy się – nikt, albo prawie nikt, nie śledził tydzień w tydzień jego losów. Stąd już tylko o krok od wniosku, że talent Cywka może i miał, ale bardziej tak na słowo honoru.

Dlatego dopiero występy w Wiśle, do której trafił na początku poprzedniego sezonu, miały pokazać, czy rzeczywiście mówimy o kimś więcej niż o przeciętnym polskim piłkarzu. Osoby, które śledziły przygotowania i sparingi Wisły przed sezonem 2015/16, dość zgodnie potwierdzały, że Cywka może być odkryciem całej ligi. Nowy Wiślak sezon rozpoczynał w pierwszym składzie, zanotował nawet – dość przypadkową – asystę przy premierowym trafieniu przeciwko Górnikowi Zabrze, później Kazimierz Moskal wystawił go na derby Krakowa i… to by w zasadzie było na tyle.

To znaczy przez kolejne 1,5 sezonu Cywka wystąpił w 38 meczach Wisły  we wszystkich rozgrywkach (24 razy wszedł z ławki), ale jego dobre mecze mógłby policzyć na palcach jednej ręki nawet ktoś, kto zdecydowanie za dużo bawił się tasakiem. Do swojego dorobku w ofensywie dołożył w tym czasie tylko dwie asysty, gdy a początku tego sezonu zastępował Bobana Jovicia na prawej obronie.

Reklama

“Zastępował” to w kontekście Cywki ważne stwierdzenie. Bo przez 1,5 roku w Ekstraklasie wypracował sobie opinie zapchajdziury. Ba! Gdyby tak dalej poszło, pewnie wylądowałby między słupkami i napisalibyśmy o nim nawet, że jest zapchajdziurą totalnym. Ale i tak zdążył grać jako:

– rozgrywający,
– lewoskrzydłowy,
– defensywny pomocnik,
– prawy obrońca,
– lewy obrońca,
– prawoskrzydłowy,
– środkowy obrońca.

To tak z grubsza, bo w zależności od taktyki, którą przyjmowała Wisła, tych ról Cywce moglibyśmy przypisać jeszcze więcej. Sęk w tym, że gość grał wszędzie, ale nigdzie dobrze. Do tego stopnia, że pojawiał się w wielu rankingach rozczarowań, my znaleźliśmy dla niego miejsce nawet w najgorszej jedenastce sezonu. I jeśli mamy być szczerzy, to stawialiśmy na nim krzyżyk. Jedną z tworzących go kresek już nasmarowaliśmy, ale ostatnio Cywka wytrącił nam flamaster z rąk.

Wiele wskazuje na to, że to może być casus Adama Frączczaka. Dopiero stabilizacja na jednej pozycji powoduje, że to piłkarz, którego można zaliczać do grona wyróżniających się ligowców. Tym, czym dla Portowca jest gra na środku ataku, w przypadku Cywki jest przesunięcie na prawą obronę. Pomogło odejście Jovicia, ale to nie tak, że Kiko Ramirez nie miał żadnego wyboru – są przecież Jakubowie, Bartosz i Bartkowski. Ale gra Cywka i robi to naprawdę dobrze. Widać wybieganie, widać nieustępliwość, no i przede wszystkim umiejętności. W skrócie: wszystko to, co w ciemno przypisywaliśmy mu, gdy grał na Wyspach. Nie powiemy, że to już teraz ligowa czołówka na tej pozycji, ale jak tak dalej pójdzie – gdy jeszcze dojdą liczby – to kto wie.

Na razie zawodnik Wisły rozegrał sześć dobrych lub bardzo dobrych meczów z rzędu w pierwszym składzie, prawie od deski do deski. A wcale nie tak łatwo odkopać w archiwum równie dobry okres w jego wykonaniu. Wisła może nie jest dziś klubem, do którego pchają się chętnie zawodnicy będący na fali, ale solidnie pracuje na opinie zespołu, w którym prędzej czy później można się odbudować.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...