Na miejscu władz Korony Kielce poważnie rozważylibyśmy pewne nowatorskie rozwiązanie – duet trenerski, w którym Maciej Bartoszek byłby odpowiedzialny za drużynę w meczach u siebie, a inny szkoleniowiec prowadziłby ją na wyjazdach. Absurd? Fakty są takie – nikt nie jest tak słaby poza własnym stadionem jak Kiełb i spółka, ale na swoim obiekcie obecny szkoleniowiec w dalszym ciągu ma 100-procentową skuteczność. Zagłębie, Pogoń, Lechia, Wisła Płock, Górnik i Cracovia. Już sześciu przeciwników wyłapało za jego kadencji w Kielcach w cymbał.
Tylko 8 minut czekaliśmy na bardzo istotną, a w zasadzie kluczową sytuację dla losów meczu. Dani Abalo wygrał walkę o pozycję z Wójcickim w polu karnym, minął Grzegorza Sandomierskiego, po czym został powalony przez spóźnionego z interwencją obrońcę. Karny bez dwóch zdań, ale żeby częstować zawodnika od razu czerwoną kartką? Chyba trochę pospieszył się z tą decyzją sędzia Marciniak. Później wykazał się za to pobłażliwością – po równie ostrym co głupim wejściu w przeciwnika zaliczyli Cetnarski i Kwiecień, ale obaj wyszli z tych sytuacji tylko z żółtkiem.
Wracając jednak do karnego – Cracovia straciła piłkarza, ale nie gola. Tym razem Kiełb nie potrafił zamienić jedenastki na bramkę, strzelił w słupek. I przez jakiś czas obserwowaliśmy lekką konsternację w szeregach Korony – grający w “10” przeciwnik nie położył się na boisku, a gospodarze nie bardzo mieli pomysł co z tym fantem zrobić.
Na dobrą myśl wpadł dopiero Jakub Żubrowski (świetny mecz tego piłkarza) po 30 minutach gry. Powiedzmy, że mniej więcej tak to wyglądało – 24-latek dostał piłkę w odległości od bramki, z której można poszukać szczęścia, kątem oka zobaczył Marcina Budzińskiego, czyli jakkolwiek patrzeć specjalistę od takich sytuacji i postanowił zrobić to samo, co zazwyczaj piłkarz Pasów – fenomenalnie huknął pod samiutką ladę.
Cracovia w osłabieniu dość długo grała nie najgorzej, troszeczkę jak wczoraj Jagiellonia, ale Korona wykazała się większym zrozumieniem swojej roli w takiej sytuacji niż Pogoń. Łącznie 30 strzałów oddała na bramkę Sandomierskiego drużyna gospodarzy. Strzelała trochę jak Zagłębie z Ruchem, ale Bartoszek może mieć pretensje do swoich piłkarzy tylko z powodu tego, że zamknęli ten mecz tak późno – cztery minuty przed końcem trafił Górski, chwilę później za zmarnowanego karnego zrehabilitował się Kiełb.
Tyle, od momentu czerwonej kartki był to mecz bez większej historii. Korona spędzi przerwę na kadrę w górnej ósmce i w dobrych nastrojach. Cracovia – w obliczu wygranych Piasta, Śląska i Ruchu – w strefie spadkowej. Ciągle nie możemy się do widoku Pasów w tym rejonie tabeli przyzwyczaić.
Fot. FotoPyK