Reklama

Lech nie do poznania. Pitry zatrzymuje pędzącego Kolejorza

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2017, 18:24 • 3 min czytania 46 komentarzy

Wyobraźcie sobie, że organizujecie urodziny, macie do dyspozycji najlepszy lokal w mieście, obecność potwierdzają najładniejsze koleżanki, a na zamówiony alkohol dostajecie spory rabat. W skrócie: szykuje się świetna zabawa. Tymczasem koleżanki przychodzą z chłopakami, napoje wyskokowe szybko się kończą, a prezenty, które dostaliście, zaczynają się dublować. Innymi słowy: absolutna klapa. I tak dziś było w Poznaniu, bo świętujący 95-lecie istnienia Lech ściągnął na trybuny ponad 40 tysięcy widzów, a na boisko zaprosił ostatni zespół w lidze, pozostając samemu numerem 1 w 2017 roku. Miało być gładkie, wysokie zwycięstwo i wskoczenie na fotel lidera. Skończyło się zaś dużym rozczarowaniem.

Lech nie do poznania. Pitry zatrzymuje pędzącego Kolejorza

Pomijając już wspomniane statystyki, wystarczył rzut oka na skład, by stwierdzić, że to powinno skończyć się bolesną porażką Górnika Łęczna. W środku pola, u boku Tymińskiego, Sasin, na środku obrony – uwaga, uwaga – napastnik Pitry. Dla Majewskiego, Jevticia czy Kownackiego sytuacja wydawała się idealna, by znów trochę podkręcić liczby, by zawalczyć o kolejne 3:0.

A jednak mieliśmy problemy, by stwierdzić, która ze stron gra tutaj o mistrzostwo Polski, a która broni się przed spadkiem. Bo Górnik nagle okazał się zespołem zupełnie innym, niż znaliśmy go z ostatnich meczów, jakby ktoś w końcu kilkukrotnie sklonował Bonina. Pitry i Komor, choć notowali indywidualne błędy, świetnie czyścili ataki przeciwnika, Matei i Leandro grali tak dobrze, jak przyzwyczaili nas Kędziora z Kostewyczem, środek pola – również dla gości. I statystyki do przerwy pokazywały więcej strzałów, rzutów rożnych i wymienionych podań łęcznian.

Górnik miał kilka niezłych sytuacji: strzelali Leandro z ostrego kąta, głową Pitry, Śpiączka po rzucie rożnym trafił w poprzeczkę, a mocne uderzenie Javiego z dystansu obronił Putnocky. Czym odpowiedział Lech? Tylko jedną okazją bramkową, kiedy Majewski po prostopadłym podaniu Pawłowskiego przegrał pojedynek z Prusakiem.

Kto liczył, że to tylko chwilowy wypadek przy pracy i Kolejorz wróci po przerwie na właściwe tory – musiał czuć zawód. Gospodarze, owszem, wrzucili wyższy bieg, ale to ewidentnie nie był ich dzień. Kiedy wyprowadzali kontrę, rozgrywali ją nie w tempo. Kiedy chcieli przyspieszyć i zagrać na jeden kontakt, gubili precyzję. Kiedy już docierali w okolice pola karnego, mieli tak blisko siebie rywali, że brakowało im miejsca na właściwe rozegranie. Niby ta druga połowa była lepsza, niby nieznacznie pudłowali Majewski z Pawłowskim, Robak uderzał głową prosto w Prusaka, a po uderzeniu Bednarka Prusak odbił piłkę na słupek, ale to nie był ten Lech. Dobrą sytuację po minięciu Pitrego miał też Kownacki, którego w ostatnim momencie zatrzymał Komor, ale naszym zdaniem robił to nieprzepisowo.

Reklama

Lech może nieco narzekać, bo należał mu się rzut karny. Ale Lech narzekać nie powinien, bo sam był dziś – jak mówił po meczu Bednarek – za mało agresywny i za mało odpowiedzialny. Jedyny plus to chyba Putnocky, który jeszcze w ostatnich minutach wygrał pojedynek ze Śpiączką. Gdyby skończyło się porażką Kolejorza, zbieralibyśmy zęby z podłogi przez kilka dni.

Górnikowi należą się jednak słowa pochwały. Goście wyszli na duży obiekt w Poznaniu bez odrobiny strachu i respektu dla przeciwnika, a z konkretnym planem, który konsekwentnie realizowali. I choć Lech w tym roku ogrywał bez większych problemów każdego rywala, tym razem stracił punkty nieprzypadkowo.

TwHi9U0

Najnowsze

Komentarze

46 komentarzy

Loading...