Ten facet jest niesamowity! Michał Kwiatkowski najpierw jako pierwszy Polak sięgnął po tytuł zawodowego mistrza świata (2014), a teraz wygrał jeden z pięciu największych jednodniowych wyścigów. Po pasjonującym finiszu w monumencie Mediolan – San Remo „Kwiato” okazał się minimalnie lepszy od swojego odwiecznego rywala, a zarazem rówieśnika – Petera Sagana.
– To jeden z największych sukcesów naszego kolarstwa w historii – nie ma wątpliwości w rozmowie z Weszło Tomasz Jaroński. Z komentatorem Eurosportu należy zgodzić się w 100%. Poza wyścigiem Mediolan – San Remo na świecie liczą się jeszcze cztery monumenty: Giro di Lombardia, Liege – Bastogne – Liege, Dookoła Flandrii i Paryż – Roubaix. Przed dzisiejszym startem Michała żaden Polak nie zajął w nim nigdy lepszego miejsca niż trzecie.
Umówmy się: tylko najwięksi sportowcy potrafią doprowadzić kibiców do stanu wrzenia. Do momentu, w którym skaczą przed telewizorem, a jednocześnie krzyczą i modlą się w duchu, aby ich faworytowi udało się wygrać. Tak olbrzymie emocje wywoływali u polskich fanów w XXI wieku m.in. piłkarze ręczni Bogdana Wenty na MŚ w Niemczech i Chorwacji, Justyna Kowalczyk podczas walki z Marit Bjoergen na IO w Vancouver, czy Krzysztof Głowacki, kiedy potykał się o mistrzowski pas z Marco Huckiem. Do tego grona trzeba dołączyć Kwiatkowskiego, który najpierw uciekł wszystkim rywalom w Ponferradzie i samotnie przekroczył linię mety zostając nowym mistrzem świata, a teraz okazał się najlepszy w MSR.
Dzisiejszy wyścig Michała był jednak bardziej emocjonujący od tego z 2014. Wówczas już kilka minut przed finiszem spodziewaliśmy się tego co nastąpi. W sobotnie popołudnie we Włoszech o wynik drżeliśmy do ostatniej chwili. Bo przecież o wygraną z Polakiem walczyli dwaj wspaniali zawodnicy: Julian Alaphilippe i – przede wszystkim – Peter Sagan. Słowak to odwieczny rywal Kwiatkowskiego. Panowie, którzy urodzili się w 1990 roku, ścigają się ze sobą „od zawsze”. Po tym jak Michał okazał się najlepszy w Ponferradzie jego przeciwnik zdobył tęczową koszulkę mistrza świata dwukrotnie: najpierw w Richmond, potem w Ad-Dausze. Wielu ekspertów i dziennikarzy uważa go za najlepszego kolarza globu. I największego luzaka w peletonie. Peter lubi powiedzieć coś kontrowersyjnego albo nakręcić ciekawy filmik, na którym popisuje się np. jazdą na jednym kole. To prawdziwy showman, gość z zupełnie innym charakterem niż Michał. I tak jak na faceta lubiącego robić zamieszanie przystało to właśnie Sagan zaatakował dziś na 6,3 km przed metą. Kwiatkowski i Alaphilippe nie zamierzali mu odpuścić, dzielnie jechali Słowakowi na kole. Niejeden polski kibic myślał wtedy zapewne coś w stylu: „Peter jest za szybki dla Michała, na ostatnich metrach mu ucieknie”. Błąd! Chociaż Słowak starał się co sił, to jednak nie dał rady Polakowi, który pokazał na finiszu nieprawdopodobną determinację i hart ducha. W efekcie wyprzedził długowłosego rywala o kilka cm.
– Warto podkreślić, że Sagan od razu pogratulował Michałowi zwycięstwa. Moi koledzy z Eurosportu zastanawiali się jeszcze kto wygrał, czekaliśmy na powtórki, a Peter już wiedział, że pierwszy był Kwiato. Dlatego wyciągnął do niego rękę zamiast rozpaczać i walić pięściami w kierownice, co często zdarza się kolarzom w takich sytuacjach – tłumaczy Tomasz Jaroński. I dodaje: – Bardziej niż z samego zwycięstwa Kwiatkowskiego cieszę się z tego, że wrócił do najwyższej formy. To dla niego już drugi wygrany w tym roku wyścig, po Strade Bianche. Po kilkunastu miesiącach Michałowego przyzwyczajania się do ekipy Sky mamy kolarza z pierwszego szeregu, kto wie, może nawet mamy najlepszego obecnie zawodnika na świecie?
KG